W grudniu 1921 roku dostaje zlecenie, by wyruszyć na Powołże i na własnej skórze przekonać się, jak głód dziesiątkuje Republikę Radziecką, gdyż z raportów wynika, iż „głoduje 25 milionów ludzi, z czego jedna trzecia dzieci”, głównie w dorzeczu Wołgi. Na miejscu zastaje apokaliptyczny obraz. Chaty, szpitale, szkoły w większości są opuszczone, pola i obory puste, ludzie gnieżdżą się w jednym miejscu. Ich spojrzenia są obojętne i apatyczne, ciała chorobliwie chude lub chorobliwie opuchnięte. „Nie ma dziś miejsca dla dzieci – nigdzie!”, stwierdza główna bohaterka „Eszelonu do Samarkandy”, Komisarz Biała z Komisji do Spraw Dzieci. Pokaźnej grupie sowieckich sierot, przebywających jednym z przytułków, które odwiedza postanawia pomóc. Wraz z weteranem wojennym – Diejewem, podejmuje się karkołomnego zadania: przewiezienia pociągiem dzieci do Samarkandy w Turkiestanie, gdzie jest łagodniejszy klimat oraz dostęp do pożywienia.
„Stan jest katastrofalny. Niemowlęta szybko umierają, a dzieci, które jakimś cudem stanęły na nogach, jedzą co popadnie: skórzane paski, sznurki, kapcie, w konsekwencji dusząc się. Dziesiątkują je choroby, od tyfusu po cyngę, mają wrzody i robaki w ustach.”
„Trzeba im do słońca i chleba”, podkreśla Diejew. Czy wraz z drużyną, jaką zebrał, ponad osiemdziesięcioletnim starcem, gromadką kwok w podeszłym wieku i kucharzem-niemową oraz felczerem uda się mu wyżywić i dowieźć cało pięćset skrajnie wycieńczonych, chorych, często leżących, cierpiących na gorączkę i puchlinę dzieci w tym niemowlęcia oraz ciężarnej dziewczynki? Czy pasażerowie jego eszelonu przeżyją kilkumiesięczną podróż na południe, przez połacie radzieckich republik, podczas srogiej i bezwzględnej zimy?
„Kości dzieci wydawały się łamliwe niczym chrust. Skóra delikatna jak pajęczyna. Obawiał się każdego niezręcznego ruchu, żeby przypadkiem nie złamać cieniutkiego kręgosłupa albo żebra. Wszystko wywoływało strach: kiedy dzieci otwierały oczy (czy coś się nie stało?) i kiedy je zamykały (czy otworzą je znowu?), kiedy oddychały głośno (niedobrze im?) i cicho (czy w ogóle oddychają?), kiedy leżały nieruchomo i kiedy się poruszały”.
Guzel Jachina, na podstawie historycznych przekazów odtworzyła wstrząsający obraz sowieckiej rzeczywistości na początku XX wieku. Będący powieścią drogi „Eszelon do Samarkandy” to literacka próba oddania hołdu bezimiennym i najbardziej bezbronnym ofiarom sowieckiego reżimu – bezdomnym, wyrzuconym na margines społeczeństwa dzieciom. Tatarska pisarka pochyla się nad ich losem z kobiecą czułością, obdziera ich z dotychczasowej anonimowości, by każdemu z pięciuset nieletnich bohaterów nadać właściwy dla jego charakteru i osobowości przydomek. Od „Zardzewiałego Profesora” po „Burczymuchę”, „Bobika Lenia”, „Kukułczątko” po „Olię Złodziejkę Ikon”, każde jedno z pięciuset zostaje w powieści przywołane, by swoją skalą porazić. Choć przedstawiona rzeczywistość pozostaje ledwie fragmentarycznym wycinkiem całości, a opis ekstremalnej, morderczej podróży ewakuowanych dzieci ukazuje ledwie cząstkę zdziesiątkowanego skrajnym głodem radzieckiego społeczeństwa, daje ona wbrew pozorom szerszy pogląd na cała sytuację panującą w kraju.
