Nancy Bilyeau osadza fabułę Błękitu w ciekawych historycznie czasach oraz konstruuje obiecującą, ożywczą intrygę. U jej źródła stoi porcelanowa gorączka, jaka owładnęła Anglię i Francję w połowie osiemnastego wieku, rodzący się wyścig za nowatorskimi technikami zdobnictwa ceramiki, a także problematykę ówczesnej dominacji mężczyzn w świecie artystów.
Geneviève Planché to pochodząca z hugenockiej rodziny młodziutka Angielka o aspiracjach malarskich. Jej marzeniem jest zostać artystką z prawdziwego zdarzenia. Panujące konwenanse nie pozwalają jednak na to, by kobieta w pełni mogła rozwinąć skrzydła. Miast tworzyć obrazy i pracować na własne nazwisko, musi zadowolić się pracą w jednej z okolicznych fabryk porcelany w roli osoby ozdabiającej ceramikę. Los stawia na jej drodze tajemniczego gentlemana, sir Gabriela Cournteaya, który zleca jej zadanie specjalne – dziewczyna ma szpiegować i zdobyć tajemną recepturę barwy błękitu, stworzoną przez pewnego alchemika.
Sztuka powinna być sztuką, odzwierciedleniem społeczeństwa. Powinna je zmieniać. jej rola jest nie tylko dekoracyjna.
Ciężko cokolwiek zarzucić samej koncepcji fabularnej. Porównując ją do podobnych tematycznie publikacji zdaje się być świeżym spojrzeniem na powieść obyczajową. Interesująca jest postać głównej bohaterki, która jest kobietą pełną pasji i miłości do sztuki, którą pragnie usilnie tworzyć, a czego zabraniają jej panujące konwenanse. Kreacja ta wybija się pośród otaczającej ją rzeszy męskich bohaterów. To pełnokrwista, zadziorna i czupurna kobietka, nieprzystająca do ówczesnych realiów, będąca zawsze w centrum wydarzeń, co ratuje nieco lekturę. Ta, choć z założenia frapująca, łączy w sobie nieporadnie i w sposób zbyt mało plastyczny nadto wątków. Nancy Bileau próbuje w intrygę stricte szpiegowską wkomponować zarówno akcję, suspens jak i romans, dodatkowo osadza to wszystko w ramach powieści historycznej.
Tło historyczne z ówczesnymi zawirowaniami dotyczącymi nie tyleż walki o prestiż na niwie ceramiki, (która staje się nie tylko dochodowym źródłem, ale i rzemiosłem renomowanym, dającym spory pogłos), co spowodowaną nawracaniem hugenotów na katolicyzm falą francuskich emigrantów uderzających na Anglię, mogło być solidną osią konstrukcyjną niniejszej powieści. Potraktowane zostało jednakże w sposób nadto lapidarny i powierzchowny, co w odbiorze staje się mało interesujące, jeszcze mniej wiarygodne, a finalnie nużące.
Abstrahując od powyższych niedociągnięć, Błękit rozczarowuje przede wszystkim stylem wypowiedzi. Maniera pierwszoosobowej narracji w czasie teraźniejszym jest irytująca, surowe zaś, niewygładzone dialogi nienaturalne i wymuszone. Konstrukcji bohaterów, za wyjątkiem Geneviève Planché, brakuje ikry. Ich zachowania przypominają chaotyczny pląs marionetek, a nie rozmyślne działanie.
W niniejszej pozycji zabrakło rozwinięcia wątku misternego zdobienia porcelany czy też rozszerzenia tematu poszukiwań błękitu idealnego. To pasjonujące motywy, które mogły ubogacić obraz, tworząc z niego rzecz wyjątkową i zapadającą w pamięć na dłużej. Tym bardziej więc trudno o większe rozczarowanie, gdy wydana w sposób zjawiskowy książka nie współgra zasadniczo ani z obiecaną na obwolucie treścią, ani z kuszącą, jakże misternie i bogato zdobioną okładką. Kiedy potencjał drzemiący w powieści nie zostaje w pełni rozwinięty lektura pozostawia po sobie niestety cierpki posmak niedosytu.
Tytuł: Błękit
Autor: Nancy Bilyeau
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2021
Ilość stron: 472
Komentarze
Irena-Hooltaye w podrozy
Często jak sroka łapię się na piękne okładki, a ta jest piękna i przyciągająca. Dzięki za recenzję. Zapewne książka znajdzie swoich czytelników, bo treść wydaje się interesująca. Osobiście nie lubię niedosytu. Irena - Hooltaye w podróży
Czynniki pierwsze
no okładka skradła moje serce! to trzeba im przyznać, ze postarali się, akurat w tym temacie.... :D
Magda
Okładka rzeczywiście piękna. Szkoda, że z treścią gorzej.
koza domowa
A już, już prawie wciskałam "kup to", gdy zobaczyłam okładkę i temat książki. A później przeczytałam Twoją recenzję i... Jednak nie. Też nie lubię, gdy pięknie wydane książki okazują się być niedobre. Mam wtedy wrażenie, że ta piękna okładka ma być chwytem marketingowym tylko, a nie dodatkiem do porządnej treści... Kasia