Enfant terrible mody – „Alexander McQueen. Krew pod skórą”, Andrew Wilson

Dziś zacznę nietypowo. Rozpocznę tę recenzję stwierdzeniem, że być może jestem ignorantką, osobą nieobytą w świecie (świecie mody na pewno), pozbawianą wiedzy ogólnej. Przypuszczalnie. Bo czy przed sięgnięciem po omawianą lekturę, miałam jakiekolwiek pojęcie o tym kim był Alexander McQueen? Przyznaję, że jego nazwisko kojarzyłam ze światem mody. Nieobcy był mi również fakt, iż spod palców jego protegowanej – Sary Burton wyszła suknia ślubna Kate Middleton. Tyle. Tylko tyle. Wielka szkoda, bo to niezwykle barwna, ciekawa i niekonwencjonalna osobowość. A biografia Andrew Wilsona to udowadnia. Co więcej, sprawiła, że podczas lektury, chciałam McQueena więcej i więcej. Czytałam z wypiekami na twarzy, łapczywie przeczesując Internet w poszukiwaniu jego projektów. A te sprawiały, że serce mi zamierało. Z zachwytu, podziwu, niedowierzania i niepokoju jednocześnie.

Piękno może pochodzić… z osobliwych miejsc, nawet i z obrzydliwości.

Lee Alexander McQueen, to jeden z czołowych projektantów mody, autor trzydziestu pięciu damskich kolekcji. W jego kreacjach po wybiegu spacerowały czołowe modelki: Kate Moss czy Naomi Campbell a same projekty wywoływały lawinę skrajnie różnych komentarzy krytyków. Jack the Ripper Stalks His Victims, Nihilism, The Birds, Highland Rape, The Hunger, Dante, Mellmer La Poupée, Joan, What a Merry-Go-Round to nazwy niektórych z nich. Jak widać, już sama przypisana im nomenklatura może być określona mianem kontrowersyjnej, ekspresyjnej, prowokującej. Jakiegokolwiek by jej jednak określenia nie przypisać, jasne jest, że jego twórcę pociągały rzeczy trudne, obskurne, odwołujące się do ciemnej strony ludzkiej natury. Alexander McQueen to enfant terrible mody. Inspirujący się szeroko pojętą makabrą i zakochany w dziełach markiza de Sade’a, z rzeczy brzydkich, spornych i powodujących zdegustowanie tworzył prawdziwe, niepowtarzalne, odważne i dekadenckie w formie dzieła sztuki. Nie wierzycie? Wpiszcie w Google nazwę jednej lub drugiej kolekcji… przyznacie mi rację, że Alexander McQueen to nie taki tam zwykły projektant mody haute couture. W jego dziełach nie sposób doszukać się nudy czy przewidywalności. To po prostu maestro i enfant terrible mody w jednym.

Zarówno w okrucieństwie, które widać w sposobie cięcia, jak i w tym, jak stylizuje swoje pokazy, przywołuje wielkie rozpustnice z książek markiza de Sade’a, z całym ich repertuarem brutalnej, barbarzyńskiej dominacji i seksualnej biegłości…

Alexander McQueen. Krew pod skórą to jedna z tych biografii, o których na długo (lub zgoła nigdy) nie zapomnę. Andrew Wilsonowi udało się w niebywale przystępny i arcyciekawy zarazem sposób zarysować sylwetkę projektanta. To niesamowite, że ja – osoba niezainteresowana tematyką mody prawie w ogóle, chłonęłam każde kolejne słowo, łaknąc więcej i więcej, przeczesując Internet w poszukiwaniu i podpatrywaniu opisywanych w książce projektów. A te tylko potęgowały moją zachłanną ciekawość i rosnący zachwyt nad geniuszem tego niepozornego, zakompleksionego, młodziutkiego chłopaka, który z niczego stworzył markę rodem z powieści fin de siècle’owej, na zawsze zapisując się tym na kartach historii jako wizjoner światowej mody. Tym samym, autorowi udało się zaciekawiać mnie nie tylko samymi projektami. Z bijącym z przerażenia sercem, smutkiem, melancholią, i poczuciem strasznej straty śledziłam prywatne zmagania Lee z życiem, zapatrywałam się w jego walkę z rosnącą beznadzieją i paranoją, poszukiwaniem sensu istnienia, którego, przytłoczony sławą, nota bene nigdy nie znalazł.

Nigdy nie ograniczał się do mody. Interesowały go film, fotografia, sztuka, muzyka, tam szukał inspiracji, czerpał z awangardy i marginesów współczesnej kultury i przeplatał wszystko z głównym nurtem.

Tym samym, publikacja ta, to nie tylko rzeczowe i barwne przedstawienie dorobku artystycznego projektanta. To lektura zmuszająca do refleksji nad istotą istnienia. To próba ukazania zawiłości ludzkiej natury. Napisana została w sposób niezmiernie wciągający i poruszający zarazem. Jednym słowem – idealna lektura dla fanów nie tyle mody, co po prostu dobrej literatury faktu.

Summa summarum, jestem tą biografią zauroczona i przybita jednocześnie. Nie ukrywam, że emocje związane z jej lekturą jeszcze na długo ze mną pozostaną. Bardzo ubolewam, że w publikacji zabrakło większej ilości zdjęć. Te nieliczne, podług mojej opinii są niewystarczające i zupełnie nie oddają kolorytu i teatralności projektów McQueena. A te są naprawdę zjawiskowe i zupełnie ponadprzeciętne. Zapadają w pamięć, jak i sama książka. A to świadczy o jednym – niesamowitym dziennikarskim kunszcie i wrażliwości jej autora. Udała mu się rzecz niebywała – w totalnej modowej ignorantce rozbuchał iskrę (chociaż to co, się ze mną działo podczas lektury nazwałabym raczej pożarem) fascynacji tematem. Po tej lekturze jeszcze długo będę dochodzić do siebie.

Egzemplarz recenzencki.
Dziękuję Wydawnictwu SQN za udostępnienie egzemplarza książki.
logo_sqn

Jednym zdaniem

Rzeczowa, wciągająca i poruszająca zarazem. Biografia, która zachwyci zarówno fanów jak i sceptyków mody. Powalająca!

— Dominika Rygiel
Postawisz mi kawę?
1 komentarzy
1 Polubienie
Poprzedni wpis: Wyniki konkursuNastępny wpis: O sztuce starzenia się – „Spokój ducha. Co zyskujemy z wiekiem”, Wilhelm Schmid

Zobacz także

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O mnie

Z wykształcenia romanistka. Z zamiłowania czytelniczka. Pełna skrajności. Z jednej strony pielęgnująca w sobie ciekawość i wrażliwość dziecka, z drugiej krytycznie patrząca na świat.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Odwiedź mnie na

Bookiecik na YouTube

Najnowsze wpisy
Kalendarz
grudzień 2024
P W Ś C P S N
 1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
3031  
Najbardziej popularne
Najczęściej komentowane
Patroni
Archiwum