Netanja, małe izraelskie miasteczko. Kameralny bar z przyciemnionym światłem. Ciasno ustawione stoliki, dyskretne kelnerki roznoszące ostatnie kufle z piwem, gwarna, rozemocjonowana publiczność. Przyciemniona scena. Atmosfera wyczekiwania.
– Dobry wieczór! Dobry wieczór! Wiii-tam wspaniałe miasto Cee-zaa-ręę!!!
Powoli zapadająca cisza. Ekscytacja. Sporadyczny chichot. Nieśmiałe oklaski.
– Panie i panowie (…). Prozę o oklaski, przed wami Dowale G.!”
Komediowy występ stand-up i jego charyzmatyczny artysta, którego celem jest kupić, rozbawić, ująć i powalić publiczność jedyną bronią, jaką posiada: monologiem, przemową przepełnioną błyskotliwym żartem, odpowiednią mimiką, magnetyzującą osobowością.
Bo dla was (…) tak naprawdę wszystko jest tylko pretekstem do śmiechu, każda rzecz i każda osoba, wszystko jak leci, Czemu nie, skoro ma się odrobinę talentu do improwizacji i dobry refleks, to z każdej rzeczy można zrobić dowcip albo parodię, albo karykaturę: z choroby, śmierci, wojny, wszystko da się wyśmiać, tak?!
Dowale wchodzi w swoją rolę. Uśmiecha się znacząco, nawiązuje kontakt wzrokowy z poszczególnymi gośćmi, nie siląc się na merytoryczną cenzurę płynnie żongluje tematami, sypie żartami jak z rękawa. Zabawy, dowcipy, anegdoty, figle, śmichy-chichy – wszystkie płynące z egzystencjalnego serca komika, wszystkie bez wyjątku niczym bumerang – uderzające w publiczność i po dwakroć w stand-upera.
Bo ta pierdolona dusza, niech zginie i przepadnie, przez cały czas jeździ po nas wte i wewte, zauważyliście to? (…) Raz chce tak, a raz śmak, niekiedy tryska euforią i fajerwerkami, a pół minuty później wali cię pałką w łeb, w jednej sekundzie jest zajebiście fajnie, w następnej ona ma kryzysy, kaprysy i piździsy!
Na pozór niewinna oracja, ze słowa na słowa, ze zdania na zdanie staje się rozdrapywaniem starych ran, szperaniem w najgłębszych zakamarkach duszy, dogłębną analizą życiowych wzlotów i upadków artysty. Komediowy z założenia występ stand-up staje się swego rodzaju spowiedzią Dowale’go, wywnętrzeniem najbardziej wstydliwych słabostek, odkurzeniem przykrych wspomnień, próbą rozliczenia się z życiowych niepowodzeniem i wyborów.
Mówiliśmy o urodzinach, które, jak wiadomo, są dniem rachunku sumienia, badania własnej duszy, przynajmniej dla tych, którzy ją posiadają, co do mnie to, prawdę mówiąc, w mojej obecnej sytuacji najzwyczajniej w świecie nie stać mnie na utrzymanie duszy. Serio mówię, dusza to interes, którego trzeba non stop doglądać, no nie? Niekończące się zabiegi. Dzień w dzień trzeba ją serwisować, od świtu do nocy. No sami powiedzcie, czy nie mam racji?
Z samego już rysu fabularnego nietrudno wywnioskować, iż Wchodzi koń do baru to wprost olśniewający występ podstarzałego komika. Trudno się z tą tezą nie zgodzić. Dawid Grosman w sposób zjawiskowy skreślił portret głównego bohatera. W odniesieniu do odtworzenia stand-upowej rzeczywistości autor dał nadnaturalny pokaz swych stylistycznych możliwości. Szczegółowe ukazanie gestów, niemal lustrzane odzwierciedlenie mimiki twarzy, uzewnętrznienie za sprawą luźnych skojarzeń zamaskowanych emocji, wszystko to splecione nitką egzystencjalnego bólu Dowale’go daje razem wstrząsający obraz człowieka walczącego ze swoimi demonami, usilnie szukającego rozgrzeszenia, antidotum na egzystencjalny ból, wytłumaczenia niewytłumaczalnego.
Środek przeciwbólowy? Mnie trzeba całkowitego znieczulenia.
Izraelski dziennikarz z niebywałą łatwością, nad wyraz sprawnie, elastycznie lawiruje słowem. Osnowa fabularna wsparta została cynicznym poczuciem humoru, które z jednej strony bawi, z drugiej podżega do zastanowienia się nad brzemieniem i konsekwencjami młodzieńczej lekkomyślności czy też bezmyślności wieku dojrzałego.
