Jednym z głównych powodów dla których czytam książki jest fakt, iż zupełnie bezkarnie i stosunkowo niskim kosztem mogę przemieszczać się w czasie i przestrzeni. Nie szukając daleko, kilka dni temu z pewnym podstarzałym naukowcem wizytowałam mroźną Arktykę, później z samą Marie Skłodowską-Curie wylądowałam w Paryżu, by w końcu, w przeciągu kilku chwil przenieść się na Dziki Zachód. A tam? Bezkresne prerie, bezwzględni Indianie, rancza, szyby naftowe, walka o przetrwanie, pieniądze, wzloty i upadki rodziny McCulloughów. A to ostatnie za sprawą Philippa Meyera i jego głośnej powieści Syn. Czy warto było?
Syn, swoją pokaźną, bo ponad sześciuset stronicową objętością obejmuje losy niemal sześciopokoleniowej rodziny. Uwerturą powieści jest jej drzewo genealogiczne, w skład którego wchodzi dwudziestu czterech członków rodu. Sama historia opiera się jednak tylko i wyłącznie na opowieści trojga z nich. Prym wiodą wyznania urodzonego w 1836 roku seniora teksańskiego rodu – Pułkownika Eliego McCulloughama. Ten wzięty w niewolę przez Komanczów mężczyzna przywołuje niełatwe i nad wyraz wstrząsające wspomnienia ze swego młodzieńczego życia. Będąc świadkiem gwałtu i zabójstwa przez Indian swej matki i siostry, a w późniejszym okresie również brata, stawić musiał czoła dzikiemu i nieokiełznanemu plemieniu, zdobywając wraz z upływem czasu ich pełne zaufanie. Zwierzenia Pułkownika splatają się z pamiętnikiem Petera McCullougha. Jego syn kupia się głównie na wpływie walk powstańców meksykańskich na losy całej rodziny. Trzecią narratorką powieści jest prawnuczka Eliego – Jeannie McCullough. Jej opowieść w znacznej mierze opisuje problemy, z jakimi borykać musiała się w obliczu wielkiego gospodarczego boomu związanego z pozyskiwaniem ropy naftowej na początku XX wieku. Trzy różne punkty widzenia, trzy samodzielne obrazy, które w całości dają pełną panoramę teksańskiego życia na przełomie XIX i XX wieku.
Jak widać z samego zarysu fabuły, powieść autorstwa amerykańskiego pisarza Philippa Meyera zachwycić może swym niekwestionowanym kolorytem i fabularnym rozmachem. Ten jest ewidentnym i niepodważalnym, największym atutem książki. Autor nie stroni od szczegółowych, pełnych nieludzkich, brutalnych praktyk opisów. Powieść przesiąknięta jest krwią, torturami, dzwoni w uszach tętentem koni i wystrzałami pistoletów. Przedstawione dzieje dynastii McCulloughów przedstawione zostały bezkompromisowo, z pełną surowością ówczesnych przełomowych dla historii czasów. Całość przesiąknięta jest duchem Dzikiego Zachodu. To walor, który rzuca się w oczy od samego początku, odurza i odurzy bodaj każdego czytelnika i nawet mnie ciężko z tym dyskutować.
Jak się pewnie domyślacie, a do czego delikatne zmierzam – pomimo pełnych dramatyzmu wydarzeń i niekwestionowanego, plastycznego stylu, nie do końca czuję się tą pozycją usatysfakcjonowana. Już spieszę wyjaśnić dlaczego. Ta wielka, barwna saga opisuje jedne z najbardziej tragicznych wydarzeń w dziejach Ameryki. Meyer dokładnie, z pełną dbałością o szczegóły opisuje kolejne tragiczne epizody, z jakimi borykać muszą się jego bohaterowie. Zapomina jednak o jednej, dosyć istotnej sprawie – emocjach. Postaci, choć pełni odwagi, prące pod niejednokrotnie pod prąd, pozbawione zostały jednej istotnej cechy, która nadałaby im bardziej ludzki wymiar: wyprane zostały z uczuć. Nie rozpaczają po stracie bliskich, nie roztrząsają spływających na nich kolejnych niedogodności, nie mają żalu do losu. Biorą życie takie, jakim jest, bez zbędnych dywagacji odnośnie jego niesprawiedliwości. Opisują go niemal sprawozdawczo, co za tym idzie, powieść pozbawiona została ważnego dla mnie wymiaru, pewnej emocjonalnej głębi, która w znacznej mierze pozwoliłaby mi współodczuwać snutą przez Meyera historię. Biorąc pod lupę jej szeroko zarysowany fabularny szwung, przyznać muszę, że momentami mnie przytłaczał, publicystyczna nuta wywoływała odczucie nudy. Nie ukrywam, że gdyby ociosać powieść z kilku przydługich opisów, całość nabrałaby bardziej przystępnej czytelnikowi formy.
