John Steinbeck – przyznaję to otwarcie – to jeden z moich ulubionych pisarzy. Przeczytałam do tej pory aż (lub w zależności jak popatrzeć – zaledwie) sześć z jego książek. Ani jedna z nich mnie nie zawiodła. Cztery z nich (między innymi Grona gniewu, Na wschód od Edenu czy Myszy i ludzie) szczególnie zapadły mi w pamięć i serce. Nawet po wielu miesiącach od ich lektury jestem w stanie odtworzyć fabułę i żywo, niemal z wypiekami na twarzy, o niej dyskutować. Lepszej rekomendacji dla książek i ich autora być więc chyba nie może. Z Zagubionym autobusem nie jest inaczej. Przyznam szczerze, że ten tytuł wpisuję właśnie w poczet moich ulubionych, tych najlepszych z najlepszych książek Amerykanina. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że być może, z upływem czasu, ten tytuł uplasuje się na miejscu drugim, tuż za moimi ukochanym Gronami gniewu.
Tym razem noblista zaprasza swojego czytelnika w skromne progi dosyć zdezelowanego autobusu. Jego pasażerowie są po części tacy, jak ich środek lokomocji: zagubieni, zmęczeni życiem i nieprzewidywalni. Mimo wielu przeszkód w poszukiwaniu siebie próbują dotrzeć do wyznaczonych przez siebie celów. I wybierając w tym celu drogę iście wyboistą. Jednak to nie ich podróż jest najistotniejszym elementem niniejszej książki.
W Zagubionym autobusie prym wiodą sami bohaterowie. Są barwni, niejednoznaczni, skomplikowani, nieidealni i niezmiernie (co u Steinbecka nie jest rzeczą dziwną) ludzcy. I właśnie sposób, w jaki zostali przez pisarza wykreowani zachwyca mnie (jak zawsze u Steinbecka) najbardziej. Pociągająca mężczyzn Camille, zdominowana przez matkę Mildred, niepewna swoich walorów Norma, sfrustrowana Alice, pełen kompleksów Pryszcz – to tylko część barwnego wachlarza ludzkich zachowań pełnych wad i słabości.
W przypadku twórczości Steinbecka, zawsze powtarzałam, że cenię go głównie za mężczyzn, jakich, na potrzeby swych powieści, stworzył. Tą pozycją noblista udowodnił, że wyśmienicie zna się również na kobiecych charakterach. Odwzorował je tutaj niebywale obrazowo, podkreślił ich wielowymiarowość. Czytając tę powieść ma się wrażenie, że jest się w samym środku realnego, tętniącego życiem, miejsca. Nie może tutaj być mowy o płaskich, papierowych, niedopracowanych postaciach. Nie ma tutaj ideałów. Każdy ma jakieś wady, każdy walczy z pokusami, w każdym buzują (choć niejednokrotnie głęboko skrywane) emocje.
Za słaby punkt powieści można uznać nazbyt powolną, niemal ślamazarnie rozwijającą się akcję. Jeśli mam być jednak szczera, nie czuję się tym faktem znudzona. Dzięki wolno postępującej akcji, skupiałam się głównie na relacjach międzyludzkich. Uznaję więc, że zabieg ten jest bardziej zaletą, aniżeli wadą omawianego tytułu.
Ponadto, na szczególną uwagę zasługuje dosyć duszna atmosfera powieści. Z racji awarii autobusu, jego użytkownicy są na siebie zdani, muszą spędzić w swoim towarzystwie całą dobę. Takie stresujące i nieprzewidziane sytuacje wspaniale ukazują ludzkie słabości i przywary. Autor po mistrzowsku ukazał eskalację tłumionych latami emocji a awaria autobusu stała się tylko przyczynkiem do ich wybuchu.
Noblista przyzwyczaił mnie do faktu, że potrafi pierwszorzędnie wykreować świat. Przeczytałam gdzieś, że omawiany tytuł to jedna ze słabszych powieści autora. I przecieram oczy ze zdumienia. Uważam zgoła inaczej. Dla mnie to jedna z lepszych jego książek. Po raz kolejny utwierdza mnie w przekonaniu, że nazwisko Steinbecka to zawsze znakomity wybór. Jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. I niezmiernie się cieszę, że jeszcze sporo jego tytułów cały czas przede mną. Na pewno po nie sięgnę. Póki co, szczerze polecam Zagubiony autobus. Jeśli podróżować przez świat słów, to tylko z Johnem Steinbeckiem.