Na mojej czytelniczej drodze raz za razem słyszę pytania „Jak to się dzieje, że tyle czytasz?”, „Ty to naprawdę wszystko przeczytałaś?”, „Ale jak?”, „Kiedy?”, „To niemożliwe!”. A jednak! Statystycznie rzecz ujmując czytam średnio około 100 książek rocznie, co daje około dwóch tytułów tygodniowo. Wbrew temu co tutaj widzicie, rzadko zdarza się, bym bezkarnie rozsiadła się na kanapie, w fotelu, z kawą w ręku (choć bardzo bym sobie tego życzyła!). Nie pozwala mi na to notoryczny brak czasu wynikający z pracy na etacie, blogowania (to wbrew pozorom kolejny etat!, ale o tym może kiedyś), posiadania rodziny, dwójki dzieci, domu z ogrodem, którym trzeba się zająć oraz kilku innych pasji (fotografia, scrapbooking itd.). To wszystko zabiera czas ale zajmuje też ręce. Jak to się więc dzieje, że w ogóle czytam? Że czytam tak dużo? Przed Wami moje patenty na naginanie czasu i przestrzeni, zaklinania rzeczywistości, wszystko w poszukiwaniu utraconego czasu na czytanie.
AUDIOBOOKI
Chylę czoła przed tymi, jednocześnie głośno im dziękując, którzy wymyślili audiobooki. To doskonały sposób na to, by czytać wtedy, gdy ma się zajęte ręce i wolną głowę. Audiobooki dostępne są na wielu popularnych platformach (Legimi, Audioteka, Storytel, EmpikGo, Bookbeat itd.). Osobiście korzystam z trzech jednocześnie, gdyż nie wszystkie interesujące mnie pozycje dostępne są wyłącznie w jednym serwisie.
Ta forma „czytania” wspaniale wypełnia czas, który zabiera mi:
- dojazd do pracy,
- gotowanie,
- sprzątanie,
- rozwieszanie prania i prasowanie
- prace w ogrodzie,
- fitness,
- scrapbooking.
To idealny sposób na to, by robić dwie rzeczy jednocześnie i połączyć przyjemne z pożytecznym. Uprzedzając Wasze pytania. Nie, audiobooki to już od dawna nie jest „bezpłciowe” odczytywanie tekstu przez syntezator mowy, a precyzyjnie przygotowany materiał, z doskonałą interpretacją lektorów, a nawet grą aktorską oraz elementami audio i muzyką, potęgującymi doznania estetyczne. Coraz więcej jest słuchowisk w pełnym słowa tego znaczeniu, takich, które potrafią wywołać przyspieszone bicie serca czy też gęsią skórkę na plecach.
O efektach takiego kontaktu z książką najczęściej informuję Was na Facebooku, w cyklu #sobotazaudiobookiem
KSIĄŻKA TRADYCYJNA
Dobrze, zapytacie, jesteś recenzentką, otrzymujesz też książki tradycyjne, kiedy więc je czytasz? Tutaj sprawa jest trochę skomplikowana i wymaga zarówno gimnastyki, dobrej organizacji czasu jak samodyscypliny.
1. Czytam kilka pozycji jednocześnie.
Książki trzymam w każdym pomieszczeniu w domu: w salonie, w biblioteczce, w sypialni, na tarasie i łazience. Z chwilą gdy robię coś w danym pokoju, a znajduję 5 – 10 minut wolnego czasu, to sięgam do książki, która jest akurat pod ręką. To wymaga podzielności uwagi, ja nie mam z tym problemu, ale na pewno ułatwieniem w tej praktyce będzie mieszanie gatunków. Łatwiej ogarnąć reportaż, kryminał i powieść obyczajową jednocześnie, niż załóżmy trzy podobne sobie thrillery psychologiczne.
2. Czytam w wannie, podczas kąpieli
Ta praktyka może wydać się Wam kontrowersyjna, ale nie przepadam za bezczynnym leżeniem (choć brać kąpiel uwielbiam). Łączę więc po raz kolejny dwa w jednym i wylegując się w wannie – czytam. Uprzedzając pytania, bez większych szkód dla książki. Przez całe swoje życie zmoczyłam tylko jedną, bo mi się przysnęło. Musiała być nudna ;-)
3. Czytam w samochodzie
Oczywiście z chwilą, gdy jestem pasażerem. Z chwilą, gdy jestem kierowcą, vide rozdział Audiobooki.
4. Wcześnie wstaję
Tutaj potrzebna jest samodyscyplina. Nastawiam codziennie budzik na 5.00 rano (aczkolwiek zazwyczaj budzę się przed budzikiem). Kiedy jeszcze cały dom śpi, wstaję, robię kawę i sięgam do lektury. Zanim trzeba będzie się zebrać do pracy, szkoły i do życia, pozostaje mi ok 30 – 45 min na czas z książką. To mój ulubiony, najbardziej intymny czas spędzony z lekturą. Najbardziej osobiste zetknięcie z tekstem, najbardziej wyczulone, intensywne i uważne. Moje ulubione i chyba najbardziej zbliżone do tego, co widzicie na co dzień na Bookieciku.
5. Zawsze mam w torebce książkę i czytnik e-booków
Nie wychodzę z domu bez książki pod pachą i bez czytnika w torebce. Nawet jeśli plan dnia wyklucza czas wolny na czytanie, mam czytelniczy arsenał przy sobie. Dlaczego? Znacie przysłowie „Chcesz rozśmieszyć Pana Boga, powiedz mu o swoich planach?”. Właśnie. Plany planami, a życie życiem. Często zdarza się coś, co zburzy nasz skrzętnie rozplanowany harmonogram dnia. Trzeba na kogoś poczekać, kolejka u lekarza się wydłuży albo staniemy w korku.
Chcemy dużo czytać? Nie ma czasu na bezproduktywny czas! Należy wykorzystać każdą wolną minutę, by przeczytać chociaż stronę, dwie. To zawsze przybliży nas do kolejnej przeczytanej książki w ciągu roku. A jaki jest Twój patent na sprytne czytanie?