Mijka, Lilka i Marta czują przesyt światem. Przed kimś uciekają, przed czymś się bronią, potrzebują ukojenia, wyciszenia i bezpiecznego schronu przed życiem, które je osaczyło, być może nawet przerosło. Azyl odnajdują w domu rodzinnym na ukraińskiej prowincji, na wsi, u babci Teodory. W otoczeniu starego, zapuszczonego sadu po dziadku, w murach starego domostwa, pod bacznym babcinym okiem spróbują na nowo odnaleźć siebie i sposób na życie, które zostawiły za rogiem. Ale czy tak naprawdę wystarczy wrócić do domu, by uciec od swoich problemów? Czy tylko tyle wystarczy, by przepracować bolączki i traumy i nim dojrzeją maliny, jeszcze u schyłku lata znaleźć antidotum na życie?
Eugenia Kuzniecowa udowadnia, że nie jest to aż tak proste i oczywiste, jakbyśmy mogli oczekiwać. Choć jej debiut prozatorski pachnie latem, beztroską i letnią idyllą, tak naprawdę jest dowodem na to, iż na dłuższą metę przed życiem i wynikającymi z niego wyborami ciężko uciec. Ono odnajdzie drogę, by nas dopaść nawet w małej, ukrytej w zaroślach wsi. Nadzieje, jakie pokładały w tym wyjeździe spokrewnione ze sobą kobiety, okazują się płonne. Sielanka, choć namacalna, finalnie staje się iluzją. Co jednak w tej powieści znamienne – nie jest to istotne, nie boli i nie szarpie. To naturalna kolej rzeczy, której być może bohaterki nawet się spodziewały, a wyjazd ten tylko utwierdził je w tym przekonaniu. Musiały jednak odbyć tę podróż, by na nowo odnaleźć istotę i sens życia, od nowa doszukać się w niej harmonii.
Bohaterkom trudno porzucić balast, który starały się pozostawić za sobą. On dopada je prędzej niżby mogły się spodziewać. Niemniej to właśnie u babci Teodory stają się silniejsze. Dom, choć podupadły i wymagający remontu, staje się ich ostoją, dodaje energii i siły do działania. Jest dla nich punktem stycznym, to właśnie tutaj na powrót splatają się ich drogi. To tutaj od nowa dostrzegają siebie oraz siebie nawzajem, odnajdują własne motywacje i oczekiwania. Dom rodzinny staje się miejscem, w którym mogą podreperować własne relacje i relacje ze światem, od którego tak usilnie pragną uciec. Choć wyjazd ten nie da im to szczęścia, a wiele rzeczy skomplikuje się jeszcze bardziej, to wyjdą z opresji obronną ręką. W końcu przestaną żyć złudzeniami, iż wyjazd i pachnące dojrzałymi owocami lato zdecyduje o czymś w ich imieniu.
Nim dojrzeją maliny to słodko-gorzka historia o ucieczce przed światem i sobą, o wyborach, których próżno uniknąć i od których nie sposób uciec. Powieść kojąca, ale niepozbawiona beztroski. Opowieść o kobiecej solidarności, która na nowo rozkwita w sielskim otoczeniu. Narracja niespieszna, rozleniwiona, pozbawiona zawrotnego tempa akcji. Próżno szukać tutaj fabularnych zaskoczeń i niespodzianek. Konsekwentna, linearnie prowadzona, osadzona w sielankowych okolicznościach opowieść, w której można przepaść i zakochać się lub zupełnie przeciwnie, która znuży monotonią spokojnego i dającego się przewidzieć lata.
Tytuł: Nim dojrzeją maliny
Autor: Eugenia Kuzniecowa
Przekład: Iwona Boruszkowska
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2023
Ilość stron: 304