Urodzona w Kazaniu pisarka przedstawia bowiem zarówno tragedię zbiorowości jak i jednostki. Samotność dorosłych, głównie Diejewa oraz komisarz Białej będzie obezwładniająca. Mężczyznę nawiedzać będą wątpliwości. Zdawać będzie sobie sprawę, iż przewozi dzieci chore i bezbronne, że brakuje mu odpowiedniego zapasu pożywienia, opału, lekarstw. Strach go obezwładni, będzie jednak świadom, iż nie ma wyboru. Paraliżować go będzie również myśl, że nawet jeśli dowiezie dzieci cało do Turkiestanu i zapewni im nowy dach nad głową, to jednego nie przywróci nigdy: rodziców oraz nowej pamięci. Ta świadomość go przytłoczy, tym bardziej, iż podróż sprawi, że dzieci staną mu się coraz bliższe i drogie, z każdym wygranym kilometrem podróży jego przywiązanie do nich będzie wzrastać . Nadludzkim wysiłkiem, jak na naczelnika eszelony przystało, będzie walczyć o transport, choć bezsilność niejednokrotnie okaże się obezwładniająca.
„Diejew był człowiekiem prostym i lubił proste rzeczy. Lubił, kiedy mówiono prawdę. (…) Lubił czuć się częścią zbiorowości – armii, kraju i całej ludzkości. (…) Nie lubił ran i krwi. (…) Nie lubił głodować i patrzeć, jak głodują inni. (…) Innymi słowy, Diejew lubił życie i nie lubił śmierci. (…) Ludzie po prostu stworzeni są dla życia. Człowiek rodzi się, aby się pocić w pracy, jeść jabłka, chodzić boso po trawie, kłócić się, godzić, kochać kogoś i komuś pomagać, budować, naprawiać – oto do czego. Nie do leżenia nago w bratniej mogile z dziurką w czaszce. (…) Człowiek rodzi się po to, żeby istnieć.”
Mężczyzna będzie siłą napędową karkołomnego przedsięwzięcia, jakiego się podjął. Zdaniem komisarz Białej, zadanie to z marszu spisane jest na niepowodzenie, Diejew zaś to człowiek niespełna rozumu. Weteran początkowo widzieć będzie w niej kobietę wampira, wysysającego energię. Ona sama do życia podchodzi wszak bez emocji, ma tę rzadką umiejętność „kartkowania stronic”, jak mawia o sobie, czyli „zdolność do przechodzenia od jednego życiowego etapu do innego bez wątpliwości i bólu”. Na takie zachowanie ogromny wpływ ma jej przeszłość, co będzie nie bez znaczenia dla jej życiowych wyborów. Jachina pochyli się również nad ich relacjami, które wraz z upływem podróży będą ewoluować i się zacieśniać.
„Eszelon do Samarkandy” to wstrząsające świadectwo skrajnie trudnych warunków do życia, jakie panowały w latach dwudziestych XX wieku w Związku Radzieckim. Bezdomność, włóczęgostwo, wyniszczający głód i idące za nimi marazm i apatia dzieci i ich konających rodziców – Jachina śmiało przywołuje te obrazy a ich sugestywność przytłacza. Przeciwwagą dla nich okaże się odwaga i heroizm jednostek pokroju Białej i Diejewa, których moralna postawa daje nadzieję i wiarę nie tylko w dobro i sprawiedliwość, ale przede wszystkim w drugiego człowieka. Przejmująca i jednocześnie piękna powieść drogi, kolejna obok „Zulejka otwiera oczy” oraz „Dzieci Wołgi”, po którą warto sięgnąć.
Tytuł: Eszelon do Samarkandy
Autor: Guzel Jachina
Tłumaczenie: Henryk Chłystowski, Magdalena Hornung
Wydawnictwo: Noir Sur Blanc
Rok wydania: 2023
Ilość stron: 496
Współpraca recenzencka z Oficyną Noir Sur Blanc