Pieniędzy, jak już ustaliliśmy nie mam. Ani grosza przy dupie, nawet dupy prawie nie mam, za to mam piątkę dzieci, tyle że żadnego z nich nie mam, a moim największym osiągnięciem w życiu jest to, że udało mi się wyprodukować dużą i bardzo zjednoczoną rodzinę – przeciwko mnie.
Całość w odbiorze daje niebywale realistyczny, wielowymiarowy obraz ponadprzeciętnie dobrego popisu oratorskiego stand-upera, jego bolesnej życiowej drogi, a co za tym idzie jego scenicznej osobowościowej dezintegracji.
(…) balansowanie na linie. W każdej chwili można się roztrzaskać na oczach widowni.
Wchodzi koń do baru to emocjonalny balon, w który jego autor pompuje, pompuje i pompuje powietrze, a ten nadyma się i nadyma, rośnie w siłę z każdym dowcipem i niewinnym figielkiem, który z każdym na pozór błahym żartem puchnie i puchnie, grozi nieuniknionym wybuchem.
Wyczuwa oczywiście, że cały występ zaczyna skręcać na boczny tor. Jest tu jeden konar, który okazuje się cięższy od całego drzewa.
I w tym momencie zmuszona jestem przerwać ten pochwalny pean na cześć tej niesłychanej powieści. Przyznaję, że niemal do końcowej strony jest ona genialna. Zachwyca lingwistyczną giętkością, wstrząsa emocjonalną głębią, wodzi za nos tajemnicą, nieuniknioną egzystencjalną katastrofą głównego bohatera. Ta jednak nie nadchodzi. A przynajmniej nie w takim stopniu, jakiego odbiorca, po całości monologu jest w stanie sobie wyobrazić, na który się nastawia, którego masochistycznie pragnie. Niewymierna szkoda, powieść ta to lektura ponadprzeciętna, która pretendowała do miana arcydzieła.
Wprawdzie, cytując za autorem, książka ta
(…) to tylko słowa. Wiatr i brzęczenie dzwoneczków. Jednym uchem wpadnie, drugim wypadnie.
Zapewniam Was jednak, że pomimo zawodu zakończeniem, książka ta to nie tylko słowa. To prawdziwie uwodzicielski, bolesny monolog, cyniczna rozprawa na temat niegodziwości życia. To opowieść, która smakuje goryczą, pachnie bolesną prawdą, przeszywa do głębi. Degustuje i zachwyca jednocześnie. To trzeba przeczytać.
Tytuł: Wchodzi koń do baru
Autor: Dawid Grosman
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2016
Ilość stron: 240
Komentarze
Książki, miłości moja.
Choć Twoje argumenty do mnie przemawiają. Wszystkie plus książki zachęcają i nawet minus, jakim jest zakończenie, nie specjalnie przeszkadza. To jednak zdrowy rozsądek przemawia, że to książka zupełnie nie w moim klimacie.
Dominika Rygiel
do Książki, miłości moja.
Ciekawa jestem dlaczego :D
Tomasz
do Książki, miłości moja.
Jestem pod wrażeniem jakości tej recenzji. Potrafisz zaczarować i zachęcić do sięgnięcia po książkę.
Aga
Tak! Tak, tak, tak! Przekonałaś mnie. Jak zawsze. Do tej pory zwracałam na tą książkę uwagę, ze względu na przepiękną, hipnotyzującą i głęboką okładkę, teraz chcę poznać również jej treść. Dziękuję! :*
Dominika Rygiel
do Aga
:* Naprawdę warto!
Maciej Wojtas
Czytam ten fragment "Raz chce tak, a raz śmak, niekiedy tryska euforią i fajerwerkami, a pół minuty później wali cię pałką w łeb, w jednej sekundzie jest zajebiście fajnie, w następnej ona ma kryzysy, kaprysy i piździsy!" i zastanawiam się, ile (i czy w ogóle) książka straciła podczas tłumaczenia na język polski. A może było odwrotnie i wręcz zyskała?
blogierka
Pierwszy raz widzę recenzje z tak duża ilością cytatów i musze przyznać ze podoba mi się taka forma :)
Marcin | Książka Do Plecaka
do blogierka
Wnioskuję po cytatach, że tłumacz nie miał łatwej roboty. :)
Ewa
Choć książka wydaje się interesująca, tak nie bardzo wpisuje się w mój gust czytelniczy. Ból i gorycz to coś czego ostatnio mam w nadmiarze.