Niedosyt pewnego obrazu – „Muza”, Jessie Burton

Ponad dwa lata temu pisałam o Miniaturzystce Jessie Burton następująco: „(…) to powieść niezmiernie klimatyczna. Atmosfera wylewająca się z kart powieści jest niepokojąca i mroczna. Od pierwszych stron ściska za gardło i nie pozwala odłożyć książki na półkę”. Zarzut miałam do niej jeden, jedyny: w Miniaturzystce zabrakło samej postaci Miniaturzystki. Choć historią byłam zafascynowana, po lekturze odczuwałam jednak pewien niedosyt. Nic więc dziwnego, iż w stosunku do drugiej powieści Brytyjki miałam podobne oczekiwania – liczyłam na nastrojową, mocno charakterystyczną historię, którą – tak jak i poprzedniczkę – nosić w sercu będę latami, a jednocześnie łudziłam się, że tym razem tytułowej Muzy w samej powieści będzie wystarczająco dużo, przynajmniej na tyle, by tytuł odzwierciedlał jej zawartość. Uprzedzę fakty – historię zapamiętam, muzy w Muzie było jednak zdecydowanie zbyt mało. A zatem do rzeczy.

Ten obraz wytrąca mnie z równowagi.

Londyn, 1967 r. Młodziutka Odelle Bastien podejmuje pracę w prestiżowej galerii sztuki. Dzień ten okaże się dla niej znamienny. Towarzystwo dystyngowanej i tajemniczej przełożonej – Marjorie Quick znacząco wpłynie na późniejsze życie dziewczyny, początkującej literatki. Kobieta nie tylko pozwoli jej rozwinąć skrzydła na polu literackiej twórczości, ale dzięki tajemniczemu obrazowi, jaki pewnego dnia do galerii przynosi przystojny młodzieniec – Lawrie Scott, dziewczyna odkryje co to miłość, a także odnajdzie w sobie detektywistycznego bakcyla. Dzięki niemu Odelle przeniesie się na szarganą wojną domową hiszpańską prowincję, do Arazuelo, do rezydencji szanowanego marszanda, gdzie niejaki Izaak Robles stawia pierwsze kroki jako malarz artystyczny…

Co nie trudne do przewidzenia, akcja powieści toczy się dwutorowo: lata czterdzieste XX wieku w przededniu hiszpańskiej wojny domowej oraz lata siedemdziesiąte XX wieku w londyńskiej galerii sztuki porywają czytelnika w sam środek intrygi, spoiwem której jest „Rufina i lew” – obraz idealny, niepokojący, zagadkowy, sugerujący, iż jego autor był człowiekiem niebywałego talentu, geniuszem. Sam motyw enigmatycznego dzieła sztuki kusi i intryguje, niejednokrotnie zapiera dech w piersiach. Nie jest jednak jedynym punktem zaczepienia, który skusi potencjalnego odbiorcę Muzy.

Na szczególną uwagę zasługuje kreacja postaci. Pełna znaków zapytania, nad wyraz zagadkowa postać Marjorie Quick frapuje, dziewczęca świeżość oraz niekwestionowana dociekliwość Odelle Bastien ujmuje. Także osoby Izaaka, jego siostry Teresy, oraz córki marszanda – Oliwii zachwycają swoją „formą”. Burton wymodelowała ich wzorem pozostałych postaci – zagadkowość, nieprzewidywalność zachowań oraz skrywana tajemnica dodają im uroku, a całej powieści nieprzeniknionej głębi, której nie sposób odmówić kunsztu. Fabuła została spójnie rozplanowana, Brytyjka z wyczuciem prowadzi czytelnika przez labirynt wątków, które sprytnie i nienachalnie się zazębiają tworząc spójną, pełną i nad wyraz obrazową całość. Jeśli dołożyć do tego wątek sztuk pięknych – w tym przypadku malarstwa oraz pisarstwa, to z miejsca ma się świadomość, że trudno zmarnować potencjał powieści tego pokroju. To właśnie tego typu wielowarstwowe, przesiąknięte do cna tajemnicą historie zdobywają mój poklask. Tak stało się i tym razem.

