W rytmie niewidzialnego człowieka – „Niewidzialny człowiek”, H.G.Wells / „The invisible man”, Queen

Nie jest tajemnicą, że książki czytam głównie siedząc w wannie. Jak to możliwe? -pytają mnie zazwyczaj znajomi i przyjaciele. Woda zmoczy kartki, lektura zanurkuje w pianie, nie dbasz o to?! – grzmią,  skrajnie przeczulone mole książkowe, które to nie zagną w książce rogu ani też nie zaznaczą w niej ołówkiem ulubionego cytatu… Nie wiem jak dla nich, ale dla mnie wanna to synonim relaksu, a że najlepiej wypoczywam czytając… Cóż poradzę? Każdy ma jakieś fanaberie. Pociesza mnie jednak myśl, że nie ja jedyna cierpię na tego typu dziwactwa. Weźmy dla przykładu światowej sławy muzyków, jak chociażby perkusistę legendarnego już zespołu Queen. Roger Taylor, bo o nim mowa, oddaje się przyjemnościom również w łazience (swoją drogą, to cudowne uczucie móc dzielić te same dziwactwa ze swoim idolem). Co więcej, okazuje się, iż w wannie zdarzyło mu się skomponować piosenkę. I nikt, komu utwór Invisible Man nie jest obcy, nie wmówi mi, że nie był to dobry pomysł. Choć nie jest to sztandarowy hit Królowej, utwór wpada w ucho, a co bardziej wymagającego odbiorcę zachęci  do sięgnięcia po inne dzieło. Niewidzialny człowiek H.G. Wellsa to powieść, która zainspirowała Taylora do napisania piosenki o tym samym tytule. Jakie są ich punkty styczne? Co je dzieli? Ile z Wellsa dostajemy  w interpretacji zespołu Queen?

Być niewidzialnym – to znaczy mieć nieograniczoną potęgę.

Powieść Herberta George’a Wellsa ukazała się w 1897 roku. Typowo fantastyczna fabuła opiera się na historii ambitnego naukowca, dra Jacka Griffina, który znajduje patent na niewidzialność. Wypróbowuje go na sobie samym stając się niewidocznym dla społeczeństwa. By móc w pełni funkcjonować w środowisku, w którym się obraca, zmuszony jest nosić bandaże i ubrania maskujące brak materialnego ciała. Z jednej strony jest zafascynowany swoim odkryciem i jego rozlicznymi możliwościami, z drugiej zaś usilnie próbuje znaleźć na nie antidotum. Czy poproszony o pomoc dr Arthur Kemp pomoże odkrywcy? Czy Niewidzialnemu Człowiekowi uda się powstrzymać narastający obłęd i pokonać wzrastającą manię wielkości? Czy niewidzialność zapewni jemu i otaczającym go ludziom bezpieczeństwo? Czy ta historia ma szansę zakończyć się happy-endem?

Siedzący niecałe sto lat później w wannie Roger Taylor znał już finał powieści G.H. Wellsa i z całą pewnością musiał być nią na swój sposób oczarowany skoro posłużyła mu jako kanwa zamieszczonego na stronie 1 albumu The Miracle utworu o identycznym tytule (nota bene, w wersji początkowej cały album nosić miał nie inną nazwę jak The Invisible man właśnie). Choć pierwowzór brytyjskiego powieściopisarza cechuje ascetyczny niemal minimalizm stylistyczny, a klimat powieści – głównie za sprawą idealnie skrojonych głównych charakterów oraz ich pełnokrwistych, niejednoznacznych i niepokojących osobowości – niejednokroć mrozi krew w żyłach i wzbudza strach, w żwawej linii melodycznej z mocno zarysowanym dźwiękiem basu trudno go odnaleźć. Skupmy się jednak na tekście, ponieważ to właśnie on zazębia się z powieścią Brytyjczyka.

Punktem wspólnym dzieł jest przede wszystkim niewidzialność głównego bohatera. W przypadku Wellsa, jest to li i jedynie niewidzialność czysto materialna. W przypadku utworu Taylora, pokusić można się o interpretację, iż chodzi o zgoła odwrotną sytuację. W słowach „I can see right through you” doszukać się można umiejętności jasnowidzenia, wniknięcia w umysł drugiej osoby. Zbieżne w obydwu utworach jest również wywołane przez Niewidzialnego człowieka poczucie zagrożenia, jego niekontrolowane pojawianie się i znikanie, zostawianie na pozór niewidocznych znaków chociażby na pościeli, w odgłosie kroków. Jeśli dodać do tego motyw ucieczki, ewidentnie zarysowany zarówno u Wellsa, jak i w przypadku tekstu Rogera Taylora, trzeba przyznać, iż obydwa utwory łączy ze sobą zaskakująco wiele.

