O książce „Tylko mnie pogłaszcz… Listy do Haliny Poświatowskiej” pisałam niespełna miesiąc temu. To korespondencja o niekwestionowanej wartości literackiej, wspaniały dowód potęgi, głębi i magii miłości. Choć Poświatowska walczyła o to, by jej korespondencja z Ireneuszem Morawskim ujrzała światło dzienne, wiele lat przeleżały w przysłowiowej szufladzie. O to, by marzenie młodej poetki zostało spełnione, a listy ocalone od zapomnienia zadbała pani Mariola Pryzwan. Zapraszam na krótką rozmowę z autorką książki.
Dominika Rygiel: Podobno prawdziwa miłość to ta nieszczęśliwa, niespełniona. W przypadku Ireneusza Morawskiego oraz Haliny Poświatowskiej punktem zwrotnym nazwać można wyjazd poetki na operację do Stanów Zjednoczonych. I choć rzecz jasna ciężko to ocenić, jak pani sądzi, czy gdyby nie wyprawa za ocean to uczucie przetrwałoby i rozkwitło?
Mariola Pryzwan: Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że „prawdziwa miłość to ta nieszczęśliwa, niespełniona”. Wyjazd do Ameryki faktycznie był punktem zwrotnym w relacji Poświatowska-Morawski. Czy inaczej wyglądałby ich związek, gdyby Halina nie wyjechała za ocean? Nie wiem. Prawdopodobnie tak, ale pamiętajmy, że nie była to klasyczna miłość kobiety do mężczyzny. Nie łączył ich romans. O miłości możemy tu mówić tylko w przypadku Ireneusza. Jeśli chodzi o Halinę była to miłość przyjacielska, braterska.
W zajmującym kilkanaście ostatnich stron książki eseju pan Ireneusz przybliża czytelnikom relację, jaka łączyła go z poetką, wyjaśniając przy okazji powody dla których zdecydował o zerwaniu korespondencyjnego kontaktu. Nie wydaje się pani, że ów esej stanowi poniekąd próbę usprawiedliwienia samego siebie i swojego zachowania ukazując przy tym Poświatowską w niezbyt korzystnym świetle? Pomimo przewijającego się gdzieniegdzie smutku można odnieść wrażenie, że wszystkie te piękne, zawarte w listach słowa były jedynie elementem „zabawy” niedojrzałego chłopca?
Próba usprawiedliwienia siebie sprzed lat? Nie, nie myślę tak, zwłaszcza że znam cały ten esej. W książce zamieściłam tylko fragmenty, obszerne, ale jednak fragmenty. Ireneusz Morawski jest w swoich wspomnieniach obiektywny. Fakt, po ich przeczytaniu a przede wszystkim po przeczytaniu jego listów trochę inaczej patrzymy na Poświatowską. Jest mi żal Morawskiego, ale nie Ireneusza, którego znałam, lecz tamtego wrażliwego, beznadziejnie zakochanego, pogubionego młodzieńca z przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Z jego strony na pewno nie było zabawy. To Ireneusz uważał, że Halina bawi się nim, nawet nazwał się „bawihaśkiem”.
Większość swojego krótkiego, gdyż zaledwie 32-letniego życia, Halina Poświatowska spędziła w szpitalach i sanatoriach. Nie zyskała przychylności krytyki, dopiero po śmierci jej poezja została potraktowana wiarygodniej przez naukowców i biografów. Na dodatek opublikowane w „Tylko mnie pogłaszcz…” listy kończą się – jakby nie patrzeć – złamanym sercem. Czy można więc nazwać poetkę postacią tragiczną?
Tragedią była nieuleczalna choroba, ale czy od razu ma to znaczyć, że Halina Poświatowska była postacią tragiczną? Nie. Małżeństwo, miłości, przyjaźnie, studia, podróże… To dużo szczęścia w tym naznaczonym chorobą krótkim życiu.
Zgromadzone i opublikowane przez Panią listy napisane są niezwykle pięknym, poetyckim językiem, niejednokrotnie chwytając czytelnika za serce. Nie brak tu licznych odniesień do literatury oraz filozofii, nie brakuje gierek słownych. Czy i pani któryś z listów, bądź konkretny jego fragment szczególnie zapadł w pamięć? Wzruszył, zszokował, nie pozwolił pozostać obojętnym dla opowiadanej pomiędzy wierszami historii?
Sporo jest takich listów a może raczej ich fragmentów. Wzruszył mnie list napisany po próbie samobójczej Haliny. Ireneusz nie krzyczał, nie krytykował, nie karcił – był wyrozumiały i lojalny. Nawet starał się nadać swym słowom dowcipny ton. Lubię też fragmenty listów, w których w wyszukany sposób nazywa Halinę, np. mówi o niej „FiloHalina”, „moja Przydawka”, „moja Wolna Amerykanka”. Takich oryginalnych określeń jest w listach dużo.
Umówmy się, że w kraju, w którym według przeprowadzonych badań po choćby jedną książkę sięga rocznie zaledwie nieco ponad 30 procent społeczeństwa, a wśród najpopularniejszych dzieł znajdują się dla przykładu powieści Dana Browna czy kolejnych, wyrastających niczym grzyby po deszczu „skandynawskich mistrzów kryminału”, „Tylko mnie pogłaszcz…” nie może raczej liczyć na miano bestsellera. Wiadomo zresztą, że nie sukces komercyjny czy też finansowy przyświecał Pani podczas prac nad wydawnictwem. Co więc stanowiło główną motywację?
