Victor Hugo, to postać, przynajmniej z samego nazwiska, znana chyba każdemu miłośnikowi literatury pięknej. Poeta, prozaik, autor licznych sztuk teatralnych. Człowiek, a przede wszystkim obywatel, czynnie włączający się w dyskusje polityczne gorących, rewolucyjnych czasów XIX- wiecznej Francji. Jak ważne dla Europy oraz całego świata były teksty Hugo, jak wydatnie wpłynął na twórczość innych znakomitości słowa pisanego takich jak chociażby Fiodora Dostojewskiego, Charlesa Dickensa, czy Alberta Camusa, można by pisać całe książki. My idziemy jednak pod prąd i zamiast skupiać się na najbardziej znanych dziełach pisarza, bierzemy na tapetę jeden z najwcześniejszych obrazów francuskiego mistrza, a mianowicie Ostatni dzień skazańca, powieść, którą ze względu na jej gabaryty śmiało można sklasyfikować jako nowelę lub opowiadanie. Czy na zaledwie osiemdziesięciu stronach Ona i On odnaleźli ślady geniuszu jednego z najwybitniejszych autorów w historii literatury? O tym dowiecie się z lektury kolejnej odsłony Między Wenus, a Marsem
ZARYS FABUŁY
Ona: Książka, którą dzisiaj bierzemy pod lupę jest zaledwie kilkudziesięciostronicową nowelką w związku z czym, jej fabuła nie jest zawiła. To jednowątkowa historia bezimiennego skazańca zamkniętego w ponurej celi gdzieś w dziewiętnastowiecznej Francji, oczekującego na egzekucję przez zgilotynowanie. Victor Hugo skoncentrował swoją opowieść głównie wokół odczuć strachu i lęku, jakie trawią więźnia na kilka godzin przed wymierzeniem kary.
On: Właściwie nie ma tutaj czego dodać, jak wspomniała Dominika – to krótka książka, zaledwie 80. stronicowa i odnośnie fabuły temat został już wyczerpany powyżej ;) .
ODCZUCIA TOWARZYSZĄCE LEKTURZE
Ona: Nie ukrywam, że historia ta odcisnęła na mnie spore piętno. Od dawien dawna nie miałam bowiem w ręku książki, która wywołałaby we mnie aż tak silne emocje. Historię Skazańca czytałam ze ściśniętym sercem i żołądkiem jednocześnie. Bardzo mu współczułam, jeszcze mocniej kibicowałam. Victor Hugo miał osobliwy dar do konstruowania sylwetek swoich bohaterów. Postaci jego książek (jak chociażby Fantyna czy Jean Valjean z głośnych Nędzników) przeżywają prywatne dramaty. Nie inaczej jest w przypadku naszego bezimiennego skazańca. Ostatnie godziny przed karą śmierci przez zgilotynowanie, jaką ma ponieść można porównać do swego rodzaju agonii. Olbrzymi strach, gonitwa myśli, rozpacz i obawa o malutką córeczkę – emocje są tutaj skrajne. Bardzo mocno przeżyłam tę historię i niezmiernie dziwi mnie fakt, że odbiór utworu przez krytyków był zgoła odmienny. Zarzucano mu między innymi, iż nie wzbudza u odbiorcy współczucia, co więcej, doczekał się nawet swojej parodii. Czyż to nie dziwne, Przemku?
On: Hmm, odnośnie parodii i braku współczucia, zdecydowanie nie mogę zgodzić się z takim odbiorem, aczkolwiek daleko mi również do Twoich “zachwytów” (jeśli tak można nazwać Twą reakcję, choć to chyba złe słowo). Co prawda bardziej przychylam się ku Twojemu odbiorowi Dominiko, jednak historia ta nie wzbudziła we mnie aż tak potężnych emocji (z dwoma wyjątkami, o których za chwilę). Nie wyobrażam sobie, by parodiować tę historię, tak jak i nie mieści mi się w głowie, by nie odczuwać choćby odrobiny współczucia względem tytułowego skazańca. Z drugiej zaś strony, mnie nie porwało. Było poprawnie, było solidnie. Ba, jak na tak krótką stronicowo opowieść, autor wykazał się całkiem sporym kunsztem pisarskim, jednak.. czegoś mi zabrakło. Czegoś, co wbiłoby w fotel. Mnie nie wbiło, choć gdybym miał oceniać to dzieło w dziesięciostopniowej skali, przyznałbym siedem i pół, czyli – wbrew pozorom – całkiem sporo.
