Wyobraź sobie śmierć.
Jak Ją widzisz? Kim jest dla Ciebie? Dostojną dama z kosą w ręku? A może staruszką w obdartym łachmanie, z kapturem na głowie? Przerażającą istotą o trupim wyglądzie twarzy? Zarazą, o której lepiej nie wspominać? Nieuchronnym przeznaczeniem, które spotkać można za zakrętem życia? Jeśli nie spotkałeś jej do tej pory bezpośrednio, jest być może zarówno jednym, a może drugim, trzecim, jak i czwartym określeniem zarazem.
Wyobraź sobie jednak, że Śmierć jest utratą.
Utratą Twojego jedynego dziecka. Czai się za Tobą od chwili, gdy usłyszałaś, że jego serce przestało bić. Wlecze się za Tobą z mozołem, a jej prześmiewczy chichot towarzyszy Ci w najmniej oczekiwanym momencie. Jest niczym smród, który ciągnie się za Tobą na każdym kroku, nieustannie dając poczucie, że każdy kolejny dzień już nigdy nie będzie taki, jak wcześniej. Będzie co najwyżej sfermentowaną, karykaturalną wersją normalności, do której nigdy już nie wrócisz, a każda próba powrotu okaże się fiaskiem.
Helena Mobacke doświadcza tego codzienne.
Dojmujące poczucie życiowej klęski i pogłębiającego się, nieukojonego smutku po stracie jedynego syna tkwi w niej głęboko i jest niczym zadra, tym głębsza, iż regularnie rozdrapywana służbowymi obowiązkami. Szczycąca się zawodowymi sukcesami policjantka ze Śmiercią spotyka się każdego dnia. Śmierć nastolatka, który wepchnięty zostaje pod koła metra, z jednej strony jest kolejną sprawą, którą musi rozwiązać. Z drugiej zaś, jest namacalnym dowodem, iż Śmierć nie daje o sobie zapomnieć, wgryza się w jej duszę, rozdrapuje jątrzącą się ranę, a sama – brutalnie okaleczając kolejne rodziny – zbiera bogate żniwo. Kto Jej pomaga? Zadaniem Heleny – wbrew rozpaczy, jaka trawi jej serce – jest tego dociec i stanąć na drodze bezwzględnej Kostusze. Czy wygra tę batalię?
Kilka miesięcy po śmierci Antona stała z garścią tabletek w ręce. Zrozumiała wtedy, jak rozpaczliwie chce żyć. Właśnie to boli najbardziej – że nie można tego zrobić porządnie.
Powieść, która wyszła spod pióra Szwedki Johanny Mo od samego początku chwyta za gardło swoją hipnotyczną niemal narracją. Niepokój, weltschmerz i jedyny w swoim rodzaju ból – ból matki opłakującej stratę dziecka – to jedne z głównych odczuć, jakie wpisane są w lekturę niniejszej książki. Zważywszy na fakt, iż główna bohaterka obdarowana została pogruchotaną psychiką, opowieść pełna jest chłodnego dystansu, apatii, marazmu i obojętności. To lektura podszyta melancholią i egzystencjalnym zobojętnieniem. Pytania o istotę i sens życia w obliczu utraty najbliższych osób dodają jej głębi. Emocjonalna bezsilność wynikająca z portretu psychologicznego głównej bohaterki w sposób idealny przedstawiona została na okładce powieści. Powściągliwa, chłodna kolorystyka, somnambuliczny wydźwięk i prostota w doborze elementów doskonale oddają pełną nostalgii zawartość kryminału.
Sama kryminalna intryga, w obliczu bezkonkurencyjnej, niezaprzeczalnej skandynawskiej aury, zdaje się wypadać blado. Tajemnicze wypadki pod kołami pociągu (w tym przypadku metra) nie są niczym oryginalnym. Tego rodzaju fabularna osnowa nie zaskakuje, jest szablonowa i ociera się o utarte, bezpieczne schematy.
Niespodzianką jest jednak sposób prowadzenia śledztwa oraz jego rozwiązanie – za sprawą ciekawego portretu psychologicznego głównej bohaterki, zepchnięte zostały na drugi plan. Taka koncepcja odciąga uwagę czytelnika od samej zagadki, dlatego też Tak sobie wyobrażałam śmierć jawi się jako ponadprzeciętny kryminał. Za sprawą krótkich, oderwanych od siebie, pociętych rozdziałów powieść pochłania się na wdechu. To beletrystyka ze sporą dawką psychologicznej głębi i to ona – obok niezapomnianego, chłodnego klimatu – zachwyca najbardziej.
Tak sobie wyobrażałam śmierć to powieść ze Śmiercią w tytule, fabule i przesłaniu. Zabójcza Bohaterka oblicz ma wiele, każdemu jawi się inaczej, a pomimo to, jej postać pozostawia za sobą niewyobrażalne poczucie straty i bezkresną, niepojmowalną rozpacz. U Johanny Mo mają one posmak narracyjnej beznamiętności i egzystencjalnego marazmu, dlatego też, kryminał ten znacząco wyróżnia się spośród morza mu podobnych.
Tytuł: Tak sobie wyobrażałam śmierć
Autor: Johanna Mo
Wydawnictwo: Editioblack
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 317
Tłumaczenie: Alicja Rosenau
Komentarze
Krystyna M.
Muszę przyznać, że mnie zaciekawiłaś. Naprawdę dobrze napisana recenzja :) Książkę dopisuję do listy!
Karolina / Nasze Bąbelkowo
To musi być niesamowicie smutna i przejmująca historia. W dodatku skandynawska - a te ze wszech miar uwielbiam. Bardzo mnie zaintrygowalaś - i chętnie przeczytam, bo właśnie takie psychologiczne lektury lubię najbardziej.
Tomek
Dla mnie śmierć to ciemnowłosa kobieta w czerwonej sukience i czerwono umalowanych ustach, która namiętnie Cię całuje
blogierka
Zdecydowanie zachęciłaś mnie tą recenzją do przeczytania tej powieści Orientujesz się czy dostanę ją w jeżyku angielskim?
lauralr
zbyt mocna jak dla mnie ja to raczej stawiam tylko na kosmetyczne poradniki.