Recenzja premierowa
Mnogość wątków, które swoją treścią obejmuje Zaklinacz deszczu, najnowsza powieść Jiříego Hájíčka, jest naprawdę imponująca. Trzeba wykazać się nie lada odwagą i swoistą pewnością siebie, by w jednej książce zawrzeć tak wiele wprawdzie prozaicznych, ale jednak istotnych, a przy tym dość skrajnych motywów fabularnych.
Mowa tutaj chociażby o kryzysie wieku średniego, potęgującej bezsenności, wypaleniu zawodowym, niespełnionym małżeństwie, w tym różnicach w statusie społecznym pomiędzy małżonkami (dobrze wykształcona artystka pochodząca z miasta oraz urzędnik zajmujący się planowaniem przestrzennym, kochający nade wszystko ziemię i wieś), wyniszczającym związek pragnieniu posiadania dziecka i łączącym się z powyższym niemal instrumentalnym współżyciu w określonym czasie i wyznaczonej pozycji, zawieszonym w próżni marzeniu o upragnionej wyprawie na Spitzbergen czy lataniu oraz powrocie na wieś, przywoływaniu wspomnień z czasów młodości, w której to znaczną rolę odgrywa powracająca po latach pierwsza miłość głównego bohatera oraz wiążące się z tym faktem fascynacje seksualne.
To wciąż nie wszystko.
Czeski prozaik poszedł o krok dalej i na ten jakże różnorodny konglomerat społeczno-obyczajowy nałożył dodatkowo wątek stricte detektywistyczny z tajemniczym przekrętem dotyczącym dziedziczenia gruntów na czele. Fabularny miszmasz, który zapewne, jak to w życiu bywa, nie wszystkim przypadnie do gustu, ale też taki, w którym sporo odbiorców odnajdzie cząstkę siebie.
Siedział z nią w ciasnej kuchni i zastanawiał się, dlaczego ma wrażenie, że tu wszystko pokryte jest kurzem (…). To nie brud wżarł się w ściany starego bloku, w obrus na stole, w zasłony, w linoleum. To był czas, pożerający wszystko – nadzieję, siłę, radość, miłość…
Ta nieśpieszna, cicha i kameralna powieść przenosi nas prosto do serca pewnego mieszkania, do niewielkiej kuchni Terezy i Zbynka. To miejsce, w którym przysłuchujemy się ich cichym, stłumionym rozmowom. To tutaj dojmujący stan odrętwienia i zawieszenia, apatia oraz przewlekłe ciche dni związane z rodzicielskim niespełnieniem mieszają się ze stłumionym szelestem map geodezyjnych, których to wertowanie niesie zmęczonemu życiem Zbynkowi pozorne uczucie ulgi i nadzieję na rozwikłanie zagadki sprzed lat. To tutaj uczucie niespełnienia krzyżuje się z nieubłaganym odgłosem tykających wskazówek zegara, kropel deszczu uderzających bezlitośnie o szybę, pogłosem skrzypiącego w bezsenne noce materaca, szuraniem kapci oraz nieustającą gonitwą myśli tytułowego Zaklinacza deszczu.
(…) październikowe deszcze płynnie już przeszły w listopadowe.
I tak jak jesienne deszcze naturalnie rozmywają poczucie upływającego czasu, tak i Jiří Hájíček niestrudzenie żongluje podjętymi tematami. Następują one po sobie płynnie, niemal rutynowo i schematycznie, wprowadzając tym samym odczucie znużenia i odrętwienia, uczuć tak bardzo bliskich tym, które wypełniają serce i umysł Zbynka. Dlatego też nie sposób nie współodczuwać targających nim emocji. Są namacalne i prawdziwie uwierające.
– Dlaczego ciągle martwisz się tym mieszkaniem? Zostały nam tylko trzy lata i spłacimy kredyt. (…)
– Czasami to do mnie dociera. Spłacimy kredyt i zaczniemy naprawdę żyć. Tak? Tak to działa?
Tak to właśnie w tej powieści działa. Tak, że przygnębiająca aura wypływa ze ścian kamienicy, w której zamieszkują główni bohaterowie. Jest to aura egzystencjalnego zwątpienia i wypalenia, automatyzmu i monotonii, aura pozbawiona życiowej pasji i żaru, tak dotkliwie bezbarwna, nijaka i beznadziejna… To przestrzeń zagospodarowana przez dwie pogubione dusze, mieszkanie wypełnione kłopotliwą ciszą. Wprawdzie toczą się tutaj rozmowy, są jednak miałkie i rutynowe. Co je zabija?
„Wielkie NIC”.
Ale dlaczego nie mogę spać? Czy to przez świadomość, że połowę życia mam już za sobą? Raj dawno został utracony. Pozostała mi praca, seks, drobne przyjemności, dobre jedzenie. Mieszkanie w centrum miasta, kredyt mieszkaniowy na w miarę korzystnych warunkach. Czteroletnie auto. Wakacje nad morzem.
To „wielkie NIC”, jak swój stan określa Zbynek, to nic innego jak proza życia, którą Hájíčkowi udało się odzwierciadlić w sposób nader realistyczny. To świat, w którym wszystko jest poukładane i widnieje na swoim, odgórnie przypisanym miejscu. Pozornie. Ta układanka nie jest synonimem szczęścia, a raczej tożsama jest z poczuciem rozczarowania sobą i życiem. Rozczarowanie owo staje się tym bardziej dojmujące, iż człowiek pozostaje w nim często osamotniony, ze smutnym poczuciem, iż raj, do którego całe życie dążył został już dawno utracony…
Za oknem kuchni panował całkowity mrok. Patrzył na jej włosy, na odrosty w naturalnym kolorze, srebrne nitki widoczne tu i tam. Na jej twarzy wokół oczy dostrzegł ślady zmęczenia. Te zmarszczki wygładzał uśmiech, który jednak rzadko pojawiał się na jej twarzy.
Tytuł: Zaklinacz deszczu
Autor: Jiří Hájíček
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty
Data premiery: 29.11.2018 r.
Przekład: Dorota Dobrew
Ilość stron: 313
PATRONAT
Komentarze
Babcia Gawędziarka
Tak przyjemnie się Ciebie czyta - błogo mi się zrobiło, mimo że tematyka recenzowanej książki smutna. Ale chyba na ten moment nie wyciągnę ręki po coś tak przygnębiającego. Może wiosną :)
Dominika Rygiel
do Babcia Gawędziarka
:* Ślicznie dziękuję za te słowa. Czuj się tutaj jak u siebie.