Trudne światło, powieść kolumbijskiego pisarza i poety Tomása Gonzáleza, jest opowieścią o bólu, tym egzystencjalnym, wynikającym z upływu czasu i poniesionych w jego wyniku strat – śmierci bliskich osób, jak i tym czysto fizycznym, największym z możliwych – bólu rodzonego dziecka i niemocy wynikającej z braku możliwości niesienia mu pomocy. Ból ten istnieje, liże ciało jak ogień, podczas gdy niczym niezmącone życie płynie, toczy się dalej, niewzruszone. Pozostaje tylko człowiek, zamknięty w świecie bezradności, samotności i etycznych dylematów.
Kiedy myślę o tym i czuję nieobecność Sary, chłód tej nieobecności, nieuniknioną samotność ludzkiej starości, muszę się na chwilę położyć, na parę minut zgasić duszę, jakbym zdmuchiwał świeczkę, i usnąć.
Z drugiej strony, jest to historia rodzinnej zażyłości, szczerej miłości rodzicielskiej jak i małżeńskiej, uczucia pełnego wsparcia, oddania i zrozumienia. To korelacja godna pozazdroszczenia, niemal idealna. Coś kładzie się jednak na niej cieniem, nieuniknione widmo katastrofy, które przebrzmiewa już w rozdziale otwierającym powieść. Jest to frustrujące poczucie udręki i nieuniknionej straty, jaką niewątpliwie jest śmierć dziecka. To fantom bólu i bezkresnego cierpienia, skąpanego w nocnej ciszy, skrzętnie zamkniętego w splocie dłoni rodziców.
David jest malarzem. Latami zamyka swoje emocje w ramach obrazów, które tworzy. Choć szuka odpowiedniego dla nich światła, jego dzieła określane są mianem tenebrycznych. David jest uznanym artystą, zakochanym w swoje żonie Sarze, szczęśliwym ojcem trójki synów. Skąd zatem ten cyklicznie pojawiający się na jego płótnach mrok? U schyłku życia, David pragnie uchylić rąbka tajemnicy i opowiedzieć swoją historię. Oczy odmawiają mu posłuszeństwa, już nie maluje pędzlem. Swoją opowieść kreśli nieporadnie piórem, posiłkując się lupą.
Smutek nie jest czymś nieruchomym: jest płynny, zmienny, a jego płomienie, bardziej niebieskie niż pomarańczowe i czerwone, czasem przeraźliwie bladozielone, torturują człowieka raz z jednej strony wewnątrz ciała, raz z drugiej, czasem palą całe wnętrze, i to tak mocno, że zaczynasz krzyczeć w milczeniu jak na sławnym obrazie Muncha, gdzie człowiek stojący na moście wydaje z siebie krzyk.
Narracja Trudnego światła skoncentrowana jest wokół prozaicznej problematyki nieujarzmionego fizycznego bólu, tematyki starzenia się, depresji oraz odchodzenia najbliższych osób. Skrajnie deprymujące i nieuniknione punkty życia przeplatają się z ludzką zażyłością, bezwarunkową małżeńską miłością i przyjaźnią. Wprawdzie González dotyka tematyki delikatnej, w której łatwo popaść w patos, jego powieść daleka jest od przesadnego dramatyzmu. To bezpretensjonalna opowieść, która ujmuje prostotą i skromnością słowa. Każde jedno jest wyważone i skrzętnie przemyślane.
W powieści nie brak niedopowiedzeń i dwuznaczności. Dzięki nim książka kolumbijskiego prozaika wprawia w stan duchowego odrętwienia, niepokoi i dręczy. Choć jest to historia dojmująco smutna, finalnie przebija przez nią optymizm i pogoda ducha. Jest to powieść o tym, co nieuchronne, co wisi w powietrzu i musi, prędzej czy później nadejść. I nieubłaganie nadejdzie.
Minął czas. Reszta nie była milczeniem. Nie. Milczenie nadejdzie teraz.
Tytuł: Trudne światło
Autor: Tomás González
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2018
Ilość stron: 208
Przekład: Marta Szafrańska-Brandt
Komentarze
Aneta
Muszę ją kupić i przeczytać!
Joanna
Świetna, wyważona recenzja, piękne ubierająca w słowa emocje czytelnika. Dziękuje!
Enjoye
Piszesz ciekawie i zachęcajco, ale ja takieh literatury macno unikam. Generalnie unikam smutnych rzeczy.
Marta
Niepokojąca, intrygująca, brzmi naprawdę dobrze choć może ciut depresyjnie? Jak ją dorwę to chętnie sprawdzę. ;)