Mission: impossible – sen paranoika – „Odprysk”, Sebastian Fitzek

Znowu dałam się uwieść, choć powinnam napisać, że zwieść. Dlaczego? Słowo – klucz, które wiele wyjaśni to: bestseller. Nie jestem w stanie przejść obojętnie wobec książki, która tym słowem jest opatrzona. Jednocześnie boję się tego określenia, gdyż daje ono wielkie nadzieje na coś naprawdę dobrego. A im bardziej liczę na coś wyjątkowego, tym większe moje rozczarowanie w chwili, gdy jednak tego nie dostaję. W czym tkwi problem tym razem? Oto i on:

– A więc, jeśli dobrze cię zrozumiałem, jest tak: po tym, jak umieściłeś mnie u czubków, teraz przychodzisz i mówisz mi, że Sandra z dzieckiem zginęła w wypadku. Potem ktoś wyczyścił ci pamięć, twoja żona w jakiś sposób zmartwychwstała, ale nie ma na to dowodu poza niewyraźnym zdjęciem blondynki, która siedzi w żółtym volvo, a ty potrzebujesz adresu właściciela samochodu?

To właśnie Odprysk, w pigułce. Powieść niemieckiego pisarza Sebastiana Fitzka oparta jest na historii Marca, który w wypadku samochodowym traci ciężarną żonę – Sandrę. Zrozpaczony udaje się do ekskluzywnej kliniki, gdzie namawiany zostaje do tego, by farmakologicznie wymazać sobie wszelkie złe wspomnienia i nabyć nową tożsamość. Nie decyduje się jednak na zabieg. Pełen obaw wraca do swego mieszkania, nie jest w stanie się jednak do niego dostać. Klucz do zamka nie pasuje, drzwi otwiera ciężarna kobieta – Sandra. Nie poznaje go, zamyka mu drzwi przed nosem twierdząc, że go nie zna. W tym momencie czytelnik zaczyna zastanawiać się, czy aby na pewno Marc nie poddał się zabiegowi. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jest to prawdopodobne. A jeśli nie, to albo ktoś mocno próbuje mu to wmówić, albo on sam zwariował.

Tak właśnie rozpoczyna się, jak określa thriller The Sunday Times „jeden z 10 najwybitniejszych thrillerów ostatnich pięciu lat”. Najwybitniejszy– mocne słowo, które wiele obiecuje. Jeśli chodzi o samą konstrukcję powieści, przyznaję, że można określić ją mianem bardzo dobrej, spójnej i porywającej. Akcja pędzi szybko, niemal na łeb na szyję, nie pozwalając czytelnikowi na chwilę wytchnienia. To trochę jak w amerykańskim kinie akcji – dużo, wartko i w zawrotnym tempie, cały czas coś się dzieje. Książka bardzo wciąga, dzięki licznym zwrotom akcji, połyka się ją raz dwa. Sam zamysł na powieść, przyznaję, jest frapujący, może wzbudzić zainteresowanie potencjalnego czytelnika. I niestety tutaj kończą się atuty tego rzekomo wybitnego thrillera. Dlaczego?

Choć z jednej strony fabuła zapowiadała się dosyć intrygująco, z drugiej odebrałam ja mało wiarygodnie. Opisana przez Niemca historia – a raczej jej rozwinięcie i uzasadnienie – są mało prawdopodobne, zupełnie oderwane od rzeczywistości. Nie sądzę, by w prawdziwym życiu taki przebieg wydarzeń był zasadny. Nazwałabym je szalonym snem paranoika, człowieka, który wpadł w obłęd. Albo wręcz przeciwnie – człowieka, który żyje w świecie, gdzie wszystko wokół zdaje się tym obłędem być. Dlatego też, Odprysk odebrałam jako książkę zwyczajnie w świecie – przekombinowaną. Szkoda, sam zamysł w istocie był genialny. W takim wydaniu mogę ją traktować tylko i wyłącznie jako powieść z kategorii science-fiction, dobrego thrillera psychologicznego w nim nie upatruję.

Przyznam szczerze, że czuję się mocno rozczarowana. Spodziewałam się czegoś mocnego, wstrząsającego, wyróżniającego się w jakikolwiek sposób. Liczyłam na książkę, o której szybko nie zapomnę. Prócz początkowego zaciekawienia, sama lektura nie wywołała we mnie żadnych, nawet najmniejszych emocji. Bo o tym, że mnie rozbawiła, pisać nie będę. Jest to książka, taka jak większość z gatunku: czyta się je szybko, sprawnie i przyjemnie. Równie szybko można je jednak wymazać z pamięci.

