Rozbrzmiewający z głośników spazmatyczny szloch Anny Dereszowskiej roznosi się po pokoju. Lektorka z ogromnym przejęciem, nad wyraz przesadną afektacją snuje tragiczną historię żyjącej u wybrzeży Zachodniej Australii pary: Isabel Greysmark oraz Toma Sherbourna. Zgodne, kochające się małżeństwo opiekując się latarnią morską żyje w odosobnieniu, w spowitej odgłosem wzburzonego oceanu ciszy, w cieniu niewyobrażalnej tragedii – trzykrotnej utraty dziecka. Izzy poroniła po raz trzeci. Zdesperowany Tom po raz kolejny przytula zrozpaczoną małżonkę, znowu owija malutkie ciałko prześcieradłem, po raz trzeci pochyla głowę nad malutkim kopczykiem. Po raz kolejny roni łzy bezradności. Nastaje cisza. Cisza, którą przerywa łkanie, zawodzenie przechodzące w jojczenie. Anna Dereszowska kontynuuje opowieść.
Samotna łódka dryfuje po oceanie. Nie jest pusta. Kiedy w pośpiechu wypływała z portu były w niej dwa ludzkie istnienia. Teraz pozostało jedno. Trzymiesięczną dziewczynkę oraz jej nieżyjącego ojca odnajduje latarnik. Tom Sherbourne niezdarnie bierze zawiniątko w ręce. Obok leży bogato zdobiona, srebrna grzechotka. W obliczu trzykrotnej utraty własnego dziecka, głębokiej depresji oraz nieukojonego żalu Isabel, pojawienie się dzieciątka zdaje się być darem od losu. Małżeństwo postanawia zaopiekować się maleństwem i wychować małą Lucy jak swoją córkę. Czy i jak długo będą potrafili żyć w kłamstwie? Czy kiełkujące rodzinne szczęście przygaśnie pod narastającymi wyrzutami sumienia Toma? Jak w obliczu tragedii reaguje biologiczna matka Lucy – Hannah Roennfeldt? I co z samą dziewczynką? Czy tragiczne w skutkach wybory i niegodziwość losu będą miały wpływ na jej rozwój?
Fabularna osnowa Światła między oceanami autorstwa australijskiej powieściopisarki M.L. Stedman opiera się na skrajnie tragicznych dylematach moralnych oraz nieskończenie głębokiej studni dojmującego smutku i nieutulonego żalu. Nieszczęście zrozpaczonych rodziców – dwóch matek, które tracą w różnych sytuacjach swoje dzieci, oraz próba wyleczenia jątrzących się ran wyrywaniem sobie bezbronnej, kilkuletniej dziewczynki – może przyprawić o dreszcze, wywołać uczucie melancholii czy niedowierzania, w skrajnym wypadku zaś stać się przyczynkiem spazmatycznego szlochu, łkania i zawodzenia. To właśnie lament, płacz oraz nieustanne użalanie się nad sobą są głównymi i praktycznie jedynymi emocjami, na których opiera się audiobook w wykonaniu Anny Dereszowskiej. Aktorka z pełnym poświęceniem, skrajną zawziętością i ekstremalną niemal teatralnością snuje opowieść malutkiej Lucy oraz jej zdruzgotanych rodziców – zarówno przybranych, jak i biologicznych. Wykonanie to denerwować może wyszukaną modulacją głosu – od szeptu po niemy krzyk, ostentacyjnym przełykaniem łez czy nieustającym rozżaleniem. Uczucia te są nieustannie na ekstremalnie wysokim poziomie, nie dają słuchaczowi ukojenia ani chwili wytchnienia. Horrendum, które w imię zasady „co za dużo to nie zdrowo” swą intensywnością zamiast chwytać za serce, wywoływać współczucie, rozżalenie czy smutek – najzwyczajniej w świecie nuży. Niniejszym, audiobook jawi się jako przejaskrawiony i najzwyczajniej w świecie nieudany nośnik powieści.
