Życie na wsi odmierzane jest nie tylko poprzez wschód i zachód słońca, poranne pianie koguta i świergot ptaków, ale przede wszystkim poprzez rozbrzmiewający dźwięk kościelnych dzwonów. Czy to na sumę parafialną, czy na mszę powszednią, czy też na Anioł Pański – ich serca biją. Biją nawet wtedy, gdy inne serce bić przestaje…
Bo najgorzej jest patrzeć na kogoś, kto nigdy nie płakał, a nagle zaczyna szlochać. Bo to trochę tak, jakby ci się walił dom (…).
Na tym świecie pewne są tylko dwie rzeczy: śmierć i podatki. Przekaz niniejszego stwierdzenia, które to Benjamin Franklin zawarł w liście do Jeana Baptiste’a jest tak klarowny, oczywisty i niepodważalny, że owe zdanie traktować można już niemal w kategorii dogmatu. O ile podatki są problemem wyłącznie ludzi pełnoletnich, o tyle śmierć dotyka całego społeczeństwa; mierzyć muszą się z nią zarówno dorośli, jak i dzieci.
Dlaczego wtedy, kiedy człowiek potrzebuje, żeby ktoś go przeorał, zniszczył, zmiótł na proch, ten drugi chce go akurat przytulać?
Dzieci w obliczu umierania? Ile z niego rozumieją? Jakie uczucia wywołuje w nich utrata oraz żałoba rodziny, bliskich i dalszych znajomych? Ile z tych smutnych emocji przylega do nich na lata? To właśnie między innymi nad tym problemem pochyliła się w swojej książce Po trochu Weronika Gogola. W tej skonstruowanej na bazie symbolicznych dwunastu rozdziałów balladzie, narratorką uczyniła dorastającą dziewczynkę.
Kołek od mopa dostał się pomiędzy szprychy, kuzyn przewrócił się i roztrzaskał sobie nos o żwir. Zrobiło mi się go trochę żal, więc pobiegłam po wodę utlenioną, żeby zalać mu ranę, ale też trochę dlatego, żeby zobaczyć, jak się pieni. Wiedziałam, że będzie go to bolało. No więc tak nie do końca było mi go żal. Ale kiedy wróciłam z wodą, już go nie było, bo wujek Zdzisiek wybiegł z domu i strasznie na niego nakrzyczał, że mop nie służy do wkładania w szprychy i tego typu rzeczy. Wtedy naprawdę zrobiło mi się kuzyna żal, bo niby jakim prawem wujek mówił coś takiego, skoro sam, kiedy się napije, tańczy z mopem i podskakuje.
Urodzona w niewielkiej miejscowości Olszyny Weronika snuje na pozór beztroską opowieść o swym osadzonym w realiach późnych lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku dzieciństwie i wczesnych latach młodzieńczych. Te, jak w większości przypadków życia na wsi, upływają na beztrosce, chadzaniu samopas, życiu w zgodzie z naturą, w myśl rodzinnych klechd, przesądów i ludowych wierzeń. To czasy, gdy dorośli nie czują się w obowiązku tłumaczyć dzieciom życiowych prawd objawionych i zawiłości losu. Młode pokolenie uczy się życia głównie dzięki metodzie prób i błędów, poprzez zmysł obserwacji, którego miarą z jednej strony jest ilość stłuczonych kolan i nabitych siniaków, a z drugiej ilość wymamrotanych nad zwłokami okolicznego mieszkańca lub członka rodziny zdrowasiek. Dwanaście godzin z życia Weroniki, to dwanaście chwil jej uśmiechu i łez; to dwanaście stacji na drodze jej prywatnej drogi krzyżowej, kiedy to chwile beztroski złamane zostają odejściem kogoś, kogo znała…
Myślałam, że babcia miała serce z ciasta, dlatego się rozpadło.
