Nie lubię poradników. Wspominałam o tym już sto razy, drugie tyle zarzekałam się, że już nigdy przenigdy… Jedna z moich kardynalnych zasad głosi jednak, że nigdy nie mów nigdy. No i masz babo placek, a raczej… kolejny poradnik w ręku.
Po Nieperfekcyjną mamę znanej i cenionej blogerki parentingowej Anny Dydzik sięgnęłam z jednej prostej przyczyny. Tak jak ja jest Opolanką. Jako pierwsza odważyła się głośno mówić o macierzyństwie, nie tylko w samych superlatywach. Na swoim blogu i fanpage’u robi to dowcipnie, trafnie i z przymrużeniem oka. Od jakiegoś czasu obserwuję co u niej, głównie po to, by poprawić sobie nastrój w chwilach własnego macierzyńskiego zwątpienia. Jej poczucie humoru wybitnie mi pasuje, dystans do roli, jaką pełni, imponuje. Regularność wizyt w jej świecie sprawiła, że zaczęłam odbierać ją inaczej, aniżeli na samym początku naszej „znajomości”. Z osoby „nieperfekcyjnej” zaczęła wyłaniać mi się osoba, która wie czego chce, do czego dąży i, która jest perfekcyjnie (sic!) wykreowana. Lektura Nieperfekcyjnej mamy, prócz szeroko zakrojonego lokalnego patriotyzmu, miała poniekąd na celu poukładać moje sprzeczne odczucia i pozwolić wyrobić sobie w powyższym temacie sprecyzowane zdanie.
Sprawa jest prosta: poradnik jest taki, jak blog i fanpage Anny Dydzik – dowcipny i lekki w odbiorze. Ta lektura to czysta i niewymuszona przyjemność obcowania w końcu z NORMALNĄ matką, czyli taką, która przyznaje się, że od czasu do czasu jej podłoga się lepi, naczynia zalegają w zlewie a ona sama odczuwa zmęczenie. Co więcej – nie wstydzi się tego, potrafi nawet z tego żartować. Mówi prosto z mostu, że podanie niemowlakowi mleka modyfikowanego to nie tragedia a pomalowanie własnych paznokci to nie matczyna fanaberia, a zadbanie o swoją kobiecość. Książka jest przestrogą, by nie tracić energii na bzdury, by przewartościować życie i skupić się na tym, co najistotniejsze: beztroskiej zabawie z dziećmi, wieczorze spędzonym z mężem czy chwili tylko i wyłącznie, czysto egoistycznie poświęconej sobie. Przyznaję, że lektura książki wywołała we mnie sporo emocji. Płakałam. Ze śmiechu i ze wzruszenia. Przytakiwałam. Czułam się tak, jakby blogerka pisała tylko i wyłącznie o mnie. I do mnie.
Autorce trzeba przyznać jedno – ma dar przekonywania. I mówi to, co niejedna kobieta chce usłyszeć. Niemal uwierzyłam, że jako matka jestem w stanie przenieść góry: poświęcić dzieciom i mężowi 100% swojej uwagi przy jednoczesnej swojej autorealizacji. Jedyne co na tym ucierpi, to porządek w domu. Hm… Wszystko pięknie i ładnie, ale…
No właśnie. Dydzik stara się udowodnić, że bycie matką, nie powinno ograniczać żadnej kobiety, wręcz przeciwnie. Zachęca panie, by dbały nie tylko o dzieci, ale również o siebie, partnera, swoje hobby i by walczyły o swoje marzenia – oczywiście nie tylko te dotyczące potomstwa. Jednocześnie sugeruje, że to dosyć łatwe, wystarczą dwie rzeczy. Po pierwsze, trzeba to sobie jedynie uświadomić a po drugie, od czasu do czasu odpuścić harówkę w domu. Nabrać dystansu i wyluzować. Proste, prawda? W takiej właśnie konwencji utrzymany jest cały poradnik.
I tu właśnie zapala mi się czerwona lampka. Czy to wszystko nie brzmi nazbyt idealnie? Niemal PERFEKCYJNIE?! Czy rzeczywiście nad tym całym macierzyńskim chaosem można zapanować? O ile nawet najlepszy menager da sobie z nim rade, to niestety życie swoją nieprzewidywalnością i skłonnością do krzyżowania planów je zweryfikuje. Nie wierzę w receptę na szczęście. Jej nie da się przepisać a jego samego zaplanować. I nawet najbardziej przekonywujący poradnik nie nakłoni mnie do zmiany w tym aspekcie zdania.
Nieperfekcyjna mama to przystępna (nawet bardzo!) w odbiorze książka, która przypadnie do gustu większości zdezorientowanych mam. Szczególnie te świeżo upieczone i młodziutkie z nich znajdą w niej wielkie wsparcie. Otworzy im oczy, pozwoli odetchnąć z ulgą, przyniesie pociechę, iż w tej całej tak dalekiej od modnej perfekcyjności dezorganizacji nie są same. I że jest on zupełnie naturalny. Propozycja Dydzik nie wniesie jednak nic nowego w życie matek, które zdążyły już same odkryć to uniwersum, o którym pisze autorka. Choć przedstawiony przez nią świat, swą obrazowością i prostym przekazem na swój sposób je roztkliwi.
Dla mnie była to niezobowiązująca lektura, która utwierdziła mnie w w przekonaniu, że Anna Dydzik jest perfekcyjna w swej nieperfekcyjności. I choć odrobinę trąci to przekłamaniem to… można to (po)lubić.
Komentarze
Aleksandra
Przepiękna książka! Może się też skuszę :)
pożeram strony
Wiele już słyszałam o tej książce. DO tego typu poradników podchodzę z dużą rezerwą. Uważam, że w macierzyństwie najważniejsze jest przeczucie i instynkt.
Dominika Rygiel
do pożeram strony
Zgadzam się! I też wychodzę z tego założenia.
Bookowa Dziewczyna
Świetna książka, pełna dystansu, humoru i niewymuszonej mądrości. Autorka mówi: nie dajmy się zwariować, zostając matką, nadal jesteś kobietą, żoną, sobą. Bardzo mi się takie spojrzenie na macierzyństwo podoba :)
Dominika Rygiel
do Bookowa Dziewczyna
A nie odebrałaś tego jako odrobinę nieszczere? Mówi również, że trzeba poświęcić dziecku i partnerowi 100% swojego czasu. A gdzie w tych 100% czas dla mnie samej? Na tę autorealizację o której mowa? Autorce się ona udała, więc de facto musiała zrobić to kosztem bliskich. No chyba, że ma nadprzyrodzone moce i jest w stanie być w dwóch miejscach jednocześnie: przy dzieciach i przed komputerem.
wielopokoleniowo
Nie słyszałam zupełnie o tej pozycji, może się skuszę :)
Copywriter
Szczerze i na temat, tak lubię :)