To nie jest książka o medycznych aspektach spektrum autyzmu. To nie jest proza o drodze w uzyskaniu diagnozy, jej późniejszych konsekwencjach czy przedzieraniu się przez meandry systemu szkolnictwa w poszukiwaniu „normalności” dla dziecka z neuroróżnorodnością. Choć jest to proza konfesyjna, to jednak próżno szukać w niej odautorskiego użalania się nad losem. „Wczoraj byłaś zła na zielono” to książka, w której Eliza Kącka opisuje swoją codzienność, w której próbuje godzić rolę samotnej matki i ambitnej studentki z aspiracjami. Jest to zapis zwyczajnych, niezwyczajnych zmagań z nietypową rzeczywistością, której stała się udziałem, gdy została matką Rudej.
„Nie szło tylko o mowę. Szło o inność w obsłudze świata. Inność, która stała się również moim udziałem.”
Choć usłyszała, że ma napisać coś o doświadczeniach w sposób przystępny, nie siląc się na wydumaną prozę, gdyż o ciężkich sprawach trzeba pisać prosto, pochodząca z Lidzbarka Warmińskiego językoznawczyni — trochę na przekór, na poły odważnie, na poły zadziornie — czyni coś zgoła odmiennego. Zapis swoich matczynych doświadczeń oplata metaforycznym, gęstym, poetyckim językiem, podkreślając, jak ważne są dla niej słowa i jak mocno ich brak może boleć.
„Niektóre matki odliczają od urodzin do urodzin. Ja odliczałam od zdania do zdania.”
W teorii tylko jest to historia Rudej, dziewczynki mającej problemy z mową, paradoksalnie jednak zafascynowanej językami obcymi. Jej postać zdaje się jednak być dla Kąckiej wyłącznie punktem wyjścia do snucia pełnej dygresji opowieści, dającej upust własnym demonom, głęboko skrywanym niepewnościom, obawom, poczuciu zagubienia i niesprawiedliwości. „Bałam się zobaczyć tylko naszą dwójkę bez tej trzeciej – bez nadziei” – padną dobitne słowa, wzmocnione odczuciem buntu: „że trudno uratować tego drugiego. I trudno uratować siebie przed potknięciem. Boisz się, że utonie wszystko.”
Tym samym felietonistka, posługując się finezyjnym, wymagającym skupienia stylem – jakby właśnie nim chciała oddać złożoność swojego życia i życia Rudej – przedziera się przez trudny pejzaż codzienności z dzieckiem będącym w spektrum, opisując zawiłości i brak stabilności, pewności co do dnia jutrzejszego. W zapisie tym nie brak poczucia bezradności i nieukojonego bólu, owego niewysłowionego wewnętrznego napięcia, którego nie sposób wyrazić nawet najbardziej poetycką frazą. To opowieść o wzajemnym wchodzeniu w dorosłość, zdolności skupienia się na rzeczach fundamentalnych – niezależnie od okoliczności, na które nie ma się wpływu.
„Ból matki, mówi się. Co boli najmocniej? Czas. Czekanie, utrata. Lęk o dziecko i bunt, że trudno uratować tego drugiego. I trudno uratować siebie przed połknięciem. Boisz się, że utonie wszystko.”
Mimo iż książka przenika barierę prywatnego życia rodzinnego Elizy Kąckiej, Rudej i jej dziadków, napisana została z niepodważalnym poczuciem taktu. Autorka nie przekracza granic intymności córki, otacza ją kokonem bezpieczeństwa, ponadprzeciętnego zrozumienia i wyrozumiałości, koncentrując się bardziej na emocjach własnych niż na odmiennym postrzeganiu świata przez dziewczynkę. To książka dokumentująca wzajemne docieranie się, akceptację odmiennego postrzegania rzeczywistości, próbę zrozumienia odrębnych światów i tego, jak bardzo nieuniknione jest ich wzajemne przenikanie się. To również zapis starć owego uniwersum z brutalną rzeczywistością poza murami bezpiecznego domu rodzinnego.
„– Wczoraj byłaś zła na zielono. Zdębiałam. Owszem, wkurzałam się koncertowo, ale nie wiedziałam, że w kolorze.”
Ten literacki zapis wspomnień dorastania Rudej to tak naprawdę świadectwo uczenia się siebie nawzajem. Ujmująca opowieść o akceptacji, codziennym przebijaniu głową niewidocznego muru, idealnie odzwierciedlona ekspresyjnością poetyki języka oraz zawiłością stylu tej autobiograficznej i nieprzejednanej w swym wydźwięku prozy, po którą warto sięgnąć po to, by spróbować zrozumieć.
Tytuł: „Wczoraj byłaś zła na zielono”
Autor: Eliza Kącka
Wydawnictwo: Karakter
Ilość stron: 287