Ona: Wbijać nie wbiło, ale jakimś cudem ta historia siedzi we mnie głęboko. I szybko nie wyparuje, tego jestem pewna.
On: Ma coś w sobie, to fakt, jednak sam materiał i punkt wyjściowy, można było bardziej rozbudować. Oczywiście zamysł Hugo był tak jaki był i nie mnie z tym dyskutować.
WALORY POWIEŚCI
Ona: Jak już wspominałam wyżej, głównym walorem tej nowelki jest jej pokaźny ładunek emocjonalny. To proza, która porusza. Abstrahując jednak od strony uczuciowej, warto wspomnieć, iż historia ta powstała głównie dlatego, by poruszyć ważny problem etyczny, mianowicie karę śmierci, która figurowała w prawie francuskim za czasów życia Victora Hugo, a z którą autor się nie zgadzał. Francuz w sposób bardzo dobitny i obrazowy maluje emocje, z jakimi borykać musieli się skazańcy mający przed sobą ostatnie godziny życia oraz nieuchronną perspektywę egzekucji na gilotynie.
On: Tutaj po części się z Tobą zgodzę, jednak nie do końca (ah, te różnice pomiędzy Wenus a Marsem, co? ;) ). Jak już wspomniałem – dla mnie ów ładunek emocjonalny nie był aż tak potężny. Nie sposób jednak nie zgodzić się tak z odbiorem (Twoim/moim/prawdopodobnie większości czytelników) jak i zamysłem samego Hugo odnośnie kary śmierci. Tutaj z moimi odczuciami zaczekam do kategorii “Scena, której nie zapomnę” choć oczywiście, jak wszystko w tej książce, będzie to odczucie względem zasadności kary śmierci właśnie.
Ona: Tak to już bywa, z tymi dwoma odległymi od siebie światami ;-) Wracając jednak do tematu, nie wiem czy też zwróciłeś Przemku na to uwagę, ale Victor Hugo w sposób wybitny potrafił nakreślać klimat mroku, brudu, obskurności. Zjawiskowo odmalował podobną rzeczywistość w Nędznikach. Jego zamiłowanie do przedstawiania szpetoty ówczesnej prozy życia jest niebywałe, a panorama Francji z pierwszej połowy XIX wieku robi spore wrażenie.
On: To fakt, umiejętność koncentrowania się na oraz opisywania brzydoty, wychodzi Hugo niezwykle przekonująco. Właściwie cała ta książka jest “brudna” i na swój sposób odpychająca. I oczywiście wiem, że to zaledwie osiemdziesiąt stron, a i sama historia traktuje o facecie skazanym na ścięcie, więc trudno tu oczekiwać huraoptymizmu, aczkolwiek tak jak mówisz, dawka “brzydoty” jest zauważalna prawdopodobnie w większym stopniu niż można by oczekiwać. Składa się na to wrażenie w zasadzie każdy opis – od galerników (czyli dłuższy) po opis pryczy skazańca i koca, którym jest owinięty (czyli opis krótszy). I to w sumie dobry przykład, bo choć nie odtworzę teraz dokładnie tego zdania, jest ono idealnym odbiciem tego o czym mówimy, mianowicie, że ów “koc” był taki sam w letnie upały jak i zimowy ziąb, czyli nie sprawdzał się ani tu, ani tu. I właśnie takie pojedyncze zdania, takie malutkie cegiełki budowały od początku do końca wrażenie bezsilności, brudu, przerażenia, niesprawiedliwości społecznej itd.
