Wydane w 1998 roku Kocie oko jest chronologicznie jedenastą książką w twórczości kanadyjskiej pisarki, poetki i krytyczki literackiej – Margaret Atwood. Znacząco odbiega klimatem od poprzedzającej ją Opowieści podręcznej czy chociażby wydanej osiem lat później Grace i Grace. Powieści te łączy jednak jedno – ich uniwersum, jak zdołała swoich odbiorców przyzwyczaić Kanadyjka, stanowi świat kobiet.
Gdybym obcięła sobie ucho, czy podskoczyłaby wartość rynkowa obrazów? A jeszcze lepiej, gdybym wsadziła głowę do piekarnika, strzeliła sobie między oczy. Bogaci kolekcjonerzy chętnie kupują – między innymi – szczyptę cudzego szaleństwa.
Elaine Risley to nieco ekscentryczna malarka, która po latach nieobecności wraca do rodzimego Toronto, gdzie przygotowywana jest wystawa jej obrazów. W swoich pracach zamknęła strzępki rzeczywistości, swoje wspomnienia z lat dziecięcych. Płótna te kryją jej emocje, troski i żale, smutki i obawy. Przygotowywania do wernisażu budzą w kobiecie demony przeszłości, każda praca wywołuje falę wspomnień, a i miasto wraz ze swoimi znajomymi ulicami i budynkami przywołując na myśl stare dzieje, wzmacnia bolesne doznania. Pogłos lat dziecięcych i młodzieńczych odbija się w głowie Elaine szerokim echem. Kobieta zdaje się cofać w czasie, od nowa wędruje po kraju z ojcem, po raz wtóry wikła się w romans z nauczycielem akademickim, jeszcze raz przeżywa śmierć brata, a co najbardziej dotkliwe – na powrót konfrontuje się z toksyczną i obezwładniającą przyjaźnią ze szkolnej ławy, Cordelią.
Właśnie tego mi brak Cordelio. Nie tego, co minęło, lecz tego, co nigdy się nie zdarzy.
To właśnie ta relacja wytycza bohaterce ścieżki, w sposób brutalny formuje ją, naznacza. To przyjaźń trująca, obsesyjna, a przy tym uzależniająca. Kobieta latami nie jest w stanie się z niej otrząsnąć, żyje w jej cieniu, z jej widmem i piętnem, pod jej presją. Ta chorobliwa znajomość tkwi w niej niczym zadra, latami niegojący się ropień; tym samym jest niejako perspektywą życia Eleine.
Tej nocy się kochamy, jeżeli to coś jeszcze można tak nazwać. Nie ma kształtu miłości, nie ma jej koloru, jest szorstkie, w barwach wojennych, mechaniczne. Coś sobie chcemy udowodnić. Albo czegoś się wyprzeć.
Choć niebezpieczna w skutkach przyjaźń dwóch dziewczynek wiedzie w Kocim oku prym, jego fabuła nie opiera się wyłącznie na niej. Atwood ubogaca ją niełatwymi relacjami głównej bohaterki z mężczyznami. Niespełnienie, niezrozumienie, wypalenie, brak poszanowania oraz partnerstwa w związku to kolejny aspekt, na który między wierszami próbuje zwrócić uwagę pisarka. Znamienną i trudną jest chwila, gdy Elaine zostaje matką. Zaczyna miotać się pomiędzy obowiązkami partnerki i matki, a swoją pasją i próbą zawodowego samospełnienia. Musi dokonywać samotnych i niełatwych wyborów, kładąc na szali pracę oraz wychowywanie dzieci. Elaine radzi sobie w tym na dwójnasób. Z jednej strony zamyka się w sobie, przelewając emocje na swoje prace. Z drugiej zaś przywdziewa się w maskę komizmu, nazwanego przez jej otoczenie artystycznym szaleństwem.
To (…) daje mi pewną swobodę: skoro nie ma znaczenia, co robię, mogę robić, co chcę.
Kocie oko to proza hipnotyczna. Atwood wprawnie łączy ze sobą teraźniejszość z przeszłością, splata je w jedną, zgrabną, a zarazem ujmującą całość. Jej trzon stanowią liczne retrospekcje pod postacią strzępków wspomnień. Są rozmyte, czasem szczątkowe, innym razem pełne i drobiazgowe. Prócz faktu, iż są to reminiscencje ospałe i przymglone, łączy je nieopisana nastrojowość. Powieść jest nostalgiczną podróżą w przeszłość, bezwzględną próbą rozprawienia się z nią. To dojmująca prawda o dorastaniu i jego wpływu na życie. Jest posępna, przejmująca i przesycona smutkiem. Właśnie ten oniryczny klimat stanowić może zarówno atut, jak i, patrząc z drugiej strony, największy mankament powieści. O ile tonąca we mgle wspomnień nastrojowość może ujmować, o tyle, na dłuższą już metę, może po prostu nużyć.
Jestem wesoła jak ostryga: osłonięta twardą skorupą, zamknięta na głucho.
Margaret Atwood po raz wtóry wniknęła w kobiecą psychikę, brutalnie obnażając jej pokrętne zawiłości. Dziecięce traumy, które latami siać mogą w niej spustoszenia, stały się zaledwie punktem zapalnym do stworzenia przejmującej, wnikliwej, bazującej na potędze wspomnień powieści psychologicznej. Kocie oko ujmuje pisarską wnikliwością, wrażliwością oraz dojrzałością, które jeszcze długo po lekturze będą odbijać się w odbiorcy szerokim echem, wzbudzając żywe zainteresowanie i emocjonalne poruszenie.
Tytuł: Kocie oko
Autor: Margaret Atwood
Wydawnictwo: Wielka Litera
Rok wydania: 2018
Ilość stron: 445
Komentarze
Katarzyna Aksamit
Senny, przymglony klimat kojarzy mi się z książką D.Levy "Gorące mleko" . Czytałaś może? Tam też jest sporo o niełatwych relacjach i poszukiwaniach tożsamości. Kiedy pisałam o niej na swoim blogu, często używałam określenia - sensualna. Być może się mylę, ale mam wrażenie, że książka, o której opowiadasz emanuje podobną atmosferą. W moim przypadku musi minąć trochę czasu zanim złapię rytm takiej ekspresji, ale ostatecznie oceniam tego typu literaturę raczej pozytywnie. Dziękuję za rekomendację. http://czytamiznikam.blogspot.com/
Kejt
do Katarzyna Aksamit
Połączenie teraźniejszości z przeszłością wydaje się być ciekawe. Jestem szczerze zainteresowana tą pozycją.
Cztery Kilo
Muszę przyznać, że mnie zaciekawiłaś tą książką! Idzie na półkę do przeczytania :)
Holly
Powieśc dość trudna, aczkolwiek takie lektury właśnie dostają nagrody.
Pomysłowa
do Holly
Co masz na myśli, pisząc, że książka jest "w sennym klimacie"? To znaczy, że jest nudna czy coś? :)
Ewa
Przyciągają mnie powieści w których przeszłość splata się z teraźniejszością, a retrospekcje odgrywają kluczową rolę. Książka wydaje się interesująca, szczególnie wątek traumy.
Pomysłowa
do Ewa
Skusiłabym się, gdyby nie ten senny klimat - chyba, że ja to źle rozumiem. Czy "w sennym klimacie" oznacza, że ta książka jest nudna?
Dominika Rygiel
do Pomysłowa
Nie ;) To oznacza, że klimat jest oniryczny, przymglony.
Łukasz
Bardzo ładna graficznie strona, ciekawe teksty :) Oby tak dalej !