Syn to dzieło pokaźne, zachwycające swym niebywałym rozmachem. Dzieje rodu McCulloughów zauroczyć mogą swym epickim, malowniczym rysem, odważną zamaszystością pióra Meyera. Czytając tę epicką opowieść, trudno nie wychwycić niebywałego zaangażowania, werwy i zapału pisarza. To bardzo dobra saga, powieść z niebywałym potencjałem. Tym bardziej więc szkoda, że swą dziennikarską precyzją, Philipp Meyer zatracił dosyć istotną jej część. Stroniąc od epatowania emocjami, z jednej strony uchronił ją od przesadnego melodramatyzmu, z drugiej zaś strony, pozbawił jej ważnego, humanistycznego wymiaru. A ten, pozwoliłby niewątpliwie dorównać powieść do dzieł Johna Steinbecka. Z przykrością stwierdzić jednak muszę, że do głośnych powieści noblisty jej bardzo daleko. Wielka szkoda.
Komentarze
Marta
Muszę przyznać - nie czytałam mimo wszechobecności książki. Ale Twoja recenzja niestety potwierdziła moje obawy. Od początku czytałam mnóstwo opinii i bardzo niepokoiło mnie, że wszyscy skupiają się na fabule, niesamowitym rozmachu, pokaźnej dawce przemocy, ale nikt przy takim temacie nie wspomniał, że książka jest naprawdę głęboka, emocjonalna. PS. Siedzę nad Twoim blogiem od kilkunastu minut, bo masz tak piękne zdjęcia, że nie mogę skupić się na treści. To jedne z najpiękniejszych książkowych zdjęć jakie widziałam! Są bardzo wyraziste i barwne - czym je robisz? Próbowałam robić zdjęcia na swojego bloga, ale nie dość, że zajmowało mi to milion lat to nie wychodziły nawet w 1/16 tak intensywne jak Twoje. Widzę, że masz trochę atrybutów do ich robienia (piękne zastawy i drobiazgi).. Ech. Są cudowne!
Dominika Rygiel
do Marta
Pomimo wszystko jest to książka, którą warto przeczytać, dosyć charakterystyczna i zapadająca w pamięć ;) Bardzo się cieszę, że Ci się podoba w tym miejscu. Tak naprawdę nie posiadam zbyt wiele gadżetów, to co widać na zdjęciach to w większości moje rzeczy codziennego użytku. Może ze dwie filiżanki w między czasie dokupiłam, kilkoma drobnostkami zostałam obdarowana przez Przyjaciół, ale to wszystko ;) Tak naprawdę wszystko w okół może stać się źródłem inspiracji do zdjęcia. A te robię starą lustrzanką, która lekko ma z 10 lat :)
Aga - E Book Book
Bardzo czekałam na Twoją recenzję tej książki i długo się nie naczekałam :) Pochłonęłaś ją z prędkością światła. Wiesz, że jestem jedną z tych osób, które pieją z zachwytu nad tym tytułem, głosowałam na nią nawet w plebiscycie na Lubimy Czytać. Nie zabrakło mi w niej zupełnie niczego, a już zupełnie nie miałam poczucia braku emocji. Zgodzę się na pewno z tym, że o książce nie zapomina się łatwo - jest wyjątkowa :)
Dominika Rygiel
do Aga - E Book Book
Nie miałaś wrażenia, że cały ten brutalizm, kolejne zabójstwa spływały po bohaterach jak po kaczce? Zero rozważań, rozpaczy, smutku...
Justyna
Widziałam ją na stronie księgarni, ale z racji na poważne cięcia budżetowe, odmówiłam sobie tej przyjemności. Teraz już wiem, że muszę uwzględnic ją w wydatkach w miesiącu marcu:-)
Dominika Rygiel
do Justyna
Myślę, że warto ;) Tak szybko się o niej zapomina.
Agnieszka S.
Super recenzja! Wiedziałam, że jest dobra ale teraz już po nią sięgnę na bank !! serdeczności
Dominika Rygiel
do Agnieszka S.
To książka z serii tych, które zapadają w pamięć na dłużej. Tego jestem pewna :D Przyjemnej lektury!
Książka Do Plecaka
Jeśli książka posiada wielu narratorów, a postacie są jednowymiarowe, to łatwo przewidzieć, że mniej ,,zaprawieni w boju" czytelnicy, po prostu przez tę książkę nie przebrną.