Wiele zła i niesprawiedliwości kryje w sobie debiutancka powieść Iwony Banach. Na barki głównej bohaterki Chwastu – Hanny, autorka wkłada bowiem niebosiężny ciężar. Kobieta opiekuje się wyczekaną, aczkolwiek upośledzoną, szesnastoletnią już córką Agatą. Z chorobą dziecka od samego początku nie potrafi pogodzić się mąż kobiety, który w szyderczy sposób określa dziewczynkę mianem chwastu. Nie pomaga w opiece, nie wspiera ni finansowo, ni mentalnie żony. Upadla ją. W patologicznym podejściu do założonej rodziny utwierdza go matka, która wtóruje synowi i pastwi się psychicznie nad synową i wnuczką. Jakby w opisanej sytuacji było jeszcze zbyt mało cierpienia, Hanna dowiaduje się o śmiertelnej chorobie, co skłania ją do podjęcia dramatycznej w skutkach decyzji.
Więc tak naprawdę Michał nie był zły. On był tylko chory. Chory na miłość własną, która rozrosła się wspomagana troską matki do gigantycznych rozmiarów. Była tak wielka, że wypełniała całe jego życie, ale się w nim nie mieściła, więc zaczęła wypełniać i moje. (…) Byłam mu potrzebna. Potrzebna nie tylko dlatego, że miał nad kim panować. Istniała między nami matematyczna zależność. (…) Wprost proporcjonalna. Im ja byłam mniejsza, tym on był większy. Im byłam słabsza, tym był silniejszy. Im byłam bardziej upodlona, tym on był bardziej dumny.
Chwast to przeszywająca opowieść o uzależnieniu od oprawcy. Tym finansowym i tym psychicznym. O tym, iż jest to dojmująca codzienność wielu kobiet, matek znajdujących się w patowej sytuacji, wyczerpanych i wykończonych psychicznie, osamotnionych, na skraju przepaści. Dowiadujemy się o nich w urywkach, które przeplatają narrację Hanny. Ta jest rwana, a w zestawieniu z wplecionymi dramatami będących w podobnej sytuacji kobiet, daje piorunujący efekt. Banach tym samym stawia szereg odważnych, wyrazistych i niełatwych pytań. W jaki sposób zaszczutym kobietom udaje się wyjść z impasu? Gdzie i jaką uzyskują pomoc? Czy w ogóle ją otrzymują? Jakiego finalnie wyboru dokonują? Czy powinny zań odpowiadać i w jaki sposób? Czy powinien on zostać usprawiedliwiony czy potępiony? A może potępione powinno zostać społeczeństwo, które w niemy sposób przyzwala na ludzkie tragedie rozgrywające się tuż za sąsiedzką ścianą?
To właśnie tamta kobieta, która osłaniała twarz rękoma przed wszystkożernym tłumem reporterów, sprawiła, że zaczęłam o tym myśleć. (…) To była zwykła, szara, bezkształtna, bezbarwna kobieta. Chyba nawet nie była alkoholiczką. Nawet chyba nie była wykształcona. Nie miała nic. (…)
To ona zabiła czwórkę swoich dzieci i od razu została rzucona na pastwę mas. Co pół godziny w radiu, co godzina w telewizji i bez napięcia, i pod napięciem, i ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…
(…) Jej zbrodnia na małą chwilę poruszyła sumienia. Syte sumienia znad kotletów i znad parujących zup. Na chwilę.
Chwast jest bowiem smutnym i gorzkim wielogłosem matek, które pozostawione same sobie, w okowach domowych oprawców, z problemami typowymi i znanymi tylko i wyłącznie opiekunom dzieci chorych i głęboko upośledzonych, swojego wyzwolenia szukają w ucieczce ostatecznej. Opresją jest dla nich człowiek, który winien być pomocą. Problematyczne staje się samo życie, którego synonimem jest samotność, głód, niezrozumienie a nawet upodlenie. Miłość do dziecka i usilne pragnienie ukojenia jego i własnego bólu stają się główną siłą napędową i motywacją, by skończyć z doczesnością. Paradoksalnie, jest w tej historii cień nadziei. Iwona Banach podkreśla wagę upatrywania szczęścia w drobnych czynnościach dnia codziennego, czego uczy się również jej bohaterka. Czy ta umiejętność będzie jednak wystarczająca, by uwolnić się pęt czarnych myśli spinających jej codzienność?
Są na świecie ludzie szczęśliwi. Są. Oni nawet nie wiedzą, jak bardzo są szczęśliwi. Nad miską zupy. Nad książką dziecka, nad wózkiem z niemowlęciem. Są szczęśliwi, bo mają szczęśliwą codzienność. Szczęśliwa codzienność też istnieje, nawet jeżeli jest tylko codziennością.
Jakże ambiwalentny i przewrotny jest również tytuł. Chwastem Michał określa swoją niepełnosprawną córkę. Czyż to jednak nie ludzie i postawy jego pokroju winny nosić podobne miano? Czyż chwastem nie są ludzie poddający kategoryzacji innych, oceniający nieznane okoliczności ludzkich dramatów, nad którymi pastwią się reporterzy w telewizji, upatrując w nich taniej sensacji? Czyż chwastem nie jest bierność, którą winno się wyplewić?
Pokład emocjonalny powieści jest gargantuiczny. Jej lektura jest niczym operacja na żywym organizmie – przyprawia o ostre spazmy bólu. To proza niewygodna, jątrząca i paraliżująca. Mocne literackie uderzenie, które otwiera szeroko oczy, pozwalając zobaczyć więcej, szerzej czulej i dojrzalej.
Tytuł: Chwast
Autor: Iwona Banach
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2005
Ilość stron: 224