W chwili gdy piszę te słowa, jestem już w połowie kolejnej, zupełnie innej książki.  Odprysk wspominam jak przez mgłę. I choć Fitzek napisał dosyć poprawną konstrukcyjnie i porywającą fabularnie powieść, to mnie ona nie ujęła. Zabrakło w niej realizmu a fabuła jest zbyt wymyślna. To książkowa wersja filmów kina akcji o agencie 007 czy Mission: Impossible. Niby aż tyle, dla mnie jednak tylko tyle. Jednego jednak autorowi zarzucić nie mogę – braku bujnej wyobraźni. Jeśli jesteście jej ciekawi, książkę polecam. Ostrzegam jednak – tak szybko jak się ją czyta, równie szybko o niej się zapomina.

Jednym zdaniem

Typowa powieść sensacyjna: zawrotne tempo akcji oraz zawiła i nie do końca odzwierciedlająca realia fabuła. Dla mnie to za mało, by w pełni cieszyć się lekturą. Szkoda.

— Dominika Rygiel
Postawisz mi kawę?
12 komentarzy
0 Polubień
Poprzedni wpis: Pra-Lolita – „Czarodziej”, Vladimir NabokovNastępny wpis: Perły i kwiatek, czytelnicze podsumowanie roku 2016

Zobacz także

Komentarze

  • Marzena

    13 grudnia 2016 at 19:42
    Odpowiedz

    Czytałam tę książkę już jakiś czas temu i uważam, że do "naj..." jest jej daleko, ale mimo wszystko wciągnęła mnie ta pędząca akcja, wciągnął już sam niejasny początek i zapowiedź czegoś "wow". Lubię książki Fitzeka, bo może nie powalają, ale to szybka i konkretna rozrywka. Może naciągana, prawda, na pewno mało realna, ale jesienny wieczór pod kocykiem uważam za udany :)

    • Dominika Rygiel
      do Marzena

      13 grudnia 2016 at 20:00
      Odpowiedz

      To zależy czego oczekuje się od literatury. Mnie już niestety szkoda czasu na półśrodki, mocno przebieram w tytułach starając się wybierać właśnie te, które zostaną ze mną mentalnie na dłużej. Oczywiście od czasu do czasu potrzebna jest i taka forma rozrywki, jaką serwuje Fitzek. Przyjemna i niewymagająca. ;-)

  • Enjoye

    13 grudnia 2016 at 19:18
    Odpowiedz

    Cieszę się, że nie będę miał dylematów :) Nie lubię takiej tematyki więc po tej recenzji nie będzie żalu po tę pozycję nie sięgnąć ;)

    • Dominika Rygiel
      do Enjoye

      13 grudnia 2016 at 19:38
      Odpowiedz

      Tematyka może nie jest najgorsza, wykonanie jednak nie najlepsze. Za dużo się dzieje, a czasem mniej znaczy więcej.

  • Agata

    12 grudnia 2016 at 12:25
    Odpowiedz

    Z jednej strony Twoja recenzja sprawia, że mam ochotę sięgnąć po powieść, z drugiej mnie zniechęca. Dlaczego? Ponieważ ta porywająca (jak mogłoby się wydawać) fabuła przypomina mi "Pasażera" Jean'a Christophe'a Grange'a, którego ubóstwiam i który jest dla mnie mistrzem thrillerów, dlatego obawiam się, że sięgając po "Odprysk" będę miała zbyt wysokie oczekiwania względem tej książki.

  • Ladyflower123

    12 grudnia 2016 at 12:21
    Odpowiedz

    Kompletnie tytuł do mnie nie przemawia, a po Twojej recenzji już jestem zdecydowana, że po tą powieść nie sięgnę.

  • Monika H.

    12 grudnia 2016 at 12:13
    Odpowiedz

    Dużo czytam i faktycznie - wiele jest książek, które połknęłam, a jednak nie zapadły mi w pamięć. Chciałabym napotykać więcej takich, które zostaną ze mną na dłużej, zainspirują, przerażą na wskroś czy wywołają naprawdę silne emocje. Tymczasem rzadko na takie trafiam. Większość z nich to przeciętne lektury. Co prawda czyta się je lekko i szybko, ale z taką samą prędkością ulatują.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O mnie

Z wykształcenia romanistka. Z zamiłowania czytelniczka. Pełna skrajności. Z jednej strony pielęgnująca w sobie ciekawość i wrażliwość dziecka, z drugiej krytycznie patrząca na świat.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Odwiedź mnie na

Bookiecik na YouTube

Najnowsze wpisy
Kalendarz
kwiecień 2024
P W Ś C P S N
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930  
Najbardziej popularne
Najczęściej komentowane
Patroni
Archiwum