Portret pozbawiony retuszu – „Cudzoziemka”, Maria Kuncewiczowa

W książce Opowiadania, Wybór esejów i listów,  w opracowaniu Jerzego Jarzębskiego, Bruno Schulz pisze że bohaterka ta oscyluje wciąż między natchnieniem muzy a pospolitą ordynarnością megiery. Ten dualizm portretu psychologicznego Róży Żabczyńskiej, głównej bohaterki Cudzoziemki Marii Kuncewiczowej, mimo iż rozsierdzający i rozstrajający jej rodzinę, patrząc przez pryzmat niespełnionego i skomplikowanego życia kobiety, może być nie tyleż zrozumiały, co uzasadniony. Jej demoniczny charakter wynikać będzie nie tylko z egocentrycznego charakteru, ale też z nieukojonej tęsknoty za życiem, które bezpowrotnie minęło, a gorączką którego wciąż żyje. Jej diaboliczną naturę podsycać będzie kipiące wciąż rozgoryczenie i rozczarowanie egzystencją, u źródła którego stoi sama postać matki Kuncewiczowej – Adela. Jest to zatem na poły fabularyzowana autobiografia matki pisarki, na poły zaś próba demitologizacji portretu matki Polki, jako postaci w pełni oddanej i poświęcającej się swojej rodzinie.

Nie ma róży bez kolców

Mówiono o niej zimna piękność. Diabeł po wierzchu! A au fond – nieśmiałe stworzenie…, dodawano. Sama o sobie mówiła, iż jej życie jest już skończone. Na ziemi wszędzie cudzoziemka, stwierdzała, skrzypce to początek całego mojego nieszczęścia, kontynuowała. Bo od skrzypiec wszystko się zaczyna i na skrzypcach właściwie kończy. Sześćdziesięcioletnią Różę Żabczyńską, przepełnia muzyka, którą, prócz swej młodzieńczej miłości – Michała, jako jedyną była w stanie w pełni pokochać i się jej w zupełności oddać. Życie swe poświęcić musiała rodzinie, u boku męża Adama, sprawując opiekę nad dwojgiem dzieci i opłakując zmarłe trzecie, po latach pozostaje w poczuciu artystycznego niespełnienia. Nigdy bowiem nie dano jej w pełni rozkwitnąć, a ona, niczym róża, piękna, majestatyczna i szlachetna, pokazać umiała swoje kolce, co też z nieskrępowaną przyjemnością czyniła. Zadawanie bólu i ran, emocjonalne dręczenie najbliższych, krzyżowanie im planów – taka była jej codzienność, z którą, po latach próbuje się zmierzyć, przywołać i skonfrontować jednocześnie z muzyką Brahmsa i Schumanna, w cieniu której zawsze było jej żyć, a w obliczu której nigdy nie mogła w pełni rozkwitnąć.

Znużona królowa

Usta zwycięskie wsiąkły w głąb twarzy, pozostawiając zaledwie ślad, szramę na powierzchni skóry, szerokie źrenice zwęziły się jak u bitego psa, nos stał się spiczasty, a czoło brudne, zmięte. Forsownie przełknęła ślinę – widać gorzką – bo kąty warg zadrgały. Żabczyńska to zatem kobieta, którą przepełnia frustracja, rozgoryczenie i rozżalenie, co wypisane ma na twarzy, a czego jej egocentryczna natura nie pozwala w sobie tłumić, a jedynie z impetem każe z siebie wylewać, raz za razem ciosając gorzkimi razami najbliższych. Róża ściera się zatem z mężem, tyle lat mordowałeś, nie potrafiłeś zamordować, może dziś się udał, pomstuje. Na córce Marcie i synu Władysławie wymusza zaś nieustające zamartwianie się o jej rozedrgany stan. Niczym znużona królowa odsuwać będzie do siebie natrętów, zawsze władcza, nieprzejednana, samolubna, chimeryczna, wyrachowana, obrażona na świat i okoliczności, złowrogo nastawiona do otoczenia i najbliższych, zduszona bliskimi, niemogąca rozkwitnąć w charakterze skrzypaczki. Swoimi frustracjami obarcza męża i syna, przede wszystkim zaś córkę, której nienawidzi, a za sprawą której pragnie jednocześnie spełnić własne aspiracje. Kiedy Róża nurza się bezpowrotnie świecie nut, dla Marty pozostaje on światem hermetycznym, równoznacznym z zamknięciem się w bańce artystycznego piękna. Dla jej matki to requiem, próba przepracowania traumy po śmierci syna Kazia, ale też próba zatracenia się w nim celem przywołania wspomnień lat młodości.

