Joanna Stoga zadebiutowała zbiorem przejmujących opowiadań Las, pole, dwa sobole. Nie spoczęła jednak na laurach. Nie pozwoliła się też zaszufladkować jako autorka jednego stylu czy gatunku literackiego. Początkiem września nakładem Wydawnictwa Seqoja ukaże się jej pierwsza powieść, która jest tego doskonałym przykładem. O tym z jakich pobudek powstał Słoń z Étretat, jakie przesłanie i symbolikę za sobą niesie oraz dlaczego warto po nią sięgnąć, w poniższej rozmowie. Serdecznie zapraszam.
Dominika Rygiel: Joanno, jest mi niebywale miło gościć Cię ponownie u siebie. Okazja jest ku temu szczególna, niebawem ukazuje się Twoja kolejna książka, powieść o tytule „Słoń z Étretat”. Nie ukrywam, że to rzecz, która mnie niebywale zaskoczyła. Jako że nie opublikowałam jeszcze recenzji, czytelnicy nie wiedzą, co to za historia. Mogłabyś pokrótce nakreślić jej rys fabularny?
Joanna Stoga: Bohaterką powieści jest młoda kobieta, przed którą los stawia bardzo trudne wyzwanie. Po śmierci matki Aleksandra, nazywana przez przyjaciół Kassi, musi się zaopiekować chorym psychicznie ojcem i, jak się okazuje, jest to zadanie na pełen etat. Sytuacja w znacznym stopniu komplikuje już wcześniej niezbyt poukładane życie bohaterki, ale paradoksalnie daje jej również szansę na zmierzenie się z demonami przeszłości i odkrycie, kim tak naprawdę chce być.
DR: Tą historią podejmujesz szereg wątków, na czoło zdaje się jednak wyłaniać ten dotyczący zaburzeń psychicznych, z którymi zmaga się M. Jego niepełnosprawność wymaga całodobowej opieki, której po śmierci Demeter podjąć musi się Kassi. Początkowo wydaje się, iż dzieje się to kosztem jej komfortu psychicznego, poniekąd kosztem jej życia. A może jest jednak przeciwnie? Może ta sytuacja życiowa zmusza naszą bohaterkę do rozprawienia się z własnymi demonami i do wzięcia życia w końcu we własne ręce? Jak to z tą Aleksandrą Zakińską naprawdę jest?
JS: Opieka nad osobą doświadczającą choroby przewlekłej zawsze wiąże się z poświęceniem jakiejś części własnego życia. Ktoś, na kogo spada ta powinność nie tyle wychodzi ze strefy komfortu, ile jest z niej wykopywany. Chciałam zwrócić uwagę na problemy opiekunów osób niepełnosprawnych, bo mam wrażenie, że często się o nich zapomina, o ich codzienności, o samotności, o wykluczeniu. Mam świadomość, że nie wyczerpuję tematu. Nie sposób tego dokonać. Sytuacja każdej rodziny jest inna. Poza tym musiałabym wtedy ugrzęznąć w bolesnym rozpamiętywaniu wszystkich nieszczęść i problemów, z jakimi te rodziny się borykają, a nie to było moim celem. Bardziej zależało mi na pokazaniu, że i w tym tunelu można znaleźć światełko.
DR: Jest taki moment, w którym Kassi czuje się tak bardzo przerażona sytuacją, w której się znalazła, że mieszkanie, jakie zajmuje z ojcem przyrównuje do labiryntu, z którego nigdy już nie będzie dane jej wyjść. Czuć w tej scenie ogromne osamotnienie bohaterki i pewną bezradność.
JS: To prawda, w innej scenie Kassi czuje się jak galernik, którego z niewolniczego kieratu może uwolnić tylko zatonięcie statku. Śmierć matki i konieczność zaopiekowania się ojcem stanowią dla niej przełomowy moment. Mogę wręcz powiedzieć te zdarzenia niczym młot kowalski wykuwają ją na nowo. To jest zarazem przekleństwo i szansa, lecz by zmiana mogła się dokonać, potrzebni są inni ludzie i Kassi musi ich pozyskać. Bez nich nie zdołałaby sobie poradzić. Z przytłaczającej samotności wychodzimy tylko dzięki wsparciu innych, dlatego w ogólnym rozrachunku powieść „Słoń z Étretat” jest przede wszystkim o sile przyjaźni, ale też o tolerancji. Kassi, dotąd zamknięta we własnym świecie, uczy się akceptować ludzi i sama także ma szansę zostać zaakceptowaną, a przecież nie jest kryształowa. Dzięki nim odkrywa również, że inaczej powinna podejść do ojca. Zaczyna go dostrzegać, nie tylko obsługiwać. Otwieranie się na innych może ją także uwolnić od samolubnego przekonania, że ona jedna zmaga się z osobistymi dramatami, bo tutaj każdy ma swoją historię i problemy do pokonania.