Ona: Typowy Hugo, ten sam, którego pokochałam czytając Nędzników.
On: Wierzę, że i ja pokocham ;)
MANKAMENTY POWIEŚCI
Ona: Powiem krótko: Ostatni dzień skazańca jest zdecydowanie zbyt krótki! Niespełna osiemdziesiąt stron, które przeczytałam na raz.
On: W zasadzie wypada mi się jedynie zgodzić z Tobą, Dominiko. Długość tej… powieści? noweli? opowiadania? jest zdecydowanie niewystarczająca i właśnie to sprawiło, że nie do końca byłem w stanie poczuć te emocje. Pierwsza rzecz jest taka, że zabrakło mi wyjaśnienia dlaczego (z jakiego powodu) nasz skazaniec znajduje się w takiej a nie innej sytuacji. I tak, zdaje sobie sprawę z tego, iż taki (utrzymania tajemnicy) był zamysł autora, jednak ze swojej strony, jeśli mam być oczywiście szczery, muszę wytknąć to jako coś co uznaję za wadę. I właściwie to byłoby wszystko, całość jest bowiem zbyt krótka, nawet by wytknąć jej minusy.
Ona: Przyznaj jednak, tak szczerze, z ręką na sercu. Czy taka informacja miałaby jakiekolwiek znaczenie? W tej nowelce nie chodzi o powody, a o karę śmierci (jak i traktowanie więźniów, galerników) samą w sobie. Powody są tutaj, w moim odczuciu, zupełnie zbędne.
On: Prawdopodobnie odkrycie powodów osadzenia skazańca nie wpłynęłoby na wydźwięk lektury, jednak mnie tego brakowało. Brakowało mi tego jako czytelnikowi z XXI wieku, który być może chciałby się dowiedzieć za co w XIX wiecznej Francji ścinano głowy. Zresztą i nie żebym pouczał pisarza pokroju Hugo, jednak dla dobra tej powieści, a może i nawet dla podkreślenia tego “brudu” i niesprawiedliwości jakie serwuje nam autor, dobrze by zrobiło, gdyby okazało się, że cały ten rozgrywający się na przestrzeni Ostatniego dnia skazańca dramat ma tak naprawdę błahe źródło i można by wtedy dyskutować również z samym wyrokiem.
SCENA, KTÓREJ NIE ZAPOMNĘ
Ona: Scena, która mną wstrząsnęła (choć i tak mam poczucie, że słowo to jest eufemizmem), to ta, gdy Skazańca odwiedza mała córeczka. Jako mama dwójki dzieci w podobnym wieku moment ten przeżyłam w sposób szczególny, na samą myśl mam na ciele dreszcze.
On: No i tutaj dochodzimy do momentu, gdy i ja wreszcie nie będę tym facetem bez serca ;) Dwie sceny ujęły mnie mocno. Pierwszą jest rzecz jasna ta, o której wspomniałaś przed chwilą, czyli scena wizyty córeczki. Zdecydowanie najbardziej dramatyczny moment całego obrazu, który obdziera tak skazańca jak i samego czytelnika z resztek nadziei i wiary. Bardzo ciężko się to czytało, bez dwóch zdań.
Ona: Nigdy nie posądzałam Cię o brak serca ;-)
On: Kamień z serca ;) . Drugim fragmentem, który przykuł moją uwagę były wiersze opisujące rozważania naszego bohatera nad. .. nie pamiętam teraz jak było to ujęte.. “lekkością” czy też “bezbolesnością” ścięcia pod gilotyną. Rozważania dotyczyły tego, czy rzeczywiście jest to kara “łatwiejsza” i mniej bolesna aniżeli – dla przykładu – trwające godzinami tortury. Ciekawy wątek i tu naprawdę jest nad czym myśleć (w naszym przypadku czysto teoretycznie), czy gorszy jest rzeczywiście czas tortur, czy też moment oczekiwania na spadające ostrze; moment kiedy słyszy się, gdy opada ono w dół i ten ułamek sekundy, ułamek świadomości tego co za chwilę się stanie – czy tak naprawdę nie to jest “gorsze”?