A co z samą fabułą? Czy powieść broni się sama i lepiej ją przeczytać, aniżeli odsłuchać?
M.L.Stedman osadziła fabułę swojej powieści na osamotnionym skrawku lądu, w okolicy latarni morskiej gdzie to jedynymi odgłosami są roztrzaskiwane o wybrzeże fale oceanu, dmący wiatr oraz skrzek ptaków. Samotnia, w której żyje dwójka kochających się ludzi i malutka dziewczynka. Tego rodzaju fabularna osnowa narzuca poniekąd rysowanie klimatycznej pustelni oraz wylewające się z kart powieści pełne oczywistości odczucie zagubienia. Australijka, skupiając się na powolnym, niemal leniwym kreowaniu kiełkującego się uczucia miłości pomiędzy głównymi bohaterami, a także stawiając mocny ton na graniu skrajnymi emocjami pod postacią przejmującego smutku i rozżalenia, moralnych dylematach wywołujących wyrzuty sumienia oraz posługując się tragizmem sytuacyjnym, nie wykorzystała w pełni drzemiącego w powieści potencjału pod postacią stworzenia klimatycznego dla niej tła.
Zastanowić należałoby się również nad jedną z kluczowych scen Światła między oceanami, kiedy to [UWAGA SPOILER] kilkuletnia już Lucy w brutalny sposób, bez wcześniejszego przygotowania odebrana zostaje rodzinie latarnika i przekazana matce biologicznej. Zważywszy, iż całość fabuły w znacznej mierze snuje się niespiesznie i leniwie, wyżej wspomniany moment następuje nagle i gwałtownie, w sposób dosyć nieprzemyślany i niewiarygodny. To fabularna zadra, która kole w oczy i zmusza do zastanowienia się nad sytuacją oraz poszukiwania odpowiedzi na pytanie czy rzeczywiście tego typu praktyki mogły mieć miejsce kilkadziesiąt lat temu w Australii. Dosyć to nieprawdopodobne rozwiązanie, a wynikająca z niego wtórna wiktymizacja dziewczynki jawić się może jedynie jako tanie granie na emocjach odbiorcy.
Światło między oceanami to powieść poruszająca, przepełniona smutkiem. To historia, w której prym wiodą etyczne dylematy. To opowieść o rodzicielskim niespełnieniu, strachu i niepewności, wewnętrznych rozterkach, próbie ukojenia wszelkimi środkami bólu po stracie dziecka. Szkoda, iż próba ta nie bierze pod uwagę jego dobra, a jest jedynie niewyważonym, niskogatunkowym środkiem do zagrania czytelnikowi na emocjach. Anna Dereszowska dała mu wiarę – czego dowodem jest nad wyraz sugestywna interpretacja książki pod postacią audiobooka.
Summa summarum, ani autorka książkowego pierwowzoru, ani interpretująca wersję audio Anna Dereszowska nie wprawiają w przesadny zachwyt. Snuta na łamach kart powieści historia ma co prawda szanse spełnić niezbyt wygórowane oczekiwania mola książkowego, jednakże przesadnie smętna nuta może kalać wyczulone na emocjonalną prawdę ucho.
Tytuł: Światło między oceanami
Autor: M.L. Stedman
Audiobook
Czyta: Anna Dereszowska
Komentarze
Agar i Piżmo
Lubię książki poruszające takie nieoczywiste tematy. Sporo dobrego słyszałem też o filmie.
Sniffonia
Recenzja jak zawsze bardzo dobra, ale nie jestem pewny, czy smutna książka to coś, na co mam teraz ochotę. Ale na jesień? Jak najbardziej! Wtedy chętnie po nią sięgnę ;)
Ola Bednarek
Pięknie to wszystko napisałaś. Dopisuję tę książkę do swojej listy 'must read'. :)
Danka
Teraz na 100% nie potrzebuję smutnych książek. Recenzja bardzo mi się podobała.
Karolina
Ja i tak uwielbiam Dereszowską i może się skuszę