Recenzja przedpremierowa
Wzburzony ocean. Roztrzaskujące się o skały fale. Dmący, zagłuszający ciszę wicher. Nieustający skrzek ptaków. Przenikliwe zimno. Morska bryza o posmaku oceanicznej soli, wilgotny mech i szczątki skorupiaków przylepiające się do butów. W podobnych okolicznościach natury, wśród tysiąca i jednej islandzkiej wyspy znaleźć można maleńką osadę.
Flatey to zwarta, małomiasteczkowa społeczność licząca sześćdziesiąt, zmagających się z surowością klimatu, znających się niemal na wylot osób. Życie ludzi uzależnione jest tutaj od kaprysów natury, pachnie gotowanym foczym mięsem i garbowaną skórą, ocieka foczym tłuszczem. Atmosfera – choć daleka od wiejskiej sielskości – ma posmak spokoju i przewidywalności, aż do chwili, gdy na jednej z wysepek znalezione zostaje niezidentyfikowane ciało mężczyzny w fazie daleko posuniętego rozkładu. Wraz z pojawieniem się Kjartana – osoby odpowiedzialnej za rozwikłanie zagadki tajemniczych zwłok, pozorny spokój osady zostaje zburzony, a mieszkańcy – na pierwszy rzut oka poważani i szanowani – staną w samym centrum podejrzeń.
Tajemnica wyspy Flatey autorstwa islandzkiego pisarza Viktora Arnara Ingólfssona to poprawna powieść kryminalna nosząca znamiona klasyki gatunku. Kanwą opowieści, wokół której skupia się jej fabuła, jest enigmatyczna śmierć kopenhaskiego profesora oraz śledztwo skupione wokół zbrodni. Tempo akcji jest niespieszne, jednostajne, pozbawione znaczących twistów fabularnych. Nie oznacza to jednak, iż kryminał jest nużący. Srogi małomiasteczkowy klimat sprawia, iż książkę czyta się z niemałą przyjemnością. To on przykuwa najwięcej uwagi, hipnotyzuje, wraz z wątkiem tajemniczej księgi Wikingów jest urokliwą osnową dla niewydumanej intrygi kryminalnej. Ta zaś, choć mało wyszukana zaskakuje nieprzewidywalnością zakończenia.
Warto zaznaczyć, iż w niniejszej książce ciężko doszukać się brutalnych opisów zbrodni. Przelewu krwi czy wyszukanych tortur, jakimi przepełniona jest współczesna literatura suspensu jest tutaj jak na lekarstwo. Tego rodzaju tanie sensacyjne chwyty zastąpione zostały chociażby wzbogaceniem powieści o nordyckie legendy. To czyni z niniejszej historii coś więcej, aniżeli niskogatunkowy kryminał. To jej niepodważalny atut, cecha charakterystyczna wyróżniająca powieść wśród morza podobnych jej utworów.
Dzięki minimalizacji opisów oraz wątków pobocznych, powieść Islandczyka nie jest rozwlekła. Jej konstrukcja jest niemal symboliczna. To pełnokrwista kryminalna intryga, opowieść bez zbędnego bajdurzenia, bez nic niewnoszącej paplaniny.
Ubolewam, iż autor nie pokusił się o lepszą kreację swoich postaci. Nakreślone one zostały w sposób niemal minimalistyczny, ich portrety psychologiczne, w zestawieniu z sugestywnym tłem powieści, wyglądają dosyć ubogo, ograbione zostały z głębi, która nadałaby powieści trójwymiarowego obrazu. To jednak jedyny, niczego nie ujmujący mankament powieści Ingólfssona.
Tajemnicy wyspy Flatey być może nie należy do najbardziej porywających książek z gatunku. Miarowe tempo rozwoju akcji, fantastyczne zaplecze obyczajowe i wyważona kryminalna intryga są jednak wystarczające, by odbiór książki określić można było jako udany i ze wszech miar przyjemny. Jest to bez wątpienia historia z duszą, która zapewni kilka chwil niezobowiązującej rozrywki.
Tytuł: Tajemnica wyspy Flatey
Autor: Viktor Arnar Ingólfsson
Wydawnictwo: Editioblack
Data premiery: 19.07.2017 r.
Ilość stron: 252
Tłumaczenie: Jacek Godek
Komentarze
Sarna
bardzo lubię ksiażki którym towarzyszy klimat surowej przyrody, kontaktu człowieka z naturą... musze się przyjrzeć tej lekturze :)
Patrycja
Świetna recenzja. Podoba mi się Twoje podejście do książki i sposób w jaki ją przedstawiłaś
Dominika Rygiel
do Patrycja
Dziękuję :)
Vicky
To kompletnie nie mój gatunek, ale znam osoby, którym pewnie książka bardzo by się spodobała.
Kinga
Wow, ale masz smaczki :)! Chyba się skuszę, tylko teraz jeszcze muszę doczekać do premiery
lauralr
oj nie lubie takich drastycznych ksiazek :/
Dominika Rygiel
do lauralr
Nie jest drastyczna. Wręcz przeciwnie. :)