Książka ta jest niczym jątrząca się rana. Gnijąca i śmierdząca, pełna ropy i niedającego się wyrazić słowami bólu. To literackie torsje, wykrwawiające się, chlustające błotem, flegmą i śluzem, całym złem otaczającego nas świata słowa, które to autorka cedzi i wypluwa ze wściekłością, dając jednocześnie świadectwo, iż nie godzi się na rzeczywistość w jakiej przyszło jej się urodzić i żyć.
Nazywa siebie H. Nieme Ha, Ha, które nie ma głosu. Ha, które się zapisuje, ale tak naprawdę, w wymowie nie istnieje. H jest, a jakoby jej nie było. Mieszka w Japonii, w Hiroszimie. Gdy na miasto spada Little Boy H jest jeszcze dzieckiem.
Chłopczyk (…) zbliżał się do nich, popychany przez ojca (…). W chwili eksplozji wzbił się w górę (…), przez odłamki szkła w oknie, ujrzała transformację braciszka wzdłuż trajektorii powietrze – ziemia. W pełnym locie, przez cały czas zachowując swój niezmieniony kształt, sczerniał. To, co unosiło się w powietrzu, nie było już ciałem, ale sprasowanym pyłem o ludzkim kształcie, który spadając, zaczął się rozpraszać jak deszcz popiołu. (…) to samo stało się z przelatującymi ptakami.
Urodziła się z zaburzeniem różnicowania płciowego, przypadłością szerzej znaną jako hermafrodytyzm, potocznie określaną również interseksem. Choć jej ciało fizycznie zdradza swoją dwoistość natury, wychowywana jest jako chłopiec. Obrażenia spowodowane eksplozją bomby atomowej otwierają jej poniekąd drzwi do nowego życia. H postanawia poddać się szeregom operacji plastycznych by stać się dziewczyną z krwi i kości. Wyjazd do Nowego Jorku ma być teoretycznie jej mentalnym i fizycznym wyzwoleniem. W chwili gdy poznaje Jima, byłego, torturowanego przez Japończyków żołnierza amerykańskiego, jej głównym priorytetem staje się macierzyństwo. Jako, iż sama matką być nie może, za cel stawia sobie odnalezienie Yoro, dziewczynki, którą opiekował się Jim, a którą to brutalnie mu odebrano…
Narody Zjednoczone, ta dziwka o tysiącu wagin rozwartych dzień i noc dla Białego Domu.
H zawsze chciała urodzić. Jej wagina jest jednak jedynie źródłem zła i cierpienia. Rodzi ból, żal, wściekłość i bezradność. To z tego najbardziej intymnego miejsca bohaterki wydzierają się chlustające obelgi w stronę niegodziwości ludzkiego istnienia. A nikczemności tych jest sporo, nadto wręcz. Swe źródło mają w samej H, to ona walczy ze sobą, szukając całe życie swojej seksualnej tożsamości i miejsca w społeczeństwie. Cierpiąc na apotemnofilię (zaburzenie tożsamości integralności cielesnej), agorafobię (lęk przed otwartą przestrzenią) oraz tanatofobię (lęk przed śmiercią), dzień w dzień zmuszona jest walczyć z własnymi demonami. Jej codzienność to stany lękowe, obsesje, fobie, niezrozumienie, samotność i bezbrzeżny smutek. Winą obarcza możnych świata. Impulsywnie obnaża ich bezbrzeżną haniebność. To postać, która żyje męczeństwem świata. Boli ją stosowanie broni jądrowej, prześladują wojenni oprawcy, bierze na siebie tortury jeńców wojennych. W pogoni za upragnioną córką przemierza świat, ląduje na Czarnym Lądzie. Ubolewa nad gwałconymi przez żołnierzy dziewczynkami i wyzyskiwanymi w kopalniach pracownikami. Intymna spowiedź jednostki – choć abstrakcyjnie splatająca ze sobą wiele oderwanych od siebie wątków – nabiera szerszego sensu, sensu globalnego.
Armia jest ciałem które nie żywi, jest suką, która miast karmić piersią, wysysa siły swojego miotu.
Yoro charakteryzuje się stylistyczną agresją i narracyjną brutalnością, przedziera przez nią zarówno tętniąca wściekłość, jak i swoista bezradność. Jej stylistyka zahacza o pretensjonalność i dysharmonię, jest krzykliwa, momentami drażniąca, niemal halucynogenna w odbiorze. Autorka nie przebiera w słowach, stosuje leksykę niejednokrotnie odnoszącą się do atawistycznych ludzkich pobudek. Osią, w okół której skupia się fabuła powieści są odniesienia do prymitywnych ludzkich zachowań oraz seksualności człowieka właśnie. Tym samym, powieść zadowoli jedynie wąską grupę odbiorców, głównie tę, która lubuje zagłębiać się w literackie, naturalistyczne, brudne odmęty.
Kiedy jesteśmy czyści, każdy człowiek pachnie inaczej. Zlani moczem i potem, wszyscy cuchniemy tak samo.
Yoro to mroczna hiperbola współczesnego świata, przenośnia ludzkości wywodzącej się od kobiety, rodzącej się z niej w bólu. To książka – bolączka, książka – udręczenie, książka – świadectwo. To agonalny spazm wściekłości, neurotyczny krzyk o sprawiedliwość na świecie – choć absurdalny – to jednak ważny i istotny. Książka – niemy krzyk. Nie każdy go udźwignie. I nie każdy usłyszy.
Tytuł: Yoro
Autor: Marina Perezagua
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 12 września 2017 r.
Liczba stron: 384
Tłumaczenie: Andrzej Flisek
Komentarze
Asia
Świetna recenzja. Na pewno przeczytam tę książkę. Byłam w Hiroszimie - w mauzoleum i przy Genbaku Dome i aż nazbyt dobrze znam realia i tło historyczne, wiem też, że Japończycy potrafią być wyjątkowo okrutni. Może to trochę ułatwi mi zrozumienie głównej bohaterki i Jima.
alexanderkowo.pl
Mam tę ksiażkę, ale jeszcze nie zaczęłam jaj czytać.
Anna
Widzę bardzo trudne tematy. Z jednej strony ciekawa jestem tej treści, z drugiej boję się, jak to wszystko odbiorę. Będę musiała się nad tym zastanowić
Aleksandra Sajecka
Książka szalenie trudna i bolesna, ukazująca wszystko co najgorsze na świecie, ciężka, ale warta przeczytania.
Kasia
O nieeee. To musi być strasznie ciężka książka. Chyba jednak poszukam czegoś lżejszego....