Poznali się na jej wieczorku literackim. Młodziutka, aspirująca poetka i on, niewidomy student polonistyki. Czar sentymentalnej poezji i kameralnych rozmów o literaturze zwieńczony spontanicznym spacerem. Dwie wrażliwe na słowo dusze, które zdały w końcu się odnaleźć.
To nieprawda, że tęsknota potrafi milczeć. Szept – Szept – Szept – Szept – ja naprawdę słyszę drgającą tęsknotę, puls w ustach i potem Liść – Liść – strzępy żywego chłodu trochę niczego, aż do dna niczego, smutek złamany na pół, na czworo i jeszcze raz, jeszcze raz, aż wreszcie kłębek toczony długo w gorących dłoniach.
Życie nie bywa jednak usłane różami, nieszczęśliwe miłości rozkwitają raz za razem. Tę rozdzieliło jej chore serce i Wielka Woda, za którą wyjechała, by pozwolić tamtejszym lekarzom wyszarpać się ze szponów Śmierci.
Leżysz – co? Jak poszycie leśne. Za siódmą mgłą, za dziesiątą muzą, za jedenastą telewizją…
Pozostały im listy. Ireneusz Morawski i Halina Poświatowska wymieniali je cyklicznie przez pięć lat. Wymiana korespondencji uzależniona była od poczty. By list z Polski mógł trafić do Ameryki, potrzeba było około dziesięciu dni. Podróż w drugą stronę trwała podobnie. Wymiana korespondencji stałą się więc nieustanną gonitwą za wędrującymi ponad Oceanem słowami, emocjami, udrękami, bolączkami…
Natchnij mnie nocą, gdzie mam wysłać ten list, i pocałuj, bardzo pocałuj, tak jak Ty umiesz, właśnie tak, szeptem na wylot.
Tylko mnie pogłaszcz… Listy do Haliny Poświatowskiej pod redakcją Marioli Pryzwan to zbiór listów Ireneusza Morawskiego do młodej poetki, która to skrzętnie je przechowywała, z zamiarem wydania w formie książki. Adorator nie wyrażał jednak na to zgody, listy nie ujrzały więc światła dziennego za krótkiego życia Haśki. Przeleżeć musiały kilkadziesiąt lat, by wreszcie, za sprawą żony ich autora, pani Heleny mogły zachwycić bibliofilów.
A teraz krótkie résumé listu: całuję, całuję, całuję ślicznie, puszyście, kwiatkowo, wargowo, rozumnie, bezczelnie, gorąco, uroczyście, szalenie! szalenie! sza! le! nie! ach!
Jest to korespondencja literacko niezwykła. Morawski w najczulszych, niejednokrotnie wyszukanych słowach wyznaje swoje oddanie Poświatowskiej. Jego słowa są ujmujące, niemal dotykają duszy ich adresatki. W listach, przy niejednym lakonicznie rzuconym żarcie sytuacyjnym, nie brak licznych odniesień do filozofii i literatury, gier słownych, często takich, które mogła rozumieć tylko ich odbiorczyni.
A duszą – Tyś moja! Najmojejsza, bo masz ją osobliwą jak fantasmagoria i pojedynczą na cały świat. Moja – bo wszystko, co piękne na świecie, poznaje się duszą.
Listy Morawskiego zdają się przenikać nawzajem, nie mieć początku, ni końca. Następują po sobie naturalnie. Płyną. Ich liryczna konwencja, melodyjna fraza wymuszają na odbiorcy niemy zachwyt. To proza, w której można się utopić. Z jednej strony, fakt ten wynika z ich językowego piękna, z drugiej z bijącej z nich wrażliwości autora.
