Plan doskonały? – „Archipelag Lewiatana”, Marcin Cielecki

Przedpremierowa recenzja patronacka

Marcin Cielecki otwiera swoją powieść mocnym i wyrazistym akcentem: zbrodnią, zdawać by się mogło, doskonałą. Czyn to bowiem przemyślany i zaplanowany w najdrobniejszym szczególe. Dokonuje go Bartek Ostrowski. Główny bohater Archipelagu Lewiatana zabija z zimną krwią, bez skrupułów, z rozmysłem i precyzją, bez zbędnych emocji. To teatralne otwarcie powieści nie jest i nie może być zapowiedzią powieści stricte detektywistycznej.  Imię sprawcy znamy bowiem od samego początku, a jedynym znakiem zapytania zdaje się być motyw tej jakże dopracowanej zbrodni. Nic bardziej mylnego. O ile ten nasycony ekspresją punkt wyjścia rodzi szereg pytań o motyw, tak naprawdę stanowi ledwie preludium dla obszernego studium psychologicznego człowieka wytaczającego najcięższe i niechybne działa w imię szeroko pojętego dobra…

Już sam opis zbrodni nakreśla nam kontury osobowości Bartka – osoby skrywającej się za maską planu i drobiazgu. To postać, która od samego początku narzuca sobie surową dyscyplinę i nie przewiduje pomyłek. Zaplanowane w detalu i perfekcyjnie zrealizowane zabójstwo, a w konsekwencji wyjazd do klasztoru klauzurowego pod pretekstem przygotowania doktoratu brzmi jak plan idealny. Dla Bartka to optymalna próba schronienia się przed światem i przeczekania konsekwencji wynikających z popełnionego czynu. Klasztorna asceza oraz narzucone milczenie zdają się być dlań perfekcyjną płachtą ochronną. Jednakże nawet najznakomitszy plan w zderzeniu z rzeczywistością ma szanse na niepowodzenie…

Gdy się śpi, wyłazi na wierzch wszystko, co było skrywane.

Cieniem na scenariuszu Bartka kładzie się noc. Sen nie jest dla niego sprzymierzeńcem. Boi się go.  Senne mary wymuszają na nim konfrontację z własnym sumieniem. Podobnież jak i klasztorne towarzystwo, którego się nie spodziewał. Spotykany podczas posiłków ksiądz Henryk oraz młoda dziewczyna – Agnieszka, stają się dla Bartka trudnymi w obyciu, opresyjnymi kompanami. Towarzystwo to nie sprzyja znalezieniu złaknionego spokoju i ułożeniu myśli. Początkowo znajomość ta opiera się na kłamstwie –wszak każdy skrywa głęboko osadzoną, osobistą tajemnicę; każdy znajduje się w miejscu odosobnienia nie bez przyczyny. Coraz częstsze i coraz szczersze rozmowy, niewygodne pytania i dociekliwość gości klasztornych ukazują przed czytelnikiem nie tylko prawdziwego Bartka, ale i autentycznego księdza Henryka, rzeczywistą Agnieszkę, którzy z każdym kolejnym zapytaniem obdarci zostają z kolejnych warstw maski i planu, które na siebie narzucili.

To nie jest odpoczynek i to nie jest więzienie. To coś pomiędzy. – stan zawieszenia, oczyszczenie.

Dla Bartka klasztorne mury, surowa i odgórnie narzucona dyscyplina miały być próbą przepracowania niechybnego czynu, którego się dopuścił. To azyl, w którym odnajduje, jak sam mówi „gniew i własną bezradność, swój wstyd i czyjś strach”. Finalnie zaś mury te stają się swego rodzaju konfesjonałem, spotkania z gośćmi klasztoru rekolekcjami i zwierciadłem duszy, a jego otoczenie czyśćcem. 

Tutaj, w tym pięknym klasztorze, można (…) dogonić czas. A przynajmniej siebie samego trochę zapomnianego.

