Grudzień w swym rozkwicie przyczynił się do tego, iż nie potrafiłam sobie odmówić refleksji na temat swoich czytelniczych wyborów w roku 2016. Kończący się rok prywatnie nie sprzyjał na bezinteresowne oddawanie się lekturze, udało mi się jednak skraść kilka chwil i cudownym zrządzeniem losu, dni upływały mi pod znakiem liter, słów i morza zdań.
Mimo skrzętnych i przemyślanych wyborów, nie zawsze sięgałam po książki, które by mnie w pełni zachwyciły lub rozbuchały wachlarz emocji, na które zawsze w domyśle liczę i które wpisuję w czynność czytania. Przeglądając przeczytane książki, z przyjemnością stwierdzam jednak, że rok jest nad wszech miar udany. Spośród osiemdziesięciu książek, którym dałam szansę rozkwitnąć w mojej wyobraźni, znalazło się kilka takich, które zdołały zasiać również swe ziarno w duszy, zakotwiczając się w niej na dłużej. Swój dobór ograniczyłam do pięciu, z różnych, zupełnie skrajnych kategorii.
Oto i on, tegoroczny bookiecik historii zwykłych i niezwykłych:
Małe życie, Hanya Yanagihara
Powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym.
Wspaniale nakreślony życiorys człowieka u kresu swych sił; niesamowicie przedstawiona potęga przyjaźni i miłości; dobro i zło w swych najbardziej skrajnych postaciach, utracone dzieciństwo, które rykoszetem rzutuje na życie człowieka teoretycznie spełnionego; daleko posunięta depresja i nieuchronne efekty jej nieleczenia.
Książka, która mnie zdruzgotała, rozgoryczyła, zbulwersowała, zainteresowała i zafascynowała jednocześnie. Tytuł, obok którego nie można przejść obojętnie. 800, być może nie wybitnych literacko, ale niezmiernie poruszających stron. Trzeba przeczytać!
Głód, Martín Caparrós
Reportaż totalny.
Dokument, który uświadomił mi, jak niewdzięczna jestem i jak bardzo nie doceniam tego, co mam. Malkontenci zapytają: czegóż to? Odpowiadam prosto: chleba. Po lekturze trzykrotnie zastanawiam się czy do końca rozumiem na jakim świecie żyję. Nie rozumiem i nie jestem w stanie zrozumieć.
Książka, po której kac moralny jest gwarantowany. Weltschmerz, bezsilność, rozpacz i ochota by walić głową w mur – gratis. Lektura obowiązkowa, nie tylko dla ludzi o mocnych nerwach.
Ostatnie rozdanie, Wiesław Myśliwski
Piękno prozy w pełnym rozkwicie.
O tyle, o ile powyższe tytuły mogą spodobać się większości, ten niekoniecznie. Jest to mój mocno subiektywny i niezmiernie osobisty wybór. Prócz tego, że książka zachwyca literackim rozmachem, kunsztem i wyrafinowaniem a mnogość myśli to jej drugie ja, jest to pozycja odbiegająca od współczesnych literackich trendów okraszonych mianem bestsellera. Jest to dojrzała choć lotna historia, którą przeżyłam wewnętrznie, jej lektura była niezmiernie intymnym i osobistym doświadczeniem.
Polecam czytelnikom, którzy od literatury oczekują czegoś więcej, aniżeli tylko czczej rozrywki. Naprawdę warto!
Inaczej, Artur Rojek, Aleksandra Klich
Inna biografia.
Intymna choć nie pornograficzna autobiografia niekwestionowanego artysty, człowieka wrażliwego i ekscentrycznego zarazem. Wciągający zapis życia byłego lidera Myslovitz, które zainspiruje nie tylko jego fanów. Książka napisana z polotem, przyciągająca oko nie tylko słowem, ale i obrazem.
Przystępnie, interesująco, oryginalnie. Jestem na tak!
Cmętarz zwieżąt, Stephen King
Odprężający horror.
Nie jestem fanką literatury grozy, ale ten tytuł sprawił, że odpoczęłam. Napisany niebywale przystępnie, czyta się naprawdę sam. Idealna lektura na niezobowiązujący wieczór lub wakacyjny weekend. Sprawi, że małym nakładem intelektualnej pracy, będziemy się świetnie bawić. Kingowi udało stworzyć się fantastyczny klimat zapyziałego, zabitego dechami miasteczka i… cmentarza zwierząt, gdzie nie wszystko jest tym, czym powinno być.
Jest strasznie, jest mroczno a nawet paranormalnie. Jeśli mnie, anty-fance tego pokroju literatury się podobało, to musi być naprawdę nieźle! Gorąco polecam!
Patrząc na powyższe tytuły, stwierdzam, że wspaniale było zanurzyć się w iluzorycznym świecie pełnym barw wszelakich. Jedne mnie zmaltretowały, inne sprawiły, że czułam się pobita, zdruzgotana i zachwycona jednocześnie. Rok 2016 zaliczam do wszech miar udanych czytelniczo.
A kity? Były i takie. By w pełni móc sobie o nich wyrobić zdanie, starałam się wszystkie pokornie doczytać do końca. Z jednym mi się ta sztuka niestety nie udała. Mimo szczerych chęci, zagryzania zębów i samozaparcia, w mym subiektywnym, czytelniczym kwiatostanie nie może zabraknąć czytelniczego chwastu.
Oto i on:
Shantaram, Gregory David Roberts
Powieść obyczajowa, z mocno rozbudowanym filozoficznym kontekstem.
Zapowiadało się wspaniale: przeludnione, kolorowe Indie, mafia i miłość; barwna okładka obiecująca naprawdę niesamowitą słowną ucztę. Po zmęczonych 150 stronach stwierdzam, że psuedofilozoficzne wywody, mimo najszczerszych chęci, nie są w stanie mnie porwać. Książka jest przegadana, autor z rzeczy trywialnych próbuje na siłę stworzyć coś, na miarę ideologicznej biblii. O tyle, o ile to jestem jeszcze w stanie udźwignąć, to bełkotliwego stylu już niestety nie.
Odradzam!
Komentarze
Renata
Żadnej z tych książek nie przeczytałam, a nawet nie wiedziałam o ich istnieniu. Zainteresowała mnie książka pt " Male życie" Pozdrawiam:)
Agnieszka
Hmm, żadnej z tych książek nie czytałam, chociaż po Kinga pewnie sięgnę. Kusi mnie pierwsza pozycja - chociażby ze względu na piękną okładkę. Przy okazji - boska nazwa bloga :)
Dominika Rygiel
do Agnieszka
Mowa o "Małym życiu"? Okładka w pełni odzwierciedla zawartość!
Szeptempisane.pl
Dzięki za inspiracje, kupuję małe życie na gwiazdkę...
Dominika Rygiel
do Szeptempisane.pl
Mam nadzieję, że się spodoba :-)
M.
Podziwiam Cię, ja w tym roku nie skończyłam czytać żadnej książki...
Dominika Rygiel
do M.
Czytanie dla mnie to codzienny rytuał, niczym poranna kawa :)
Smiley Project
No to pochłonęłaś ogrom książek! Brawo! Ja się staram jak najwięcej, ale niestety nie mam czasu na aż tyle :)
Dominika Rygiel
do Smiley Project
Ja też nie mam czasu ;) Nie oglądam po prostu telewizji. I nie śpię :>