DR: Z drugiej strony, nie uważasz jednak, że by Kassi mogła przepracować nową sytuację, prócz przyjaciół, paradoksalnie potrzeba jej też samotności, czasu na odnalezienie się we własnych przemyśleniach? Życie nie do końca jej na to pozwala…
JS: Czasu na przemyślenia Kassi ma aż nadto. Kłopotem jest raczej to, że pewnych myśli nie chce do siebie dopuścić. Jej metodą na problemy jest ich wypieranie, chowanie do szafy. Wymaga to od niej wzmożonego wysiłku, bo przecież niełatwo jest się zmusić do amnezji. By trzymać w ryzach demony z przeszłości, Kassi coraz bardziej się zamyka, aż samotność staje się nie do zniesienia. Przyparta do muru, próbuje wystawić głowę i wówczas odkrywa, że nawet pozornie błahe rozmowy czy wyjścia ze znajomymi, jak choćby do kina czy centrum handlowego, stają się sposobnością, by przynajmniej uchyliła te pozatrzaskiwane i zakurzone drzwi we własnym wnętrzu. Ludzie są więc dla Kassi katalizatorem zmiany, jaką powinna przejść, ale to od niej zależy, czy z ich pomocy skorzysta.
DR: Mam wrażenie, że to kluczenie i niepewność Aleksandry wynika z jej relacji z ojcem sprzed śmierci Demi. Rodzinna tragedia cieniem kładzie się na jej wszystkich członkach. Morfeusz najbardziej zamyka się w sobie, Demeter zdaje się jako tako z nią radzić, ale przecież nic nie dzieje się małym kosztem. W tej sytuacji najbardziej chyba cierpi Kassi. Dotykasz tutaj kolejnego problemu, mianowicie jak poradzić sobie w sytuacji, gdy całą gorycz i rozczarowanie przeszłością, wszelkie traumy dzieciństwa przekuć trzeba jednak w empatię. Konieczność, która z automatu niesie za sobą utratę własnego ja, czy jednak naturalna zdolność wpisana w życie społeczne?
JS: Wyjście z traumy jest bardzo istotnym aspektem tej powieści, lecz jeszcze ważniejsze jest przepracowanie przekonania o sobie, które Kassi wyniosła z dzieciństwa. Czuła się zawsze tą drugą, tą gorszą, a po śmierci brata doszło do tego jeszcze potężne poczucie winy. To typowe dla osób, które tak nisko oceniają własną wartość. Nawet jeśli są ofiarami, jeśli cierpią z powodu niewłaściwego traktowania, to i tak siebie uznają za winnych. Połączenie przekonania, że jest się gorszym i poczucia winy daje iście paraliżującą mieszankę. Znajomy pisarz nazwał to w wypadku Kassi wręcz zamrożeniem. Co znamienne, poczucie winy łączy większość bohaterów tej powieści. Jedni trwają w nim od lat, inni wpadają w nie na skutek traumy, ale wszyscy na swój sposób zamarzają pod jego wpływem. Kassi tkwi w tym najdłużej, nawet określa poczucie winy ołtarzem, do którego tak dawno się przybiła, że „za cholerę nie może sobie przypomnieć, jak wyjąć gwoździe”. Dlatego tak dobrze rozpoznaje poczucie winy u innych i dlatego z taką mocą przed nim ostrzega, nazywając je trującym jadem.
Każdy z bohaterów radzi sobie z poczuciem winy jak umie, lecz tak naprawdę nikt nie zamarza do końca. Głęboko pod warstwą lodu tlą się inne emocje. Czasem wybuchają jak u Kassi, wydostają się z niej niekontrolowanymi napadami agresji albo nałogową potrzebą wyżycia się za kierownicą. Kassi czuje, że to, co ją spotkało jest niesprawiedliwe, by jednak wyrwała się z matni i przekuła to w coś pozytywnego, musi zmierzyć się z przeszłością.