Niestety, tak jak w przypadku Miniaturzystki, teraz też odczuwam pewien niedosyt skreśloną piórem Burton powieścią. O tyle, o ile w debiutanckiej powieści autorki zachwycona byłam nie tylko mroczną, pełną niepokoju aurą wykreowanego przez nią świata, ale i językowym, nietuzinkowym kunsztem powieści, tak tym razem wymienionych wyżej walorów zabrakło. Muza napisana została przejrzystym, klarownym i niewymagającym językiem. Jest estetyczny, choć nie aż tak gustowny jak w debiutanckiej powieści autorki. Jednocześnie sama fabuła, choć pełna zagadek i dotykająca spraw emocjonujących, ekstatycznych (jak miłość, obsesja, ambicja, niespełnione ego), momentami zdaje się być odrobinę przegadana i rozwleczona. To jednak nie największe zarzuty do Muzy. Najsłabszym punktem jest tytułowa bohaterka powieści oraz próba znalezienia odpowiedzi na pytanie: ile jest Muzy w Muzie? Odpowiadam: tyle, by odczuć niedosyt.

Czy to więc dobra książka? Tak, nawet bardzo. Burton pisze w sposób niezwykły: odmalowała słowem świat pełen intryg i zagadek, a szpikując weń pełnokrwiste, nieprzeniknione osobowości tchnęła w niego życie. Estetyczny, bardzo poprawny styl powoduje, iż książka jest swego rodzaju cacuszkiem, wobec którego ciężko przejść obojętnie. Co zatem z tym niedoborem tytułowej bohaterki? Myślę, że w tym szaleństwie jest metoda: mniej znaczy więcej. Lepsze jest poczucie niedosytu, aniżeli przesyt w jakiejkolwiek formie. Tym samym powieściopisarka spowodowała, że z niecierpliwością czekam na jej kolejną powieść. Mam przeczucie, że będzie równie niezapomniana jak Miniaturzystka i Muza właśnie. To obrazy, których nie sposób wymazać z pamięci. Poza tym… są tak dobre, że naprawdę nie mam na to ochoty.

Tytuł: Muza
Autor: Jessie Burton
Wydawnictwo: Literackie
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 479

Jednym zdaniem

Porywający i estetycznie odmalowany piórem Burton obraz, który ujmuje dobrze rozplanowaną siecią intryg i zagadek, wyrazistymi postaciami oraz elegancką, spójną formą. Zachwycająca (jak i jej okładka) powieść, z lekką nutką niedosytu na końcu.

— Dominika Rygiel
Postawisz mi kawę?
8 komentarzy
3 Osób lubi to
Poprzedni wpis: To trzeba czuć – „Moja dusza pachnie tobą”, Aleksandra StećNastępny wpis: Carpe diem – „Dwie sekundy przed cudem”, Agnès Ledig

Zobacz także

Komentarze

  • Magdalena

    21 maja 2017 at 12:50
    Odpowiedz

    Recenzja i to bajeczne zdjęcie jak najbardziej zachęcają do przeczytania :) Nie miałam jeszcze okazji sięgnąć po tę książkę, ale myślę, że warto będzie nadrobić zaległości.

  • Iga

    19 maja 2017 at 08:57
    Odpowiedz

    Wiem, że nie ocenia się ksiązki po okładce, ale ta bardzo kusi. Z autorem z tego, co kojarzę nie miałam styczności. Chyba muszę w końcu przeczytać :)

  • Agata

    19 maja 2017 at 05:31
    Odpowiedz

    Wygląda to na dobre (bo długie) wakacyjne czytadło, więc zachowam ten pomysł na liście do sprawdzenia podczas letnich miesięcy :)

  • paulina

    18 maja 2017 at 17:46
    Odpowiedz

    Wciągnęłam się w Twoją recenzję :) A książka jest od dawna na mojej liście do przeczytania, mam nadzieję, że może upoluję ją na Targach Książki w Warszawie :)

  • BD

    18 maja 2017 at 15:07
    Odpowiedz

    Bardzo dobra recenzja i z większością zarówno zarzutów jak i zachwytów się zgadzam, zwłaszcza z tym, że za mało było muzy w Muzie; nie wydaje mi się jednak by wątki były rozwleczone. Zresztą jak tu się nie zgadzać skoro piszesz: "Porywający i estetycznie odmalowany piórem Burton obraz, który..", gdzie tytuł mojej skromnej recenzji dzieła pani Burton brzmiał "Obraz malowany słowem" ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O mnie

Z wykształcenia romanistka. Z zamiłowania czytelniczka. Pełna skrajności. Z jednej strony pielęgnująca w sobie ciekawość i wrażliwość dziecka, z drugiej krytycznie patrząca na świat.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Odwiedź mnie na

Bookiecik na YouTube

Najnowsze wpisy
Kalendarz
kwiecień 2024
P W Ś C P S N
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930  
Najbardziej popularne
Najczęściej komentowane
Patroni
Archiwum