W powieści Po trochu do głosu dochodzi dziecięca logika. To prosty, nieskomplikowany, bezpretensjonalny, momentami pachnący naiwną słodyczą proces myślowy, dzięki któremu rzeczy trudne i niewytłumaczalne nabierają ram i kształtów. Narratorka zaskakująco trafnie tłumaczyć zdaje sobie istotę życia i śmierci, szczęścia i smutku, przypadku i przeznaczenia. Robi to być może infantylnie, nie sposób jednak nie doszukać się w tej kreacji swoistego uroku. Ta pozbawiona ckliwej nuty kreacja jest rozbrajająco szczera, prawdziwa, zwyczajna. Przywołuje odbiorcy na myśl lata dzieciństwa, które już dawno zdają się być za nim, które pogrzebane pod maską trywializmu, zapracowania i zobojętnienia, choć być może bolesne, to jednak istnieją. Weronika Gogola znalazła sposób by do nich nie tylko na nowo dotrzeć, ale wskazać również ich bezcenną wartość.
Po chwili zadzwoniła Mama: Tata nie żyje. Cisza. Głupie zdanie. Składa się z trzech wyrazów. Nie jest nachalne. Nie jest ekspansywne. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Mogę się rozłączyć? – Tak.
Istota pożegnań, przepracowania tego co nieuniknione, bólu, smutku, samotności i bezradności, w obliczu śmierci bliskich i znajomych w dziecięcych oczach wydaje się być zjawiskiem naturalnym. To element życia niepodszyty sentymentalizmem, pozbawiony ckliwości, z którego czerpać można siłę i mądrość na przyszłość. Przesłanie powieści nie jest nachalne, choć oczywiste. Chaotyczne echa pamięci narratorki sugerują hołubienie prostoty życia, odnajdywanie szczęścia w niewydumanych czynnościach, korzystanie z ludowych mądrości, upatrywanie siły w niejednokrotnie przerwanych kosą Kostuchy relacjach międzyludzkich.
Większość domów pachnie albo kaszą, albo smażonymi ziemniakami. Babcia Klimcia przynosiła ser co tydzień. Pachniał jak każdy taki ser: trochę jej domem, a trochę babcią Klimcią.
Słodycz dziecięcych wspomnień nakreślona została niejednokrotnie w żartobliwym, delikatnym tonie. Rzeczy trudne i poważne pozbawione zostały patosu. Styl Gogoli zachwyca lekkością i naturalnością. Swobodne lawirowanie czasem i przestrzenią, językowa spójność, a także malownicze odwzorowanie słowem realiów wsi sprzed lat powodują, iż lingwistyczna wartość powieści jest nie do przecenienia.
Kiedy dorośli idą na korytarz i długo rozmawiają ze sobą, to znaczy, że stanie się coś złego.
Po trochu to książka, w której autorka zniżyła się do poziomu dziecka i z tego właśnie pułapu odmalowała odłamek rzeczywistości. Podzielony na dwanaście części, nieco chaotyczny, nad wyraz jednak spójny i symboliczny obraz miesza ze sobą dziecięcą niefrasobliwość z jej bystrością oka, folklorystyczny obraz wsi z uniwersalnym przesłaniem. To dojrzała powieść o niedojrzałości, którą trzeba nabyć.
Tytuł: Po trochu
Autor: Weronika Gogola
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 180
Komentarze
Anna
Z niektórymi książkami mam tak, że zachwycają mnie tak po prostu od pierwszej strony. Tak było z książką Gogoli. "Po trochu" urzekło mnie tym dziecięcym postrzeganiem świata. Uwielbiam metafory, skojarzenia, poetyckość w pisaniu. Momentami było smutno, momentami zabawnie. Ale jakoś czułam, że chociaż wychowałam się w wielkim mieście, to świat Gogoli jest mi bliski.
Marcin
Ciekawe
Michał
Ale to wygląda fantastycznie. Dano nie czytałem nic z taką narracją :) Dziękuję za recenzję.
włóczykijka
Książka zapowiada się intrygująco. Oryginalnie! Dawno nie czytałam książki pisanej z perspektywy dziecka, z taką dziecięcą, szczerą narracją, a to na pewno ciekawe doświadczenie. Z chęcią sięgnęłabym po tę pozycję :)
Zielona Małpa
Ostatnio polubiłam książki pisane z perspektywy dziecka. A Po trochu wydaje się być kolejną świetną pozycją w tej dziedzinie :)