Przechytrzyć świat – „Nieludzko piękna jesień”, Jacek Melchior

Nieludzko piękna jesień to sześć odrębnych historii, pozornie różnych ludzi. Choć ich losy nie splatają się znacząco ze sobą – bohaterów łączy sporo. Każdy z nich zmaga się z własnymi demonami, które w różnych momentach życia uderzają ze zdwojoną siłą, odzywają się nieproszone, kładą się cieniem na normalnym funkcjonowaniu. Postaci przywdziewają maskę, odgrywają określoną i przypisaną im przez rodzinę czy społeczeństwo rolę, która uwiera i nie pozwala w pełni poczuć się sobą. Każda z przedstawionych osób próbuje przechytrzyć świat, wyzwolić się z narzuconych pęt codzienności i konwenansów, a tatuaż w większości przedstawionych przypadków, jak chociażby w Wyzwolicielu staje się czysto symbolicznym aktem wolności. Symbolem, lub, jak w przypadku Szutniczki Mimi bolesnym stygmatem…

W tym momencie (…) jesteś najbardziej sobą. Oczywiście, zawsze jesteś sobą, nieskomplikowany, napisałeś w ogłoszeniu, co po twojemu to właśnie znaczy, choć przecież nawet udawacze zawsze są sobą, bo kim mieliby być?

Jacek Melchior dojrzale, pięknie i sprawnie operuje słowem. Czuje jego wagę i znaczenie, potrafi się nim bawić,  fachowo i niejednokrotnie w sposób niejednoznaczny tworzy jego konteksty. Trochę jak, parafrazując znaną hrabalowską frazę ze Zbyt głośnej samotności: gdy pisze, to właściwie nie pisze, tylko bierze piękne zdanie do buzi i ssie je jak cukierek, jakby sączył kieliszeczek likieru, po czym przelewa je na papier, aż w końcu myśl ta rozpływa się na papierze jak alkohol, tak długo weń wsiąka, by finalnie zagościć w  mózgu i sercu czytelnika, pulsować w żyłach aż po krańce jego naczyniek włoskowatych. I słowa te robią w Nieludzko pięknej jesieni wrażenie, zdania wibrują, mają niebanalny i świeży charakter. Ich autor jest bez wątpienia wszechstronnym słownym erudytą, czego zbiór niniejszych tekstów jest namacalnym dowodem.

I choć każde z opowiadań niesie za sobą niekwestionowany prozatorski kunszt, same historie, ku memu ogromnemu zaskoczeniu, nie łapią nadto za serce. Ich początkowo dobrze rokująca fabuła oraz emocje bohaterów giną pod efektownością języka, który zdaje się je po prostu przyćmiewać. By do nich dotrzeć, trzeba przedzierać się przez kolejne warstwy literackiej perfekcji, co początkowo jest naprawdę przyjemne i odkrywcze, z każdym kolejnym opowiadaniem staje się coraz bardziej uciążliwe i monotonne. Interesujący zamysł autora, by przedstawić swoich spętanych wymaganiami społeczeństwa bohaterów, by w końcu za sprawą salonu tatuażu wyzwolić ich zarówno emocjonalnie jak i seksualnie zwodzi na manowce. Motyw tatuażu nie spina poszczególnych historii w sposób wiarygodny, zdaje się być desperackim aktem splecenia rozdzielnych tekstów w spójną całość.

Podobnie wygląda sprawa samej konstrukcji tytułu. Nieludzko piękna jesień – zgrabna ujmująca, niemalże poetycka fraza w duchu prozy Marka Hłaski, dająca nadzieję na równie liryczną treść oraz symboliczny wydźwięk staje się finalnie tylko i wyłącznie powtarzanym kilkukrotnie w kolejnych opowiadaniach zdaniem. Zdaniem rzuconym między wiersze, mimochodem, jakby nonszalancko niedbale, cały czas jednak trochę jakby na siłę przecinającym tę tętniącą słowem erudycyjną treść. Wielka szkoda, tym bardziej, iż bohaterowie zbioru zdają się być muśnięci przez jesień życia, stoją u jej progu i zmuszeni są mierzyć z nową rzeczywistością, z postawionymi przez nią wyzwaniami, z przemijaniem. Potencjał myśli tej nie został niestety w pełni dopracowany, ani wystarczająco rozwinięty. Pozostawia odbiorcę ze sporym poczuciem niedosytu.

Ponadprzeciętny i wyróżniający się język niniejszego zbioru oraz nieprzystający doń sposób spinania fabularnej treści, a także niewystarczający sposób wyzwalania nim emocji, pozwala uchwycić tragiczny impas, do którego doprowadził Melchiora wybór tak wyrafinowanego sposobu narracji. Nieludzko piękna jesień pozostaje wszak pięknym językowo, ale wzbudzającym co najwyżej letnie odczucia zbiorem przypadkowych opowiadań. Wielka szkoda.

Tytuł: Nieludzko piękna jesień
Autor: Jacek Melchior
Wydawnictwo: Seqoja
Rok wydania: 2020
Ilość stron: 281

Jednym zdaniem

Zbiór sześciu opowiadań, których łączy cieniutka nić powiązań dotycząca motywu tatuażu. Kunsztowny język niestety nie współgra z nakładem emocjonalnym, jaki niosą za sobą historie. Opowiadania pozostawiają po sobie poczucie niedosytu

— Dominika Rygiel
Postawisz mi kawę?
1 komentarzy
1 Polubienie
Poprzedni wpis: Grubymi nićmi szyte – „Sygnał”, Maxime ChattamNastępny wpis: Pięć nieoczywistych książek roku 2020, po które warto sięgnąć w roku 2021

Zobacz także

Komentarze

  • Melchior

    28 grudnia 2020 at 17:24
    Odpowiedz

    Ciekawy tytuł, popytam w swojej bibliotece o niego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O mnie

Z wykształcenia romanistka. Z zamiłowania czytelniczka. Pełna skrajności. Z jednej strony pielęgnująca w sobie ciekawość i wrażliwość dziecka, z drugiej krytycznie patrząca na świat.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Odwiedź mnie na

Bookiecik na YouTube

Najnowsze wpisy
Kalendarz
kwiecień 2024
P W Ś C P S N
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930  
Najbardziej popularne
Najczęściej komentowane
Patroni
Archiwum