Szczęście – emocja, której sobie, tuż obok zdrowia najczęściej życzymy. „Szczęścia!” z okazji urodzin, „szczęścia!” z okazji imienin, a nawet „szczęścia!” z okazji Nowego Roku. Czym jest, że stało się słowem tak nagminnie używanym? Z pewnością jest bliżej niezdefiniowanym obiektem naszych marzeń (choć każdy z nas rozumie je inaczej). Od niedawna jest również produktem stricte marketingowym. Jak je osiągnąć? Jakim środkiem, za pomocą czego i kogo? Gdzie tkwi klucz do sukcesu – drzwi, za którym czeka na nas mityczny Święty Graal wraz z przepisem na sukces? Na te odpowiedzi próbują odpowiedzieć naukowcy przekazując w ręce społeczeństwa efekty swoich badań pod enigmatyczną nazwą „hygge”.
Zdaniem autora Hygge. Klucza do szczęścia, tytułowe, duńskie słowo nie ma polskiego odpowiednika, choć kojarzyć je można z błogostanem, ciepłem i dobrem, chwilą, gdy nic nie trzeba bo jest po prostu tak, jak być powinno. Opierając się na analizach przeprowadzanych w Instytucie Badań nad Szczęściem w Kopenhadze, Meik Wiking przybliża konkretne przykłady z życia Duńczyków, sugerujące, że właśnie one są gwarancją samozadowolenia i psychicznego komfortu. Co więcej, podkreśla, że na szczęście nie ma wpływu ani aura za oknem (Dania ma jedne z najdłuższych zim w Europie) ani podatki (największe w Europie). W czym tkwi więc ich sukces?
Nie można kupić szczęścia, ale można kupić ciasto, a to prawie to samo.
Drobne przyjemności, oto kwintesencja „hygge”! A co się na nie składa? Zdaniem autora, są to między innymi (lub przede wszystkim): światło zapalanych świec, rozproszone i punktowe światło lamp, towarzystwo osób bliskich, dobre potrawy, ciepłe napoje, ciasta, komfortowe choć niekoniecznie modne ubrania, ruch na świeżym powietrzu. Serio?! Tylko tyle? Czy naprawdę, by to odkryć i poczuć się „hygge” (choć nazwijmy sprawę po imieniu, czyli po polsku: „szczęśliwym”, „spokojnym”, „zadowolonym” z bycia tu i teraz), konieczny jest tego typu poradnik?
Przyznaję, że ten został pięknie wydany – okładka jest urzekająca, doskonale wygląda na nocnym stoliku (przy nota bene zapalonej świecy), jeszcze śliczniej prezentuje się w damskiej torebce tuż przy dużym kubku termicznym z gorącą (a jakżeby inaczej!) kawą. Elegancko wygląda w lofcie poczytnej blogerki (jednej czy drugiej), szykownie wpasował się w moje blogowe zdjęcie. Środek jest równie urzekający, w pozycji nie zabrakło przyjemnych dla oka zdjęć, wykresów, zestawień, rycin i ozdobników. Książka wygląda ładnie, jej przeglądanie sprawia przyjemność.
Ma jednak pewną, dosyć istotną wadę. Ameryki nią nie odkryjemy. Meik Wiking nie poszerzył znacząco moich horyzontów, nie przekazał nic ponadto, czego sama nie zdążyłabym wcześniej zasmakować i empirycznie wypróbować, nie rzucił nowego światła na istotę szczęścia. Niewiele przecież odkrywczego w fakcie, że światło sprzyja dobremu samopoczuciu a świeże wypieki i gorąca herbata wypita w doborowym towarzystwie sprawi człowiekowi radość.
