Listopadowe porzeczki to powieść ze wszech miar osadzona w estońskim folklorze, mitach i wierzeniach, gdzie prawdziwi, stricte ludzcy mieszkańcy estońskiej wsi, na co dzień tańczą dzikie harce z postaciami z zaświatów. Świat rzeczywisty w sposób nierozerwalny splata się tutaj ze światem nadprzyrodzonym. Andrus Kiviräh nie rozdziela bowiem tych planów, nie stawia między nimi najmniejszych nawet granic. Choć w zamysł ten wpisana jest pewna dzikość i niepodważalna sztuczność, niniejszą lekturę odbiera się w sposób naturalny, jakby koncepcja przenikania się świata realnego z tym fantastycznym była rzeczą oczywistą i zupełnie normalną.
Obecność samego diabła, wilkołaków, psiogłów, mlekopijców i zjaw wszelakich jest powszedniością mieszkańców tej zapomnianej, otoczonej ciemnymi lasami oraz skąpanej w mroku estońskiej wsi. Mrok ów nie jest jednakże wyłącznie wpisany w otoczenie, w którym żyją wspomniani bohaterowie. Jest głęboko zakorzeniony w nich samych. Pierwotne, atawistyczne pobudki tlą się w ich sercach, w połączeniu z szaleństwem nadnaturalnych, towarzyszących im istot tworząc mieszankę piekielnie dynamiczną, nieokiełznaną niemal. Losy bohaterów są równie burzliwe jak ich charaktery, niepewność ich poczynań równie niepewna jak każdy kolejny dzień z ich życia.
Listopadowe porzeczki to książka fabularnie widowiskowa, z niesamowitą, niepozbawioną grozy otoczką, u źródła której stoją dawne ludowe wierzenia, gusła, zabobony i przesądy. Warstwa ta zachwyca swoją niesamowitością i baśniowością. To odrealnione tło, któremu łatwo jest się poddać. Fascynuje swoim kolorytem, tajemnicą oraz demonicznym wydźwiękiem. W połączeniu z prostotą stylu stanowi bezpośredni i przyjemny w odbiorze przekaz. Estoński pisarz umiejętnie łączy bowiem motywy estońskiego folkloru z potęgą dzikiej przyrody, zestawia niesamowite fantazmaty z brudnym ludzkim charakterem. Kiviräh kreuje to wariackie uniwersum ze swadą i werwą.
Umiejętność ta zdaje się być jednak przeszacowana. W dynamikę tę wkrada się bowiem chaos, za którym ciężko jest nadążyć. Cechą charakterystyczną tej narracji jest bowiem zawrotne, żywiołowe, szaleńcze tempo akcji oraz ponadprzeciętna wyobraźnia autora. Skrajnie patologiczne sytuacje gonią kolejne niewiarygodne sploty akcji, kołowrót niejasnych poczynań goni horda dziwacznych osobowości. To iście diabelski młyn z którego niestety niełatwo jest wyłuskać prawdziwe sedno i sens. Andrus Kiviräh nie wyważa dobrze warstwy fabularnej, nie dba o odpowiednią retardację akcji, a tym samym nie pozwala swojemu odbiorcy na złapanie oddechu.
W przeciwieństwie do doskonale wyważonej powieści Człowiek, który znał mowę węży, w przypadku Listopadowych porzeczek Estończyk nie zostawia swojemu czytelnikowi czasu jeśli nie na świadome, to na pewno na natychmiastowe wyłapanie wymowy swojego dzieła. Ta, choć grubo przysłonięta dynamizmem akcji, z barwnym kalejdoskopem dzikich charakterów, na szczęście istnieje. Kiviräh punktuje w niej naczelne ludzkie przywary od przesadnej, prymitywnej chciwości, poprzez obłudę i hipokryzję, po przebiegłość i spryt. Wszystko zaś kąpie w soku z porzeczek, by podpisać pakt z samym diabłem. Książka, która nie pozostawi obojętnym.
Tytuł: Listopadowe porzeczki
Autor: Andrus Kivirähk
Przekład: Anna Michalczuk-Podlecki
Wydawnictwo: Literackie
Rok wydania: 2021
Ilość stron: 288