Podstępna choroba duszy – „Szklany klosz”, Sylvia Plath

Szklany klosz, pióra Sylvii Plath jest tytułem, którego poddać można burzliwej dyskusji. Książka o mocno autobiograficznym charakterze, w którym to autorka podejmuje problematykę depresji i myśli samobójczych, a w niespełna miesiąc po publikacji tytułu, sama popełnia samobójstwo, nie może przejść bez echa. Tragizm, jaki skrywa w sobie tekst, w przerażający sposób nabiera ciała, samej zaś poprawnej, ale niczym szczególnym niewyróżniającej się literacko książce, przysparzając bez wątpienia popularności.

– Nie dostałaś się na te kursy pisarskie.
Ścisnęło mnie w dołku. Przez cały czerwiec myśl o tym, że będę uczęszczała na kurs pisania, rozciągała się przede mną jak szeroki, bezpieczny most, przerzucony przez beznadziejną, bezdenną przepaść lata. Teraz most pękł, zapadł się, a drobna postać, odziana w białą bluzkę i zieloną spódnicę, spadała w przepaść.

Esther to dziewczyna błyskotliwa, inteligentna, z pisarskim talentem, z którym wiąże przyszłość. Kiedy jako dziewiętnastolatka przyjeżdża do Nowego Jorku, zdaje się, że świat stoi przed nią otworem. Wewnętrzna wrażliwość i kruchość nie pozwalają jej jednak w pełni cieszyć się wielkomiejskim życiem. Drobne niepowodzenie, niczym rysa na szkle, kala jej duszę. Dziewczyna staje się apatyczna, odgradza się od rzeczywistości murem, nie reaguje na zewnętrzne bodźce. Z dnia na dzień, niespostrzeżenie staje się cieniem samej siebie, uwieziona pod „szklanym kloszem”, wyprana z emocji.

A potem zrozumiałam jeszcze, że ani przynależność do skautingu, ani lekcje gry na fortepianie czy malowanie farbami wodnym, ani lekcje tańca, ani pobyt na obozie żeglarskim, ani college (…), ani wiosłowanie w ósemkach w porannej mgiełce, ani wspaniałe fajerwerki intelektualne, jakimi olśniewano mnie niemal na co dzień – że to wcale nie było szczęście.

Sylvia Plath dotyka delikatnego tematu, jakim jest podstępna choroba duszy – depresja. Paradoksalnie jednak, czyni to w zaskakująco gawędziarskim stylu. Język Szklanego klosza jest prosty, a sama historia Esther niespecjalnie wydumana. To nic innego, jak zapiski młodzieńczego życia dziewczyny, pełnego zabaw i bolączek, które nieopacznie prowadzą do dramatu, wewnętrznego rozłamu osobowości bohaterki, a w konsekwencji do leczenia choroby w prywatnej klinice.

Czułam się jak wyciśnięta cytryna, pusta jak skóra zrzucona przez jakieś okropne zwierzę.

Sposób przedstawienia tegoż psychicznego rozwarstwienia, załamania nerwowego Esther przykuwa uwagę z zasadniczego względu. Początkowo nic go nie zapowiada, następuje nieoczekiwanie, nabiera niewyobrażalnych i niespodziewanych rozmiarów, a w połączeniu z dramatycznymi w skutkach losami autorki tuż po publikacji powieści, przyczynia się poniekąd do niewątpliwej mitologizacji utworu. To aspekt, który wprawia w konsternację.

Tego ranka zrobiłam początek. Zamknęłam się w łazience, nalałam pełną wannę ciepłej wody i wzięłam do ręki żyletkę.

Książka ta nie jest jednakże dziełem literacko wyróżniającym się. Fabuła biegnie jednotorowo, w przewidywalnym kierunku. Prócz realistycznie, ale i poniekąd egocentrycznie przedstawionego nieszczęścia głównej bohaterki oraz szokujących detali, jak chociażby leczenia jej elektrowstrząsami, zabrakło tutaj pogłębionej psychoanalizy osób pośrednich – matki czy współtowarzyszy Esther. Przypominają marionetki, są to postaci jałowo i statycznie wypełniające powierzoną im przestrzeń.

Szklany Klosz to książka bazująca na tragedii zagubionej jednostki, która nie spełnia głośnego american dream, choć ma ku temu wszelkie predyspozycje. Zjawisko to paradoksalne, deprymujące, w dobie współczesnych czasów niestety nieobce. Ze względu na ten uniwersalny i ponadczasowy wydźwięk, po książkę warto sięgnąć.

(…) doszłam do wniosku, że posiadanie męża i dzieci równa się przepierce mózgu, człowiek staje się czymś w rodzaju głupiego niewolnika w małym totalitarnym państewku.

Tytuł: Szklany klosz
Autor: Sylvia Plath
Wydawnictwo: Marginesy
Rok wydania: 2019
Przekład: Mira Michałowska
Ilość stron: 340

Jednym zdaniem

Powieść bazująca na tragedii zagubionej jednostki, która nie spełnia głośnego american dream. Napisana zaskakująco lekko, z pozbawieniem pogłębionej analizy psychologicznej postaci. Warta uwagi ze względu na ponadczasową problematykę, którą podejmuje.

— Dominika Rygiel
Postawisz mi kawę?
1 komentarzy
6 Osób lubi to
Poprzedni wpis: MIĘDZY WENUS, A MARSEM, Misja #7: „Wodnikowe Wzgórze”, Richard AdamsNastępny wpis: Dysharmonia kontrolowana – „Lucinella”, Lore Segal

Zobacz także

Komentarze

  • Szczęśliwa Siódemka

    5 marca 2019 at 11:26
    Odpowiedz

    Mam ogromny sentyment do tej książki. Czytałam ją jako nastolatka. Była to też ulubiona książka mojej najlepszej przyjaciółki. Po latach trochę bałabym się wrócić do tej książki. Czuję się trochę za bardzo podobna do Esther.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O mnie

Z wykształcenia romanistka. Z zamiłowania czytelniczka. Pełna skrajności. Z jednej strony pielęgnująca w sobie ciekawość i wrażliwość dziecka, z drugiej krytycznie patrząca na świat.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Odwiedź mnie na

Bookiecik na YouTube

Najnowsze wpisy
Kalendarz
grudzień 2024
P W Ś C P S N
 1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
3031  
Najbardziej popularne
Najczęściej komentowane
Patroni
Archiwum