Co z teledyskiem?  Pamiętam pewną sobotę, kiedy to zafrapowana gapiłam się w telewizor, podrygując rytmicznie w takt piosenki, nuciłam pod nosem kalecząc przy tym angielski: „I’m the invisible man, I’m the invisible man, incredible how you can see right trough me…”. W tedy też zapadła klamka, powzięłam postanowienie, iż z zespołem zostać muszę na dłużej (sic! Właśnie zapałam się a tym, że w tym odrętwieniu i niemym zachwycie trwam już ponad trzydzieści lat)… I tak bezwarunkowo wpatrywałam się w pojawiającego się i znikającego, ubranego w czarny garnitur, ze słonecznymi okularami mężczyznę. Wzbudzał we mnie strach. Niepokój. Niezdrową fascynację. Zachwyt! Trzeba przyznać, że Niewidzialny człowiek Wellsa posłużył członkom zespołu Queen również w tej odsłonie za godną inspirację. Wygląd głównego bohatera w rockowej wersji znacznie odbiega od literackiego pierwowzoru. Jedno jednak jest pewne. Freddie Mercury skradł zarówno teledysk, jak i moje serce. Trzy dekady później kupił mnie także Herbert George Wells. Jego powieść, tak tajemnicza i niepokojąca fabularnie, a przy tym surowa językowo to coś, z czym pragnę zostać dłużej.

Queen to legenda rocka, H.G. Wellsa wpisać można w klasyczny kanon literatury fantastycznej. Jeśli więc zapytacie co łączy literaturę spod znaku fantastyki z rozgrzewającym miliony fanów na całym świecie brzmieniem perkusji, okazuje się zadziwiająco wiele – z jednego punktu widzenia być może to wanna, patrząc szerzej i bardziej obiektywie jedno i drugie ociera się o kosmos. Przede wszystkim jednak jedno i drugie scala człowiek. Człowiek, którego nie widać.

Tytuł: Niewidzialny człowiek
Autor: H.G. Wells
Wydawnictwo: CM
Data wydania: 2017
Ilość stron: 154

Tytuł: The Invisible Man / Album: The miracle
Autor: Queen / Roger Taylor
Data wydania: 1989

Jednym zdaniem

Ascetyczna stylistycznie, porażająca emocjonalnie opowieść o chorych ambicjach i obłędzie. Klasyka, która nie zawiedzie.

— Dominika Rygiel
Postawisz mi kawę?
7 komentarzy
0 Polubień
Poprzedni wpis: Ponownie w punkt – „Grzech zaniechania”, Małgorzata RogalaNastępny wpis: Migawki z islandzkiej postapokalipsy – „Wyspa”, Sigríður Hagalín Björnsdóttir

Zobacz także

Komentarze

  • Łukasz Jarych

    13 lutego 2018 at 07:26
    Odpowiedz

    Najbardziej to podoba mi się czytanie w wannie ;-)

  • Ania

    12 lutego 2018 at 23:21
    Odpowiedz

    muszę przeczytać

  • Anna

    12 lutego 2018 at 22:58
    Odpowiedz

    Też kiedyś dużo czytałam w wannie. :-)

  • Danka

    12 lutego 2018 at 22:31
    Odpowiedz

    Uwielbiam Queen i mam tą płyte. Co do powieści to chyba ja czytałam, ale glowy nie dam więc muszę to sprawdzić.

  • Lena

    12 lutego 2018 at 21:55
    Odpowiedz

    Fajnie napisane! Z Wellsa czytalam chyba jedynie "Wojne swiatow" (zdecydowanie na tak). O ile sobie dobrze przypominam, pewnie siegnelam tez po "Wehikul czasu" (ale zapewne przerzucalam tylko kartki, bo nic nie pozostalo mi w pamieci). Nie jestem pewna, czy chcialabym siegnac po inne dziela Wellsa, ale Twoja recenzja wyglada zachecajaco. :) A The Queen uwielbiam i choc Freddiego nic nie zastapi, to wspolpraca Krolowej z takim Adamem Lambertem wypada niezle, prawda? :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O mnie

Z wykształcenia romanistka. Z zamiłowania czytelniczka. Pełna skrajności. Z jednej strony pielęgnująca w sobie ciekawość i wrażliwość dziecka, z drugiej krytycznie patrząca na świat.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Odwiedź mnie na

Bookiecik na YouTube

Najnowsze wpisy
Kalendarz
grudzień 2024
P W Ś C P S N
 1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
3031  
Najbardziej popularne
Najczęściej komentowane
Patroni
Archiwum