Bez retuszu

Cudzoziemka to dogłębny i wielowymiarowy obraz sekutnicy, portret surowy i pozbawiony retuszu. Złość kobiety pozostaje tutaj pierwotna, atawistyczna, a jej niczym nietuszowane instynkty, niewygładzone. Wylewa się zeń obraz kobiety niejednoznacznej o dwubiegunowym obliczu – z jednej strony jest to kobieta demoniczna w życiu codziennym. Śmiech Róży, płacz Róży, jakieś flageolety, ekstazy, furie, tremolanda jawiły się pośród ciszy (…)., podkreśla Kuncewiczowa. W miarę jak znikały petits-fuorki i jak pogłębiało się przygnębienie Haliny – Róża nabierała życia, dodaje, podkreślając wagę przytyków, jakimi karmi nie tylko najbliższych, ale też samą siebie bohaterka. W ich towarzystwie rośnie w siłę, czuje się władczynią swego życia. Patrząc na jej postać z perspektywy czasu nie sposób nie spostrzec, iż w sercu kobiety, mimo upływu lat, nieustająco tli się młodość, będąca jednocześnie uczuciem żywym i palącym, a także pozostająca spalającym ją przekleństwem. To nieukojona tęsknota za życiem, które bezpowrotnie przepadło, które pozostało li jedynie w sferze marzenia sennego. To jednocześnie oblicze kobiety zranionej w małżeństwie, pozostające obrazem wieloznacznym, w dobie współczesnego świata, dającym się poniekąd jeśli nie usprawiedliwić, to na pewno uzasadnić.

Z drugiej zaś strony, w chwilach muzycznego rozanielenia Róża  pozostaje wrażliwą na piękno, dystyngowaną damą, artystką z krwi i kości. Nie bez znaczenia zdaje się metafizyczny aspekt muzyki, wybrzmiewa on w kompozycjach Brahmsa i Schumanna tragedią kobiety niespełnionej artystycznie, męczącej się u boku rodziny. Maria Kuncewiczowa doskonale oddaje ten muzyczny aspekt słowem. Narracja Cudzoziemki dynamicznie płynie, pozostaje melodyjna i dźwięczna. Przesłanie współgra z warstwą leksykalną i stylistyczną, tworząc spójną całość.

Powieść Kuncewiczowej to dogłębny portret psychologiczny, wiwisekcja życia kobiety dojrzałej, przede wszystkim zaś wyobcowanej. To żeńska wersja a jednocześnie prekursorka Obcego Alberta Camusa, nasz rodzimy wariant Anny Kareniny, Pani Bovary oraz Pani Dalloway. Obraz srogi, ostry, wyrazisty, do którego nie sposób pałać sympatią, pozostający jednakże na zawsze ślad w pamięci.

Tytuł: Cudzoziemka
Autor: Maria Kuncewiczowa
Wydawnictwo: Marginesy
Rok wydania: 2023
Ilość stron: 304

Współpraca recenzencka z Wydawnictwem Marginesy

Jednym zdaniem

Żeńska wersja a jednocześnie prekursorka "Obcego" Alberta Camusa, nasz rodzimy wariant "Anny Kareniny", "Pani Bovary" oraz "Pani Dalloway". Obraz srogi, ostry, wyrazisty, do którego nie sposób pałać sympatią, pozostający jednakże na zawsze ślad w pamięci.

— Dominika Rygiel
Postawisz mi kawę?
0 komentarzy
26 Osób lubi to
Poprzedni wpis: O samotności w rodzinie -Radio Zapomnianych Dzieci”, Anja PortinNastępny wpis: Co autor miał na myśli? – „Szczelinami”, Wit Szostak

Zobacz także

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O mnie

Z wykształcenia romanistka. Z zamiłowania czytelniczka. Pełna skrajności. Z jednej strony pielęgnująca w sobie ciekawość i wrażliwość dziecka, z drugiej krytycznie patrząca na świat.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Odwiedź mnie na

Bookiecik na YouTube

Najnowsze wpisy
Kalendarz
grudzień 2024
P W Ś C P S N
 1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
3031  
Najbardziej popularne
Najczęściej komentowane
Patroni
Archiwum