Cielecki stawia szereg pytań o człowieczeństwo, to najważniejsze odnosi się jednakże do sumienia i stosunku człowieka wobec zła. Archipelag Lewiatana to bowiem wyraźne oskarżenie wobec znieczulicy i zobojętnienia społeczeństwa wobec okrucieństwa dziejącego się tuż za rogiem, za ścianą sąsiada oraz machinalnego przymykania nań oka. Bartek to postać przewrotna i wywrotowa, swego rodzaju super bohater, który niczym Batman wyrwany z kart komiksu, swój zły czyn tłumaczy dobrymi pobudkami. Krzyk to ostentacyjny, donośny i ostateczny, być może przejaskrawiony, mający jednak na celu przerwanie karuzeli przemocy i zła. To również trudne pytanie o granicę wymiaru sprawiedliwości. Czy jest i powinna być elastyczna, stricte uzależniona od intencji sprawcy? A być może walka ze złem to literacka utopia, niedościgniony ideał? Dylemat moralny, na który autor nie podaje ostatecznej odpowiedzi. Wręcz przeciwnie – wszelkie nasuwające się odpowiedzi poddaje wątpliwościom, pozostawia czytelnika z kiełkującą niepewnością.

Spogląda na swój pokój. Niczego mu nie trzeba, co zbędne. Pieczołowicie gromadzona przez całe życie kolekcja płyt okazała się niepotrzebna. Książki poukładane na półkach, tak ważne jak żywe osoby, nie są konieczne. Telewizor, radio, ba, Internet. Wszystko to, co zabierało mu czas – było ucieczką od siebie. Ciągła gonitwa za nowościami, za promocjami, za okazjami, była pościgiem za wczorajszym dniem. Teraz czuje, że słyszy własne myśli.

Archipelag Lewiatana to jednocześnie powieść punktująca współczesną rzeczywistość, tę z zadyszką, pełną pokus i konieczności. To smutna konstatacja, iż tempo dzisiejszego świata stanowi uzależniającą opresję, której zbyt łatwo jest się poddać. Cielecki podkreśla, iż „każdy ma swoją wojnę, z której musi wrócić”. Demonstruje, iż spokój i szczęście, to nieopisane i niedefiniowalne sacrum odnaleźć można w rzeczach najprostszych: w ascetycznych murach, w przeszytej bzyczeniem muchy ciszy, w skromnym posiłku, podczas wertowania brewiarza, w zielonym oddechu lasu, w perfekcji wschodnich sztukach walki.

Ścieżka niezmordowanie wije się w górę. Linia lasu czarną kreską odrysowuje horyzont. Ten sam widok. Krajobraz porusza się w tym miejscu z prędkością właściwą, czyli naturalną. Dla niego to za wolno. Żyje innym tempem, prędkością miasta, sztucznego światła, telefonów, smsów i maili. Kawy i energetyków. Podniety oczu i zmęczenie ciała. Wczesne wstawanie do pracy, zbyt późne kładzenie się spać. Nudna praca w firmie, ożywiona myślą, że już niedługo zakończy się dzień. Już kiedyś złapał się na myśli, że jedyne, na co czeka w pracy, to emerytura.

Archipelag Lewiatana to odrobinę filozoficzna powieść rodząca pytanie za pytaniem odnośnie granic wymiaru sprawiedliwości, zbrodni i kary, pokuty za przewiny, miejsca człowieka w społeczeństwie i w obliczu Boga. Napisana ascetycznie i z rozmysłem słowa, niepozbawiona wielokierunkowości. Niejednoznaczna, niepokojąca, a jednocześnie dająca niedefiniowalne ukojenie.

Tytuł: Archipelag Lewiatana
Autor: Marcin Cielecki
Wydawnictwo: JanKa
Rok wydania: 2020

PATRONAT logo_640

Jednym zdaniem

Odrobinę filozoficzna powieść rodząca szereg pytań odnośnie granic wymiaru sprawiedliwości, zbrodni i kary, pokuty za przewiny, miejsca człowieka w społeczeństwie i w obliczu Boga. Wielokierunkowa, niejednoznaczna, niepokojąca, a jednocześnie dająca niedefiniowalne ukojenie.

— Dominika Rygiel
Postawisz mi kawę?
0 komentarzy
3 Osób lubi to
Poprzedni wpis: Wystawiając rachunek – „Stacja Tokio Ueno”, Yu MiriNastępny wpis: Między jawą a fantazmatem – „Talita”, Paweł Huelle

Zobacz także

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O mnie

Z wykształcenia romanistka. Z zamiłowania czytelniczka. Pełna skrajności. Z jednej strony pielęgnująca w sobie ciekawość i wrażliwość dziecka, z drugiej krytycznie patrząca na świat.

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Odwiedź mnie na

Bookiecik na YouTube

Najnowsze wpisy
Kalendarz
grudzień 2024
P W Ś C P S N
 1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
3031  
Najbardziej popularne
Najczęściej komentowane
Patroni
Archiwum