Nie wszystko złoto, co się świeci – „Zdobyć to, co tak ulotne”, Beatrice Colin

Paryż – prawdziwa architektoniczna perełka. Miasto bohemy artystycznej, miasto smaków i kolorów. Wreszcie miasto zakochanych. Nie sposób przejść wobec niego obojętnie. Jeśli romans – to tylko na paryskim bulwarze. Pocałunek? Oczywiście pod Wieżą Eiffla. I choć tchnąć może to sztampą, to Paryż jest idealną i dlatego też nierzadką inspiracją w literackim świecie. Swym charakterem kusi nie tylko pisarzy, ale i potencjalnych czytelników. Sięgając po pięknie wydaną książkę Zdobyć to, co tak ulotne autorstwa Beatrice Colin dałam się więc połakomić i ja. Po jej lekturze mój entuzjazm jest jednak umiarkowany, a ja sama daleka od wygłaszania peanów na jej cześć.

Schyłek XIX wieku, Paryż tuż przed wystawą światową

Nad ulicami gwarnego miasta unosi się balon wraz z  kilkorgiem podziwiających roztaczającą się wokół panoramę turystów. Angielka Cait Wallace nie jest zainteresowana podziwianiem otoczenia, walczy z silnym lękiem wysokości. Gdy z pomocną dłonią i ciepłym słowem przychodzi Francuz Emile Nougier, oboje nie zdają sobie jeszcze sprawy, że zrodzi się między nimi głębokie uczucie. A to zaś, z racji różnic społecznych obojga, wystawione zostanie na poważną próbę. Czy kochankom uda się stawić czoła przeciwnościom losu i zawalczyć o siebie?

Rzecz o zmarnowanym potencjale

Gdy widzę zestawienie słów „Paryż” i „Belle époque”, prócz rodzącego się wówczas w umysłach społeczeństwa dekadentyzmu, w wyobraźni widzę tętniące życiem miasto. Z jednej strony gwarny Montmartre, z drugiej wystawy impresjonistów, ogólne społeczne zadowolenie, jednym słowem – gospodarcze prosperity. Gdy do tego barwnego i ożywionego tła dodam rodzący się romans dwojga osób z różnych światów (w tym przypadku ubogiej angielskiej wdowy oraz francuskiego inżyniera pracującego przy budowie Wieży Eiffla), mam nadzieję na wyrafinowaną, przepełnioną najróżniejszymi smakami i uczuciami lekturę. A gdy tego nie dostaję, czuję ogromny zawód. Tak jest właśnie w tym przypadku. Zdobyć to, co tak ulotne to romans, któremu nie dałam się niestety porwać. Stało się tak za sprawą trzech rzeczy.

Po pierwsze – przezroczyste postaci

Z założenia powieść miała opierać się na rodzącym się uczuciu pomiędzy kobietą i mężczyzną, pochodzących z przeciwległych biegunów, charakteryzujących się odmiennym statusem materialnym i społecznym. W rzeczywistości dostajemy parę mdłych i niczym niewyróżniających się osobowości. Zarówno Cait, jak i Emile są postaciami bezbarwnymi, nie przywołują żadnych emocji. Nie da się ich polubić, nie można znienawidzić. Nie wywołują współczucia, nie pozwalają sobie kibicować. Są to postaci nijakie.

Po drugie – ospałość akcji

O ile akcja powieści obyczajowej z definicji nie może mówiąc kolokwialnie „pędzić na łeb i szyję”, o tyle akcja romansu osadzona w tak inspirującym i barwnym świece, z tak bogatym zapleczem kulturowo – gospodarczym, jakie oferuje okres francuskiego Belle époque, może i ma prawo rozbudzić wyobraźnię potencjalnego czytelnika. Miało być więc kolorowo, głośno, klimatycznie, pięknie niczym w teatrze historyczno-kostiumowym. W tym przypadku jednak trudno nie odczuć monotonii w snutej przez Beatrice Colin opowieści, której pomimo usilnych starań nie byłam w stanie dać się porwać, a tym bardziej nią zauroczyć.

Po trzecie – brak stylistycznego polotu

Dwa powyższe zarzuty wynikają niewątpliwie z warsztatowych braków autorki, która dobrze zapowiadającej się opowieści o miłości nie była w stanie nadać należytej emocjonalnej głębi. Kreowana przez Colin historia jest niemal kwadratowa, pozbawiona kolorytu i wyzuta z uczuć. Zabrakło pisarskiego rozmachu, który mógł z potencjalnie dobrego pomysłu na książkę uczynić błyskotliwą i zmysłową epopeję.