Natomiast z jednym Twoim stwierdzeniem pozwolę sobie polemizować. Ojciec jest ważny dla Kassi, tyle że podobnie do niej stał się ofiarą. Oczywiście bieżąca sytuacja obojga sprawia, że to na nich skupia się uwaga, jednak tą drogą nie dojdzie się do sedna. To jak oceniać budynek po fasadzie. Nie pomoże najpilniejsze studiowanie ornamentów, trzeba wejść do wnętrza i rozejrzeć się w nim od strychu po piwnicę. W tej rodzinie kto inny utkał pajęczą sieć, w którą wpadli wszyscy, ale to odkrycie pozostawmy czytelnikom.
DR: Powróćmy jeszcze do choroby Morfeusza. Mamy tutaj dojrzałego mężczyznę, z przypadłością, która nie pozwala mu na normalne funkcjonowanie. Myślę, że można spokojnie określić go mianem dziecka w skórze dorosłego, niezaradnego, bezbronnego, wymagającego nieustającej opieki ze strony bliskich. Zwracasz tym samym uwagę na luki systemowe, z którymi borykają się rodziny mające pod opieką osoby z podobnymi chorobami. Wiem, że znasz problem poniekąd od podszewki, czy sytuacja ta powoli zmienia się na lepsze czy jednak nie do końca i książka ta to literacka, ale jednak próba wołania o pomoc?
JS: „Słoń z Étretat” jest literaturą, nie manifestem ani petycją do sumień. Zaprawiłam tę książkę szczyptą magii i szczyptą humoru, by czytelnicy mieli świadomość, że to opowieść, nie reportaż. Książka nie naprawi systemu i nie po to powstała. Zresztą pandemia i kryzys wywołany wojną jeszcze mocniej pogłębiły problemy. Lecz po sobie wiem, że odrobina humoru pomaga przetrwać nawet najtrudniejsze sytuacje. A może jestem już na takim etapie, że wolę grać uśmiechem niż rozdrapywaniem ran. Upoważnia mnie do tego wiek i przebieg.
DR: Znałam Twoje pióro z opowiadań „Las, pole, dwa sobole”, najnowszy tytuł, zdecydowanie różni się od debiutu. Dla przypomnienia – miniatury literackie nacechowane były bólem egzystencjalnym, przebrzmiewały przez nie nuty nieukojonej tęsknoty, styl zaś był oszczędny, przecinał rzeczywistość z precyzją noża. Tego samego nie można powiedzieć o najnowszej powieści. Zarówno tematycznie, jak i stylistycznie, ba!, nawet klimatem diametralnie różni się od debiutu. Z czego wynika ta zmiana konwencji? Czy to eksperyment, a może świadome działanie? Dzieło przypadku czy po prostu próba sprawdzenia siebie i swoich możliwości pisarskich?
JS: Myślę, że również w „Słoniu z Étretat” nie brakuje bólu egzystencjalnego i nieukojonej tęsknoty, jednak powieść wymaga według mnie innego stylu narracji niż miniaturowe opowiadania. Nie można jej tak dalece zbudować na niedopowiedzeniach. W „Las, pole, dwa sobole” pokazywałam czytelnikom wyrwane kadry z życia anonimowych bohaterek, tym razem zapraszam ich do wejścia w stworzony przeze mnie świat, a zatem muszę im ten świat pokazać, by czuli się w nim komfortowo. Każda z postaci ma swoją historię, miejsca mają swój klimat i trzeba dać im przestrzeń, by zaistniały w wyobraźni czytelnika. Mimo różnic mam nadzieję, że w obu książkach da się rozpoznać moje pióro.
Oczywiście mam świadomość, że ci, którym spodobał się zbiór „Las, pole, dwa sobole”, wejdą w tę powieść z mocnymi i bardzo skonkretyzowanymi oczekiwaniami. Wiem również, że jeśli nie odłożą ich na progu książki, to być może poczują się rozczarowani. Mam jednak nadzieję, że znajdą się i tacy, którzy ją docenią.
DR: Powieść tę przypisałabym do gatunku powieści obyczajowej. Jest to jednak, przyznasz mi zapewne rację, znaczne uproszczenie. Przebrzmiewają przez nie bowiem przykładowo echa mitu o Tezeuszu i Ariadnie, o Kasandrze, Morfeuszu, Demeter. Wprawne oko odnajdzie też powiązania do „Zimy Muminków” Tove Jansson. Znając Twoje aspiracje wiem, że to celowe działanie. Powiedz jednak czy taka próba wplecenia w opowieść wątków, symboli z kultury i literatury jest zabiegiem łatwym i przyjemnym? Można się tym bawić, czy jednak takie pomysły nastręczają kłopotów? Jeśli tak, jakich?