Spełnienie marzenia Haliny Poświatowskiej i jednocześnie prośby Heleny Morawskiej, aby te listy nie przepadły. Poświatowska w liście do Morawskiego z 2 lutego 1966 roku napisała przecież: „Zgódź się, żebym je pokazała ludziom, żebym je pokazała wydawcom. Mnie nawet nie zależy tak bardzo, żeby były drukowane natychmiast, możesz czekać – możesz czekać i wydrukować je wtedy, kiedy mnie już nie będzie, ale chcę, koniecznie chcę wiedzieć, że one będą wydrukowane. One są piękne, lepsze, mój drogi, od mojej książki i, daruj, ale lepsze od Twoich opowiadań; im nie wolno umrzeć”.
Ireneusz Morawski nie zgodził się za życia na publikację własnych listów, co argumentował troską o małżonkę – Helenę. Jednak to właśnie dzięki pani Helenie cały projekt, a zarazem marzenie Haliny Poświatowskiej został wreszcie zrealizowany. Chciałabym więc zapytać jak układała się pań współpraca w trakcie tworzenia zbioru?
Wspaniale! To urocza kobieta. Helena Morawska służyła mi pomocą na kolejnych etapach powstawania książki. Odpowiadała na dziesiąt6ki pytań, nigdy nie była zirytowana. Bardzo kochała męża i chciała, aby inni poznali jego talent literacki. Wreszcie i my możemy przeczytać to, co tak bardzo fascynowało Halinę Poświatowską, że znała listy na pamięć i chciała otrzymywać ich jak najwięcej. Może kochała Ireneusza w tych listach?
Obok Heleny Morawskiej, za współtworzenie książki dziękuję pani wielu osobom, w tym m.in. przyjaciołom Ireneusza Morawskiego. „Tylko mnie pogłaszcz…” nie jest przeciętną, typową książką jakich wiele. Jak wygląda praca nad tego typu wydawnictwem?
Mogę mówić tylko o sobie. Nie wiem, czy podobnie pracują inni. To żmudna i czasochłonna praca. Musiałam porównać oryginały listów Ireneusza Morawskiego z maszynopisem przygotowanym przez Halinę Poświatowską. Prawie każdy list był przez nią poprawiony lub zostały zmienione słowa. Aby przywrócić listom ich pierwotny kształt trzeba było dużej uwagi i cierpliwości. Gdy tekst był już sprawdzony i przepisany zajęłam się jego opracowaniem merytorycznym – przybliżeniem czytelnikowi, zwłaszcza młodemu, nazwisk, tytułów, faktów, przetłumaczeniem na język polski obcojęzycznych zwrotów itp. Wiele miesięcy pracy.
Jeśli miałaby pani wybrać trzy przymiotniki określające niniejszą pozycję, a jednocześnie zachęcające do jej lektury, jakich słów by pani użyła?
Listy Morawskiego do Poświatowskiej są inteligentne, zabawne, momentami złośliwe, jednym słowem – fascynujące.
Dziękuję za rozmowę.
I ja dziękuję.
-
Mariola Pryzwan (ur. 1963) – biografistka i bibliotekarka. Absolwentka polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Od początku swojej pracy zawodowej związana z Pedagogiczną Biblioteką Wojewódzką im. Komisji Edukacji Narodowej w Warszawie. Jej zainteresowanie biografistyką zaczęło się od Opowieści dla przyjaciela Haliny Poświatowskiej.
Jest autorką złożonych ze wspomnień biografii Władysława Broniewskiego, Zbigniewa Cybulskiego, Marii Dąbrowskiej, Anny German, Anny Jantar, Ireny Jarockiej, Marii Kownackiej, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Haliny Poświatowskiej. Bohaterowie Marioli Pryzwan to jednocześnie jej fascynacje: literackie, muzyczne i filmowe.
Ma naturę dociekliwej biografistki. Prowadzi lekcje literackie, chętnie odwiedza uczniów w szkołach. Jest ambasadorem bibliotekarzy na spotkaniach autorskich w całym kraju barwnie opowiadając o bohaterach swoich książek i drodze jaką przebyła, by te książki powstały.
-
Komentarze
Konceptualnik
Uwielbiam Poświatowską. Koniecznie musze przeczytać te książke!
Minimalistic Girl
Rzeczywiście, mam wątpliwości co do sukcesu tej książki w Polsce. Jednak, zaciekawiłaś mnie tym wywiadem. Myślę, że skuszę się na jej przeczytanie. W końcu napisało ją samo życie :)
Dominika Rygiel
do Minimalistic Girl
Jest wspaniała! Warta lektury jak mało która.
Iwona
Bardzo ciekawy wywiad - została tu opowiedziana piękna i kolejna historia i widać, że Pani Mariola włożyła w jej wydanie sporo serca :)
Dominika Rygiel
do Iwona
Tak, nie tylko w tę książkę, ale i w szereg innych, równie cudownych biografii (m.in. Anny German, Anny Jantar, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej czy Zbigniewa Cybulskiego).