Ona: Prawda, choć przyznam szczerze, że dla mnie prawdziwą torturą dla tegoż skazańca był właśnie ten czas oczekiwania na wykonanie kary. Istna psychiczna katorga!
JĘZYK I STYL
Ona: To punkt, przy którym nie możemy się chyba za bardzo popisać. Język i styl są poprawne i przystępne, ale nie przykuły zbytnio mojej uwagi. Ot, niczym niewyróżniająca się niczym szczególnym stylistyka, która obrazowo przedstawia treść książki.
On: Ponownie muszę przyznać Ci rację Dominiko, nie za bardzo jest się tu nad czym rozwodzić, zbyt mała była to próbka, by oceniać język oraz styl. Były poprawne.
WNIOSKI PO LEKTURZE
Ona: W przeciwieństwie do Ciebie, drogi Przemku, jestem z lektury w pełni usatysfakcjonowana. To poprawna formalnie oraz uderzająca emocjonalnie historia, którą przeczytać można “na raz”. Czuć w niej ducha Wiktora Hugo, jego zapędy, by polemizować z ówczesną konstrukcją świata i przedstawiać jej niechlubne strony są tutaj wyraźne. Stanowią wspaniały punkt wyjścia do tego, by poznać jego bardziej szumne dzieła. Czytałam Nędzników oraz Katedrę Marii Panny w Paryżu. Nie wiem jak Ty, ale po tej lekturze pragnę sięgnąć jeszcze po Człowieka śmiechu. Może i przy okazji tego tytułu spotkamy się jeszcze kiedyś gdzieś pomiędzy Marsem i Wenus, by razem podyskutować na temat, nie boję się użyć tych słów, wybitnej twórczości Francuza?
On: To nie jest tak, że czuję się zawiedziony lekturą, w żadnym wypadku! Jak napisałem niemal na samym początku książkę oceniam na siedem i pół więc stosunkowo wysoko. Nie mam też zastrzeżeń do polemiki Hugo z prawami jakimi rządził się świat, w którym przyszło autorowi żyć. Odczuwam jednak pewien niedosyt spowodowany przede wszystkim poczuciem, że można było z tej historii wyciągnąć jeszcze więcej. Kurcze, nawet najprostszym zabiegiem byłoby opisanie ostatniego tygodnia, nie dnia. Znasz mnie zresztą Dominiko i wiesz, że uwielbiam pisanie dla samego pisania i generalnie w powieściach najbardziej rozsmakowuję się w gawędziarstwie. Oczywiście są od tego wyjątki, jednak ja po prostu lubię “lanie wody” ;) Ostatni dzień skazańca to bardzo poprawna książka pod każdym właściwie względem i Broń Boże nie chcę żebyś Ty, czy czytelnicy naszego tekstu źle mnie zrozumieli – to dobra książka, po którą warto sięgnąć, chociażby po to by poczuć klimat XIX wiecznej Francji (swoją drogą rozsmakowałem się ostatnio w literaturze z tamtych czasów, a Tobie przy okazji mogę polecić nagrodzony niedawno genialny film “Faworyta” – jestem przekonany, że przypadnie Ci do gustu, ja się w nim zakochałem). Co zaś tyczy się kolejnych naszych spotkań przy okazji Między Wenus, a Marsem to wiesz przecież, że zawsze jestem otwarty na propozycje ;) .
Tytuł: Ostatni dzień skazańca
Autor: Victor Hugo
Wydawnictwo: CM
Rok wydania: 2018
Ilość stron: 83
Komentarze
Kasia
Zapowiada się ciekawie!
Karolina
Wydaje się bardzo interesująca, szkoda ze to nowela, bo krótkie formy do mnie nie przemawiają - za szybko się kończą ;-)
Kociel
Przekonuje mnie ta pozycja, chętnie bym przeczytała ;)