JS: Zacznę od tego, że nie przepadam za upychaniem książek do gatunkowych szufladek. Szuflady mają ściany, a ja lubię otwartą przestrzeń. Wiem, że taki zabieg ułatwia czytelnikom wybór, a wydawcom sprzedawanie książek, jednak idą za tym również ograniczenia. To co w powieści wystaje poza gatunkowe ramy, zazwyczaj wywołuje opór. Dla przykładu klasyczna historia obyczajowa powinna być mocno osadzona w rzeczywistości, a w „Słoniu z Étretat” pojawiają się przecież elementy magiczne. Również miłośnicy prozy psychologicznej nie zgodzą się przypisanie mojej książki do tego gatunku. Wyklucza ją rozwój pewnych wątków, a także zakończenie, którego raczej mi nie wybaczą. Dlatego myślę, że najprościej będzie określić „Słonia z Étretat” współczesną baśnią. Właśnie z tej konwencji wynikają liczne odniesienia do mitologii i „Zimy Muminków” Tove Jansson.
Wplatanie ich sprawiało mi przyjemność, ale o wiele ważniejsze było to, że dzięki nim mogłam pogłębiać pewne wątki. Podam drobny przykład. Jest taka scena, w której Kassi, chcąc się uspokoić po dramatycznych przeżyciach, robi dla ojca postać z żołędzi. Kiedy usiadłam do napisania tego fragmentu, skupiłam się przede wszystkim na działaniach bohaterki i efekcie końcowym, nie planowałam szukać imienia dla zabawki. Wtedy niespodziewanie przyszło mi do głowy, a ja poczułam, że nadanie go fantastycznie poszerza interpretację zarówno tej sceny, jak i kilku następnych. Zdaję sobie sprawę, że mało kto zwróci uwagę na taki szczegół, ale wierzę, że ci, którzy dostrzegą mitologiczne nawiązanie, zatrzymają się tutaj na dłużej.
Poniekąd właśnie w tym odczytywaniu przez czytelników tkwi największy problem. Wielokrotnie się zastanawiałam, jak dalece mogę się posunąć. Z jednej strony zależało mi, by czytający odnaleźli te tropy, z drugiej strony nie chciałam ich pokazywać palcem. Czy na przykład porównanie mieszkania Kassi do labiryntu albo przywołanie milczącego przodka z Muminków to już przesada? Bo może tylko mało czytelny wtręt? A zatem trudność we wplataniu baśniowych i mitologicznych motywów polegała głównie na odpowiednim ich wyważeniu. Mam nadzieję, że się udało.
DR: Elementy mityczne i baśniowe niosą za sobą symbole. A jak z tytułem? Czy „Słoń z Étretat” to tytuł, który przyświecał pracy nad książką od samego początku czy może nasunął się w trakcie? Znając twoje zamiłowanie do przemycania znaczeń do tekstu, wiem, że i on nie jest przypadkowy, mam rację?
JS: Tytuł narodził się wraz z pomysłem na książkę, lecz to nie on, a samo miejsce niesie ze sobą przeslanie. Klif d’Aval, nazywany Słoniem z Étretat, kryje w swym wnętrzu tunel łączący dwie plaże. Jest dość mroczny i podczas przypływu stanowi jedyną drogę, by wydostać się z zalewanej wodą zatoczki. Dla Kassi jest symbolicznym przejściem pomiędzy obecnym życiem a nieprzepracowaną przeszłością. Musi tylko zebrać się na odwagę, by z niego skorzystać.
DR: Dziękuję bardzo za rozmowę. Czytelników zaś zachęcam do sięgnięcia po „Słonia z Étretat”. Jestem przekonana, że odnajdą w nim jeszcze niejeden symbol.
Premiera książki 6 września 2022 r.
Już od jutra powieść w przedsprzedaży na stronie Wydawnictwa Seqoja.
Cena książki: 44,00 zł.
Pierwsze 100 osób otrzyma egzemplarz z autografem Autorki.
-
Joanna Stoga: pisarka, fotografka rozmiłowana w naturze, botanice i muzyce. W dziedzinie fotografii współpracuje z wrocławskim Ogrodem Botanicznym i Narodowym Forum Muzyki. Od 2014 roku jest członkinią Związku Polskich Artystów Fotografików. W 2020 roku debiutowała zbiorem opowiadań „Las, pole, dwa sobole”. Publikowała również na łamach miesięcznika „Śląsk” i magazynu „Biały Kruk”. „Słoń z Étretat” jest jej pierwszą powieścią.
-