Ty – wiesz, że kłamię, ale komu z tym źle? Ty – wiesz, że kłamiesz. Rób to ciągle, wspaniale, inherencyjnie – czy jak? Wiatr… Uduśmy się jak koty, jak koce w pożarach, jak mrrrrrr! w noc i gędźbę. Uduś i zostaw. Będzie pachniało zielenią, trupem i kruszyną chleba…
To świadectwo głębokiego i szczerego uczucia, dojmującej tęsknoty i niekłamanej więzi łączącej parę. To również obraz bolesnej rozłąki, niewypowiedzianego strachu o zdrowie i życie Haluśki, subtelny portret osobowościowy obojga oraz zarys socjalistycznej epoki, w której przyszło im dojrzewać.
Dlaczego trzeba dzielić czas pomiędzy to – i pomiędzy następne, pomiędzy was, nas nawet pomiędzy słowa, które zawsze te same – w czasie, w kontakcie z czasem nabierają przeróżnych, innych znaczeń.
Korespondencja wzbogacona została licznymi dokumentami źródłowymi, wycinkami z gazet, zdjęciami bohaterów, urywkami listów i wierszy Poświatowskiej. Klamrą spinającą całość jest esej Morawskiego, w którym to przybliża relację, jaka łączyła go z poetką, wyjaśniając przy tym okoliczności, w których zdecydował się o zerwaniu z nią korespondencyjnego kontaktu.
Jesień. Obietnica wiadra z poezją, gnijących liści, wszystko tak pachnie o śmierdzi… Jesień. Taką porą umarła Izolda i Dante kochał Beatrycze. Szczęście w nie… tego. No właśnie, Jesień! A Pani co? Naturalnie wiersze.
Tylko mnie pogłaszcz to epistolarne panta rhei, korespondencja o niekwestionowanej wartości literackiej, piękna proza poetycka, która udowadnia, że nawet najprawdziwsze uczucie może przeminąć i się wypalić.
Tytuł: Tylko mnie pogłaszcz… Listy do Haliny Poświatowskiej
Autor: Mariola Pryzwan, Ireneusz Morawski
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2017
Liczba stron: 240
Komentarze
Anita
Zaciekawiła mnie Twoja recenzja, lubię tego typu powieści. Dzięki!
Karolina Jusińska
aż mnie ciarki przeszly jak czytalam te cytaty. Mega!
Dominika Rygiel
do Karolina Jusińska
No nie? :D
Iwona
Rzadko zdarza mi się przeczytać książkę tego typu, jednakże w tym przypadku, czytając Twoją recenzję, przypomniałam sobie cudowne czasy, kiedy listy były na porządku dziennym :) trochę przykre, że to już zanika na rzecz maili i telefonów, bo ta niepewność i oczekiwanie były na swój sposób cudowne :)
Dominika Rygiel
do Iwona
To prawda, listy były (choć chciałabym móc napisać, iż są) pięknym narzędziem przekazywania emocji. Są tak cudownie namacalne, pamiątkowe. Inny wymiar :)
Kasia
do Iwona
Jej nie pamietam kiedy ostatnio napisałam jakis list ;) to były czasy!
Dominika Rygiel
do Kasia
A mnie się wbrew pozorom zdarza :) Listy mają duszę, szkoda z nich rezygnować.
Pomysłowa
Niezwykłe listy. Chyba nie dałabym rady przeczytać całej książki napisanej w ten sposób, ale te fragmenty, które wybrałaś, są wyjątkowo piękne. Nie umiem sobie tego wyobrazić, że kiedyś trzeba było tak długo czekać na czyjąś odpowiedź na list. To nie do pomyślenia w dobie internetu i komunikacji instant. Mamy za co być wdzięczni :-)
Dominika Rygiel
do Pomysłowa
Z jednej strony możemy być wdzięczni, z drugiej zaś sporo tracimy. Listy są cudownie namacalne, są pamiątką do której można wrócić po latach. Internet czy telefony nam tego nie zapewniają.
Świat Toli
Nie czytuję tego typu literatury ale wygląda zachęcająco, takie prawdziwe życie.