Tę książkę nazwałabym inspiracją i w tej właśnie kategorii radzę ją traktować. To mały, poręczny, niebanalnie wydany albumik, który przyjemnie wygląda, a którego jeszcze przyjemniej przeglądać. Poradnik może (choć nie musi) skłonić do małej refleksji odnośnie różnic kulturowych pomiędzy Duńczykami i Polakami, przypomni (choć nie musi), że diabeł tkwi nie tyle w szczególe, co w drobnych, codziennie koncelebrowanych drobnostkach. I to właśnie one, zebrane w całokształt tworzą to słynne „hygge”.
Voilà! I o to właśnie cały ten szum. Czy warto zatem po niego sięgnąć? Oceńcie sami.
Komentarze
Aleksandra
Książki o duńskiej filozofii szczęścia zalały ostatnio rynek. Tej jeszcze nie czytałam, ale zamierzam - może dowiem się czegoś przełomowego? :)
pastelovenitki
do Aleksandra
Dzięki Twojej recenzji chyba odpuszczę tę pozycję.... Rzeczywiście w social media zdjęcia z piękną okładką jest już chyba modne. Dla mnie jednak bardziej liczy się treść książki, niż jej okładka. Poza tym szczęścia mam pod dostatkiem!
Dominika Rygiel
do pastelovenitki
Tak trzymaj! Szczęścia nie można się nauczyć z żadnej książki. Trzeba je znaleźć w okół siebie i w sobie. Pozdrowienia :)
Bookendorfina Izabela Pycio
Koleżanka polecała mi tą książkę, nawet jestem na liście jej potencjalnych czytelników, ciekawa jestem, jakie na mnie zrobi wrażenie, czy dobrze łapię swoje szczęście. :)
Dominika Rygiel
do Bookendorfina Izabela Pycio
Na mnie jakiegoś wybitnego wrażenia nie zrobiła ;-) To taki trochę przerost formy nad treścią ;)
Michał
Doskonała recenzja~! Muszę koniecznie szybciej niż później zapoznać się z książką :)
Martie
do Michał
Ile recenzji o HYGGE przeczytałam, to nawet nie zliczę. Ludzie chyba mylą jedno hygge Meika z drugim Hygge jakiejś innej autorki. Ja tą, o której piszesz dostałam pod choinkę i się w niej zakochałam. Ubóstwiam ją do tego stopnia, że okładkę dałam do olaminowania. Widać nie warto było czytać opinii i wyrabiać sobie zdania na podstawie innych. Aczkolwiek każdy lubi coś innego i każdy czytelnik ma prawo inaczej podchodzić do literatury. Twoja recenzja zachęci niejendego konesera lektury. Jestem tego pewna!! :)
Ewa z Tekstowni.pl
Dosłownie wczoraj po raz pierwszy usłyszałam o (ponoć modnym obecnie) hygge, a dziś trafiam na Twój wpis. Widocznie ciągnie mnie strasznie do tego szczęścia ;). Pewnie, że takie książki Ameryki nie odkrywają. Ale to całkiem fajne, że cieszenie się małymi rzeczami, odkrywanie drobiazgów, uważność i większe skupienie są dziś na topie. Myślę, że jest mnóstwo pogubionych i zapędzonych ludzi, którzy dopiero na fali tego typu trendów (być może) trochę zwolnią, rozejrzą się i zastanowią. A jeśli kogoś taka śliczna książeczka zatrzyma i skłoni do pełniejszego życia, to cóż... warta była wydanych na nią pieniędzy.
Dominika Rygiel
do Ewa z Tekstowni.pl
Pewnie i tak, choć mnie ona do końca nie przekonała. Może dlatego, że już dawno odkryłam to, co dla mnie jest "hygge" ;)
Nowy Akapit
Ta książka zdominowała bookstagramy, księgarnie i Facebooka. A mnie się od początku wydawało, żee szczęścia trzeba szukać w sobie, a nie wyczytywać go w książkach ;) . Dzięki za ten wpis.
Dominika Rygiel
do Nowy Akapit
Tak jest! Do tego, co sprawia radość trzeba dojść samemu. Pewnych rzeczy nie można się nauczyć z poradnika.