Jeśli po powyższych słowach uważacie, że książka ta jest zupełnie pozbawiona jakiegokolwiek waloru, jesteście w błędzie. Jest w niej coś, co mi się na swój sposób podobało.

Po czwarte – Gustav Eiffel

Kręgosłupem powieści, wokół której skupia się fabuła jest wznosząca się powoli ku niebu Wieża Eiffla. Szczegółowe plany architektoniczne i misternie ze sobą skręcane żelazne pręty – ot, koronkowa robota, koło której nie sposób przejść obojętnie. Szczegółowe opisy konstrukcji paryskiej „Żelaznej damy” oraz sposób jej budowy na swój sposób mnie zainteresował. A jeśli dodać do niego osnute mgłą paryskie ulice, to już nie było sposobu – chociażby dla tego klimatu musiałam tę powieść dokończyć.

Zdobyć to, co ulotne to niezobowiązująca lektura, która zaimponować może dosyć dobrze zarysowanym tłem historycznym. Niewykorzystany do końca, pozbawiony iskry wątek główny może stać się jednak powodem irytacji, a nawet zawodu. Miało być o uczuciach, uczucia poniekąd tutaj zabrakło. Wielka szkoda, patrząc na tę zjawiskową okładkę, mogło być wspaniale. A jest dosyć przeciętnie…

Egzemplarz recenzencki.
Dziękuję Wydawnictwu W.A.B. za udostępnienie książki.
logo_wab1

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Jednym zdaniem

Lekka i niezobowiązująca lektura, po którą można, choć nie trzeba sięgnąć.

— Dominika Rygiel
Postawisz mi kawę?
21 komentarzy
5 Osób lubi to
Poprzedni wpis: Kryminał idealny – „Pięć małych świnek”, Agatha ChristieNastępny wpis: Trójkąt poniekąd bermudzki – „Co kryją jej oczy”, Sarah Pinborough

Zobacz także

Komentarze

  • Monika

    2 marca 2017 at 08:37
    Odpowiedz

    Mi Paryż z tamtych czasów kojarzy się z brudem i smrodem. I w sumie zostało mi tak do tej pory mimo, że tam nigdy nie byłam - chyba muszę odczarować to miejsce. Bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Będę zaglądać tu częściej.

  • Agata czyta książki

    1 marca 2017 at 22:21
    Odpowiedz

    Okładka rzeczywiście jest przepiękna. Ja akurat w ogóle nie lubię romansów, byłabym w stanie zasnąć przy prawie każdym. W tym wypadku pewnie, skoro tło historyczne jest dobrze zarysowane, to nie przeszkadzałaby mi nawet fabuła. :)

  • Iza - Kobieca Strona Mamy

    1 marca 2017 at 20:33
    Odpowiedz

    Lubię czytać recenzje, zwłaszcza takie rzetelne, ale mimo wszystko zawsze chcę poznać proponowaną lekturę. Nawet niepochlebne słowa zachęcają mnie do czytania, choćby dlatego, żeby zobaczyć czy faktycznie tak jest :D Więc! Wpisuję książkę na listę "do przeczytania" :)

  • Ania

    1 marca 2017 at 18:19
    Odpowiedz

    Ciekawe, że często w książkach gdzie autor skupia się na rysie historycznym, czegoś brakuje. Książki nie czytałam, ale według tego co piszesz, tak jest w tym przypadku. Szkoda, bo bardzo lubię powieści z Paryżem w tle:)

  • Seaside Stories

    1 marca 2017 at 16:53
    Odpowiedz

    Okładka jest rzeczywiście obłędna i nie sposób przejść obok niej obojętnie. Jednak treść mnie nie powaliła. Mam wrażenie, że fabule brakuje charakteru.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O mnie

Z wykształcenia romanistka. Z zamiłowania czytelniczka. Pełna skrajności. Z jednej strony pielęgnująca w sobie ciekawość i wrażliwość dziecka, z drugiej krytycznie patrząca na świat.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Odwiedź mnie na

Bookiecik na YouTube

Najnowsze wpisy
Kalendarz
grudzień 2024
P W Ś C P S N
 1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
3031  
Najbardziej popularne
Najczęściej komentowane
Patroni
Archiwum