Twarde światło po raz pierwszy ukazało się w Kanadzie w roku 1998 i przez wiele jeszcze lat od czasu samej publikacji napawało autora dumą. Nic dziwnego, gdyż prócz krótkich migawek z życia Nowofundlandczyków, w rzeczonym zbiorze Michael Crummey zawarł niejeden, bliski jego sercu przekaz rodzinny. Na kartach książki pisarz przemycił ojcowskie opowieści oraz uchwycił głosy swoich krewnych. I choć poprzeplatał je czystą fikcją literacką, warto nadmienić, iż zbiór nie zatracił na kameralnym klimacie, zachwyca osobliwą intymnością i swojskością, taką, którą odnaleźć można li jedynie we wspomnieniach z rodzimego zaplecza.
Na tomik składa się kilkadziesiąt króciutkich, nierzadko lapidarnych opisów przedstawiających urywki z życia mieszkańców dawnej Nowej Fundlandii, łącznie z członkami rodziny autora. Są to zwięzłe i oszczędne w opisy sceny, które połączono w sposób nieprzypadkowy. Twarde światło otwiera zwięzły prolog o znamiennym tytule Rdza, całość zaś zwieńczona została swoistym epilogiem pod tytułem Katarakta. Sedno książki stanowi rozdział podzielony na cztery części oznaczone nazwami żywiołów. Na Wodę, Ziemię, Ogień i Powietrze składają się 32 opowiastki, po których następują dwa kolejne rozdziały: Odkrywając ciemność i Mapa wysp. Są to części stricte poetyckie, składające się z kilkudziesięciu wierszy.
Byłam dwadzieścia lat młodsza od męża, jego pierwsza żona zmarła w połogu. Zgodziłam się wyjść za niego, bo dobry był z niego rybak, miał własny dom i był gotów przyjąć moją matkę i ojca, kiedy przyjdzie na to czas. To była praktyczna decyzja, a on nie spodziewał się niczego ponad to. Powiedział mi, że dwoje ludzi nie powinno wymawiać słowa miłość, dopóki nie zjedzą razem worka mąki.
Oderwane od siebie kadry, szczątkowe relacje, urywki, wycinki – wybitny prozaik fragmentaryzuje dziewiczą krainę, z której pochodzi. Kanadyjska prowincja okiem Crummeya jest światem prostym, nieskomplikowanym. To siła rybołówstwa, prostota wypieku chleba i warzenia piwa, to trud podjęty w hodowlę bydła, przywiązanie do dzikiej natury i zahartowanie w obliczu jej okrutnych praw, to miłość z przywiązania i związki z czysto praktycznego podejścia do życia. Ta dosyć melancholijna odsłona Nowej Fundlandii skłania do refleksji, zmuszając poniekąd do zadania sobie pytania o cele własnego życia.
Nie mam pojęcia, jak to jest, że wspólna zgryzota może połączyć ludzi miłością.
Trzeba przyznać, iż pióro Kanadyjczyka oszczędne jest w detal. Cechuje je charakterystyczny chłód i odautorski dystans. Autorowi szumnego Dostatku, minimalnymi środkami udaje się jednak w pełni oddać ducha marynistycznej krainy, o której pisze. Crummey kreuje kompleksową panoramę Nowej Fundlandii, w sposób wiarygodny i ujmujący odzwierciedla nie tylko jej surowy klimat, ale przede wszystkim odwagę, zawziętość, pracowitość i praktyczne podejście do rzeczywistości tamtejszych mieszkańców. Urzekający jest fakt, iż obrazy te pozbawione są sentymentalnej nuty, a pomimo to wywołują cały wachlarz skrajnych emocji, od szoku, po niedowierzanie i współczucie względem bohaterów.
Rozkręcał się wir komplementów i flirtu, padały uwagi o blasku światła w oczach dziewczyny, o głębokiej barwie jej ciemnych włosów. Do rozważenia pojawiało się coś na kształt romansu: rozżarzone węgle czekające na rozdmuchanie lub zagaszenie wilgocią obojętności. Płomień samotności i zmęczenia tlący się w brzuchu.
Opowiadania Crummey’a zaskoczyć mogą swoją lakonicznością. To wyjątkowo zwięzłe w formie opowieści, które w sposób wybitny łączą się w spójną i nierozerwalną całość. Opowiadań nie dzieli rozróżnialny klimat czy odrębna tematyka. Pisarz jest wierny swoim korzeniom, konsekwentnie łączy poszczególne odsłony kreując fantastyczny i wielowymiarowy obraz kraju swoich przodków. Dlatego też niniejsza książka zdaje się być wyjątkowo przemyślaną publikacją. Całość dopełnia przyjazna odbiorcy, piękna, aczkolwiek nieprzeszarżowana poetycka fraza. Pisane w żeglarskim duchu wiersze są czytelne i obrazowe, w sposób urokliwy uzupełniają snutą przez Crummey’a historię rodzinnych stron.
Nowe galaktyki i konstelacje
odkrywamy co dnia,
a wciąż pojmujemy
wyłącznie to, co najprostsze.
Światło mknie z prędkością ponad
jedenastu milionów mil na minutę,
rozchodzi się po przestrzeni
tysiące lat po tym,
jak zapadnie się jego gwiazda;
możliwe,
że przez całe życie
brałem namiar na
ciało, które nie istnieje.
Twarde światło to fascynująca podróż poprzez skaliste wybrzeża Nowej Fundlandii, pomiędzy tamtejszymi rdzennymi mieszkańcami, do dziewiczego niemal świata. Podróż to o tyle piękna, iż nakreślona zwięzłą, niepozbawioną jednocześnie poetyckiej nuty odsłoną języka. Ten uroczy zbiór tekstów zadowoli fanów Michaela Crummeya, a nieznającym jeszcze jego twórczości pozwoli odkrywać kreowane przez niego surowe światy. Uwaga – są niepokojąco piękne i uzależniające.
Tytuł: Twarde światło
Autor: Michael Crummey
Wydawnictwo: Wiatr od morza
Rok wydania: 2018
Ilość stron: 205
Tłumaczenie: Michał Alenowicz
Komentarze
Anna
Ostatnio czytałam głównie, książki związane z pracą - pozwalające przygotować się merytorycznie. Może czas na jakąś odmianę, choć na czytanie dla przyjemności potrzeba więcej czasu i takiego wewnętrznego spokoju.
Iwona Kmita
Ciekawy sposób recenzowania - podoba mi się. W dodatku dawno nie czytałam zbioru opowiadań, o wierszach nie wspomnę... Tak więc - zachęciłaś mnie:)
Łukasz Jarych
recenzja jak zawsze dobra. Jednak tytuł całkowicie nie dla mnie, polecę na pewno mamie i Żonie.
Michał Kucharski
Bardzo ciekawa książka i ocena tylko to potwierdza! Do zapamiętania :)
Sandicious
do Michał Kucharski
Ta książka jest mi nieznana. Chętnie bym ją przeczytała. Brakuje mi wieczorów z książką. Niestety natłok obowiązków sprawia, że już nie pochłaniam książek jak kiedyś.
Elf Naczi
Nigdy nie miałam kontaktu z tak lakoniczną treścią, bardziej wierna byłam bogatym i przesyconym emocjami opisom (choć nie twierdzę, że tu emocji brak :P). Skoro powinna zainteresować niezaznajomionych z autorem, to może uda mi się znaleźć w bibliotece tomik i po nią sięgnę :) Pozdrawiam!